Nagranie i relacja policjanta z akcji w Suszku
Chojnicka policja publikuje nagranie policjanta sierż. Przemysława Borowickiego, który jako jeden z pierwszych dotarł na miejsce obozu harcerskiego feralnej nocy po przejściu nawałnicy z 11 na 12 sierpnia.
Sierż. Przemysław Borowicki służbę w policji pełni od 4 lat, przez ten czas pełni funkcję policjanta Referatu Patrolowo-Interwencyjnego w Komendzie Powiatowej Policji w Chojnicach. W dniu 11.08.2017 r. pełnił służbę wspólnie z sierż. sztab. Krzysztofem Olczakiem w ramach patrolu interwencyjnego w godz.22-6.
Reklama | Czytaj dalej »
- Czy mógłbyś opowiedzieć nam o służbie w tę tragiczną piątkową noc?

- Kiedy ostatecznie udało się Wam dotrzeć na miejsce?
- W pewnym momencie, mniej więcej kilkaset metrów przed samym obozem, podjęliśmy decyzję, żeby nie czekać na udrożnienie drogi przez pilarzy. W tym czasie przez utorowaną przez nas drogę dotarł strażak z chojnickiej komendy samochodem terenowym. Ruszył z nami pieszo przez powalone drzewa.
- Co zastaliście na miejscu?
- Po kilkunastu minutach drogi zauważyliśmy namioty przygniecione drzewami, a dookoła nich nie było nikogo. Zacząłem nawoływać „harcerze!!”, jednak co najbardziej zapamiętałem, to głucha cisza. Nikt się nie odzywał, w ten sposób dobiegliśmy do jeziora, gdzie zauważyłem, że płynie w naszym kierunku łódka. Okazało się, że to strażacy, których nakierowałem światłem latarki w trybie SOS na kierunek obozu.
- Gdzie w tym czasie byli harcerze?
- Okazało się, że tuż przy nas – zgrupowali się w odległości kilkudziesięciu metrów od obozu w „młodniku”. Prawdopodobnie na skutek szoku początkowo się do nas nie odzywali. Dzieci były bardzo wystraszone, zziębnięte i przemoczone. Większość z nich była w samej bieliźnie, część z nich nie miała butów ani skarpet. Grupa była jednak bardzo zorganizowana, była tam osoba, która miała strój ratownika medycznego, to był ktoś z obozu. Zdziwiło mnie, że w takich dramatycznych okolicznościach osoby dowodzące w obozie potrafiły tak skutecznie przeprowadzić akcję ratunkową na miejscu. Ranni byli opatrzeni i pogrupowani wg. skali obrażeń.
- Jakie były Wasze dalsze czynności?
- Pierwsze co mi przyszło do głowy, to zdjęcie kurtki i owinięcie nią przemoczonej 13-letniej dziewczynki o imieniu Gabrysia. Dodawaliśmy dzieciom otuchy i uspokajaliśmy je. Następnie zasugerowałem strażakom, że zanim dotrą służby medyczne, które jak się okazało dotarły na długo później, a i tak utknęły w Lotyniu, aby wyselekcjonowali osoby, które będę mógł bezpiecznie przetransportować do szpitala naszym radiowozem. Za mną jechał terenowy samochód strażacki, który przewoził ciężko ranną osobę na desce ratunkowej. Kierujący nim strażak był spoza powiatu chojnickiego i całkowicie nie znał drogi, więc musieliśmy go pilotować. Mój kolega z patrolu sierż. sztab. Krzysztof Olczak w tym czasie został na miejscu w obozie, gdzie prowadził czynności wraz z innymi służbami ratowniczymi.
- Czy chciałbyś dodać coś na koniec naszej rozmowy?
- Przede wszystkim jako policjant jestem pełen podziwu dla osób, które brały udział w tej dramatycznej akcji ratowniczej, w szczególności chylę czoła mieszkańcom wsi Lotyń i Nowa Cerkiew, pilarzom pracującym przez wiele godzin własnym sprzętem, panu Jerzemu Łangowskiemu z Nowej Cerkwi, który udostępnił swój prywatny ciężki sprzęt budowlany, Marcinowi Borowickiemu, dzięki któremu udało nam się dotrzeć najkrótszą i najszybszą drogą do obozowiska, a także dowódcom obozu harcerskiego za ich sprawne działanie, które bez wątpienia znacznie ograniczyło liczbę ofiar. Uważam, że taka solidarna postawa wszystkich, nie tylko służb ratowniczych pomaga przezwyciężać nawet największe katastrofy.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Ch24 (17)
- Komentarze Facebook (...)
17 komentarzy
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ch24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!