Wstydliwa rocznica?
W tym roku skromnie bez rozgłosu na polecenie władz miejskich zapalono znicze i położono wiązankę kwiatów na pomniku poległych żołnierzy radzieckich w walkach o Chojnice.Ponoć nadawanie rozgłosu tym obchodom ze względu na historię PRL–u jest nie na czasie. Pomijając aspekt historyczny, iż w 1945 r. innej możliwości „wyzwolenia” nie było - to temat wojennych mogił nadal pozostaje bardzo drażliwy i za każdym razem budzi kontrowersje, szczególnie wśród polskich środowisk kombatanckich. Jednak jeszcze długo rozmowy na podobne tematy i ewentualne decyzje pozostaną bardzo skomplikowane, szczególnie z punktu widzenia etycznego i moralnego. Istotne są także, podpisane po wojnie, porozumienia, które mają gwarantować godne traktowanie mogił wojennych.
Reklama | Czytaj dalej »
14 lutego 1945 r. jest symboliczną datą wypędzenia Niemców z Chojnic, a to co stało się po 14 lutego nie zależało już od walczących. Nie oznaczało to dla Polski wyzwolenia, ponieważ jedna armia wyparła drugą armię.
Nie ma wątpliwości, że ostateczne rozwiązanie podobnych kwestii to konieczność. Niektórych tematów nie da się bezustannie okrywać milczeniem. Nie można ich także brutalnie rozwiązywać nietrafionymi decyzjami.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (94)
- Komentarze Facebook (...)
94 komentarzy
Nie można żyć oglądając się wstecz, szczególnie gdy to dotyczy wzajemnych relacji. My też nie byliśmy święci za jakich się chcemy uważać. Wystarczy wspomnieć o pacyfikacjach wschodnich rubieży w większości zamieszkanych nie przez rdzenną polską ludność, a dokonywanych przez hallerczyków - to być może łatwiej zrozumiemy późniejsze bestialstwa dokonywane przez Ukraińców. My też mieliśmy obozy jenieckie dla żołnierzy Armii Czerwonej, czego Stalin nam nigdy nie mógł wybaczyć, podobnie jak cudu nad Wisłą. Jednak nie tędy droga. Faktem bezspornym jest, iż w lutym 1945 r. innej alternatywy dla Polski nie było. Sprzedanie Polski przez aliantów w 1939 r. a sześć lat później w Jałcie odbyło się za pomocą naszych zachodnich sojuszników, za wolność których też krew przelaliśmy. Jakoś dziwnie łatwo przyszło nam się pogodzić i przejść z tym faktem do porządku dziennego. To, że Stalin zaczął dyktować warunki nie może rzutować na ofiarność i poświęcenie prostego żołnierza radzieckiego, który gdyby nie wojna rozpętana przez III Rzeszę - to o Chojnicach - do końca swojego żywota, by nie słyszał.
Wyzwalający nasze tereny 2 Front Białoruski, posiadał na swoim zapleczu specjalny oddział NKWD ds. Jeńców Wojennych i Internowanych. (tzw. Żelazna Miotła)
Żołnierzom walczącym o Chojnice wcześniej powiedziano, iż miasto jest niemieckie i w tej kategorii należy je traktować. Po gwałtach, kradzieżach, rabunkach, podpaleniach nastąpiły aresztowania. Dotyczyły mieszkańców naszego miasta, których wojskowe władze oskarżyły przyjęcie obywatelstwa niemieckiego, kolaboracje i Bóg raczy wiedzieć o co. Nie byli to dżentelmeni bawiący się w konwenanse. O ich brutalności może świadczyć śmierć, w wyniku ran odniesionych od pobicia - Zofii Ryngwelskiej, która zmarła 15 lutego 1945 r. Ile było takich przypadków nie ujawnionych? - tego nikt nie wie. Skala represji w Chojnicach była na tyle duża, iż w dniu 26 marca 1945 r. odprawiony został z Działdowa do ZSRR kolejny znaczny transport liczący 1462 osoby. W transporcie tym znalazło się też 326 niemieckich kobiet i dzieci z Chojnic i okolic. Nie ma najmniejszych wątpliwości, ze utworzony w naszym mieście Oddział Powiatowego Państwowego Urzędu Repatriacyjnego ściśle nadzorowany był przez NKWD, podobnie rzecz się miała z wojskiem i milicją. Ale przy tym należy również pamiętać, ze to wielu naszych rodaków zdecydowało się na współpracę z sowieckimi agenturami, a wiadomo, iż Polak dla obcego lubi pracować (w tym przypadku czytaj - kapować) to niedawni uczniowie szybko przerośli swoich nowych nauczycieli. Na nich też spoczywa część odpowiedzialności, ale wygodniej o tym milczeć. Problem jest bardziej skomplikowany, niż to się z pozoru wydaje.
O skutkach i późniejszych efektach nowego systemu narzuconego nam ze Wschodu nie warto wspominać, skoro z jego powiązaniami mamy do czynienia do chwili obecnej. Wybaczyliśmy Niemcom, wybaczmy Rosjanom, co nie oznacza, iż nie mamy pamiętać jakiej lekcji historii nam udzielili. Ocalmy ją dla potomnych, ale nie w duchu nienawiści. To nie żołnierze, a raczej ich przywódcy, totalitarny system, który wytworzył specjalne oddziały jak Gestapo czy NKWD przyczynił się do ceny jaka przyszło nam zapłacić - oby ostatni raz.
