Polak, żołnierz, tułacz

Nie ma chyba lepszej nauki historii, niż spotkanie z człowiekiem, który bezpośrednio uczestniczył w danych wydarzeniach.

Taką sposobność mieli uczniowie chojnickiego II LO. Szkoła ta nosi imię gen. Władysława Andersa. W poniedziałek (6.06) mury szkoły zaszczycił swoją obecnością Jan Wróblewski. Jego wojenne losy były bardzo skomplikowane, jak w wielu przypadkach mieszkańców Pomorza czy Śląska. Pan Jan został siłą wcielony do armii niemieckiej. Potem walczył w patyzantce de Gaulle'a, ostatecznie znalazł się w armiii Andersa. Służył w służbach radiokomunikacyjnych. Po zakończeniu wojny dla żołnierzy Andersa powrót do Polski stał się praktycznie niemożliwy. Komunistyczne władze więziły ludzi, którzy walczyli za Polskę po „niewłaściwej stronie”. Pan Jan znalazł się wraz z innymi weteranami w Anglii.

- To było straszne, nie mieliśmy żadnego kontaktu z rodziną, nie mogłem nawet napisać listu do rodziny w Polsce, bo groziłyby im represje. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nigdy możemy już nie ujrzeć swojego kraju nad Wisłą - mówił bohater spotkania.

Potem nadeszła propozycja wyjazdu do Australii. Tam znalazł się zupełnie sam, wyrwany nawet z europejskich korzeni. Osiadł na Tasmanii, ożenił się (nie z Polką), pracował jako asystent inżyniera.

Jego poprzedni przyjazd na łono ojczyzny miał miejsce w 1980 roku. Jak wspomina, to było traumatyczne przeżycie, pełne wielu sprzecznych odczuć i emocji. Był, a jednocześnie nie był to jego kraj, kraj, który przez ponad 30 lat nie chciał go przyjąć... Obecnie pan Jan ma 91 lat. Opowiadał licealistom swoje wojenne losy i radził, aby dobrze się uczyć i być dumnym ze swojego kraju.

Reklama | Czytaj dalej »

Artykuł pochodzi z portalu www.chojnice24.pl

• Komentarze Chojnice24 (9)
• Komentarze Facebook (...)

9 komentarzy

• 1

~też z Brusów

Pomorze zostało wcielone do Rzeszy. Aby uchronic rodzinę przed wywiezieniem do Guberni lub Rzeszy podpisywano III grupę. Jestem już w takim wieku, że pamiętam te czasy. Nam dzieciom żyło się lepiej niż tym np. zamojczyzny. Po podpisaniu listy III - w krótkim czasu ojcowie byli powoływani do wermahtu. Jedni poszli na front na wschód w zasadzie nie wracali, pozostali tam na wieki. Innych skierowano na zachód. Dostali się do niewoli amerykańskiej lub brytyjskiej. To przyszła Armia Polska, która walczyła z Niemcami. Taki los Polaków. Po 1945 wiiększość wróciła do Ojczyzny. Gdy zdemobilizowany żołnierz zajął się odbudową kraju, nie zajmował się polityką, żył spokojnie nikt go nieprzesladował. Ale byli tacy, co chcieli budować nowy ustrój inny jaki za zgodą Wielkiej Czwórki istniał w Polsce to miał kłopoty. Ale tych było mało, moze jakiś dawny dziedzić, oficer. Taki był los Polski - zależny od woli zwycięsców. Jezeli, ktos pozostał na zachodzie i nie wrócił do kraju to bał się, bo miał coś na sumieniu. To coś to - jego przeszłość. Tam na obczyżnie prowadzili politykę wrogą, bo czerpali z polskiego złota lub srebrników mocodawców. Był tam rząd - Kto go wybierał? Analizować kulisy tej ich polityki to tak pięknie nie było - intrygi, (może i z Sikorskim)

10 Czerwca 2011, godzina 17:31

~Paweł Jan Wajlonis

@BRUSZANIN: A to ciekawe, na jakich źródłach historycznych opiera pan swoją tezę?

09 Czerwca 2011, godzina 23:40

~BRUSZANIN

Niestety byli też wśród Kaszubów ochotnicy w Wermachcie ! Na drugą stronę przechodzili dopiero wtedy gdy alianci zbyt mocno dobierali im się do d..y, wtedy oczywiście skomleli, że zostali do wojska wcieleni przez Niemców siłą !

08 Czerwca 2011, godzina 20:56

~Paweł Jan Wajlonis

@barnaba: Rozumiem, po prostu zabrzmiało to nieco dziwnie; zasugerowałem się tym, że skoro nie służył w Wehrmachcie dobrowolnie, to nie ma się czego bać/wstydzić. Tym bardziej, że udało mu się na drugą stronę przedostać

08 Czerwca 2011, godzina 19:58

~barnaba

@Panie Wajlonisie Jr.
A czy ja gdzieś napisałem że Wróblewski podpisał volkslistę dobrowolnie? Założyłem, że skoro był w Wehrmachcie to miał papiery volskdojcza (był na volksliście, obojętnie której kategorii). Casus Józef (Joseph) Tusk się kłania. Oboje myślimy o tym samym. Pozdr.

08 Czerwca 2011, godzina 10:04

~Paweł Jan Wajlonis

@barnaba: Szanowny panie, do wiadomości pańskiej podaję, że problem z ludnością kaszubską - czy szerzej z mieszkańcami Pomorza był podczas II wojny światowej taki, iż naczelnik tego okręgu uznał, że wszyscy urodzeni przed 1918 rokiem na tych terenach - czyli na terenach zaboru pruskiego są obywatelami Rzeszy. Bez pytania o zgodę, narodowość itp. Dlatego też, bez podpisywania volkslisty wcielano wielu młodych mężczyzn do armii niemieckiej. Wątpię, by pan Wróblewski podpisywał więc volkslistę, najprawdopodobniej nie musiał, gdyż władze z góry uznały jego niemieckość. Tak jak i niemieckość większości mieszkańców tego regionu.

07 Czerwca 2011, godzina 21:41

~barnaba

Bez przesady, takich szeregowców to po wojnie setki wracały do Polski i nikt za bardzo ich nie prześladował. Problemy mieli przede wszystkim oficerowie, albo ludzie faktycznie zaangażowani przeciwko komunie. Pewnie Wróblewski bał się ze mu wyciągną papiery volksdojcza, przecie inaczej w Werhmachcie by nie służył.

07 Czerwca 2011, godzina 10:52

~mama

Sorki, zaskoczyłam, ze chodzilo o powrót do kraju.

06 Czerwca 2011, godzina 20:30

~mama

Co tzn stał się praktycznie niemożliwy, w czym? w zachowaniu czy jak?

06 Czerwca 2011, godzina 20:28

Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

• 1

Dodaj komentarz

Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!

Zaloguj się lub dodaj komentarz jako gość

Twój podpis

Tutaj nie wpisuj nic

E-mail (nie będzie publikowany)

Zalogowani użytkownicy mogą otrzymywać powiadomienia o nowych komentarzach. Zaloguj się