Rosjanie wiedzą, że w Polsce nie są korzystnie postrzegani, podobnie jak i my za granicą. Być może jest to jedna z przyczyn dla której zabrakło sylwetki polskiego żołnierza na stawianym pomniku w Moskwie nawiązującym do walki z hitlerowskim najeźdźcą. Za to znalazło się miejsce dla żołnierza francuskiego, którego wkład w rozgromienie faszyzmu jest znikomy. Może, to spowodowało, iż uważają, że powinniśmy im być wdzięczni za Jałtę - co wydaje się dla polskiego narodu niezrozumiałe, jak i dla naszej dyplomacji zagranicznej. Nie ma już pomników „Za naszą i waszą wolność, ale wspólny problem z przeszłości pozostał
Nie można żyć oglądając się wstecz, szczególnie gdy to dotyczy wzajemnych relacji. My też nie byliśmy święci za jakich się chcemy uważać. Wystarczy wspomnieć o pacyfikacjach wschodnich rubieży w większości zamieszkanych nie przez rdzenną polską ludność, a dokonywanych przez hallerczyków - to być może łatwiej zrozumiemy późniejsze bestialstwa dokonywane przez Ukraińców. My też mieliśmy obozy jenieckie dla żołnierzy Armii Czerwonej, czego Stalin nam nigdy nie mógł wybaczyć, podobnie jak cudu nad Wisłą. Jednak nie tędy droga. Faktem bezspornym jest, iż w lutym 1945 r. innej alternatywy dla Polski nie było. Sprzedanie Polski przez aliantów w 1939 r. a sześć lat później w Jałcie odbyło się za pomocą naszych zachodnich sojuszników, za wolność których też krew przelaliśmy. Jakoś dziwnie łatwo przyszło nam się pogodzić i przejść z tym faktem do porządku dziennego. To, że Stalin zaczął dyktować warunki nie może rzutować na ofiarność i poświęcenie prostego żołnierza radzieckiego, który gdyby nie wojna rozpętana przez III Rzeszę - to o Chojnicach - do końca swojego żywota, by nie słyszał.
Wyzwalający nasze tereny 2 Front Białoruski, posiadał na swoim zapleczu specjalny oddział NKWD ds. Jeńców Wojennych i Internowanych. (tzw. Żelazna Miotła)
Żołnierzom walczącym o Chojnice wcześniej powiedziano, iż miasto jest niemieckie i w tej kategorii należy je traktować. Po gwałtach, kradzieżach, rabunkach, podpaleniach nastąpiły aresztowania. Dotyczyły mieszkańców naszego miasta, których wojskowe władze oskarżyły przyjęcie obywatelstwa niemieckiego, kolaboracje i Bóg raczy wiedzieć o co. Nie byli to dżentelmeni bawiący się w konwenanse. O ich brutalności może świadczyć śmierć, w wyniku ran odniesionych od pobicia - Zofii Ryngwelskiej, która zmarła 15 lutego 1945 r. Ile było takich przypadków nie ujawnionych? - tego nikt nie wie. Skala represji w Chojnicach była na tyle duża, iż w dniu 26 marca 1945 r. odprawiony został z Działdowa do ZSRR kolejny znaczny transport liczący 1462 osoby. W transporcie tym znalazło się też 326 niemieckich kobiet i dzieci z Chojnic i okolic. Nie ma najmniejszych wątpliwości, ze utworzony w naszym mieście Oddział Powiatowego Państwowego Urzędu Repatriacyjnego ściśle nadzorowany był przez NKWD, podobnie rzecz się miała z wojskiem i milicją. Ale przy tym należy również pamiętać, ze to wielu naszych rodaków zdecydowało się na współpracę z sowieckimi agenturami, a wiadomo, iż Polak dla obcego lubi pracować (w tym przypadku czytaj - kapować) to niedawni uczniowie szybko przerośli swoich nowych nauczycieli. Na nich też spoczywa część odpowiedzialności, ale wygodniej o tym milczeć. Problem jest bardziej skomplikowany, niż to się z pozoru wydaje.
O skutkach i późniejszych efektach nowego systemu narzuconego nam ze Wschodu nie warto wspominać, skoro z jego powiązaniami mamy do czynienia do chwili obecnej. Wybaczyliśmy Niemcom, wybaczmy Rosjanom, co nie oznacza, iż nie mamy pamiętać jakiej lekcji historii nam udzielili. Ocalmy ją dla potomnych, ale nie w duchu nienawiści. To nie żołnierze, a raczej ich przywódcy, totalitarny system, który wytworzył specjalne oddziały jak Gestapo czy NKWD przyczynił się do ceny jaka przyszło nam zapłacić - oby ostatni raz.
Rosjanie wiedzą, że w Polsce nie są korzystnie postrzegani, podobnie jak i my za granicą. Być może jest to jedna z przyczyn dla której zabrakło sylwetki polskiego żołnierza na stawianym pomniku w Moskwie nawiązującym do walki z hitlerowskim najeźdźcą. Za to znalazło się miejsce dla żołnierza francuskiego, którego wkład w rozgromienie faszyzmu jest znikomy. Może, to spowodowało, iż uważają, że powinniśmy im być wdzięczni za Jałtę - co wydaje się dla polskiego narodu niezrozumiałe, jak i dla naszej dyplomacji zagranicznej. Nie ma już pomników „Za naszą i waszą wolność, ale wspólny problem z przeszłości pozostał
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!