Zanim nadeszło wyzwolenie...
Wertując archiwalne wydania Słowa Powszechnego (PAX) – pisma codziennego wydawanego w Warszawie - w wydaniu z dnia 18 lutego 1975 r., czytamy wspomnienia chojniczanina Stanisława Gierszewskiego z okresu lat 1944 – 1945.
(…) Był kwiecień 1944 r. Biuro adwokata Szulca mieściło się przy placu Jagiellońskim. Zbieg okoliczności sprawił, że nie wywieziono mnie na roboty do Rzeszy. Arbeitsamt skierował mnie – 14 letniego chłopca – do pracy u adwokata Szulca w charakterze gońca.
Z duszą na ramieniu przekroczyłem próg ponurego gabinetu. Przyjmował mnie asesor kierujący adwokaturą pod nieobecność Szulca zasilającego szeregi Wehrmachtu.
- Będziesz tu wykonywał polecenia moje i Fräulein Heli, należy być posłusznym i zdyscyplinowanym, posłusznym, wykonywać wszystko, co ci będzie nakazane. Jeżeli wchodząc do biura zastaniesz tu obcych ludzi to pamiętaj o hitlerowskim pozdrowieniu – a przede wszystkim wtedy, gdy będzie tutaj Frau Szulc. W innych przypadkach masz mówić Guten Tag. W taki oto sposób rozpocząłem edukację gońca.
Reklama | Czytaj dalej »
Dni biegły bez większych wrażeń i może nie pozostałby mi w pamięci, gdyby nie ciekawe popołudnia.
Gdzieś pod koniec lata 1944 r. Fräulein Hela zapytała mnie, czy chciałbym polską lekturę. Mogła takie pytanie do mnie skierować znając doskonale moich rodziców. Ponieważ popołudnia w biurze spędzaliśmy sami, więc od tej pory zmieniły się one w lekcje i dyskusje o języku polskim, literaturze i historii.
Tę akcję panny Heli doceniłem dopiero po wyzwoleniu, wtedy, gdy zdawałem egzamin do szkoły średniej. Byłem jednym z nielicznych mających jako takie podstawy z języka polskiego i historii.
Dni biegły, a do uszu nas, młodych ludzi, coraz częściej docierały wieści o zbliżającym się froncie i wyzwoleniu. To panna Hela coś tam szepnęła, to strzępy rozmów rodziców i znajomych dotyczyły się posuwającej coraz dalej na zachód ofensywy. W sobotnie popołudnia lub w niedziele wysyłano mnie często na wieś do ciotki kładąc do kieszeni małe zawiniątko. Robiła to matka w sposób bardzo obojętny, tak, że nie budziła ciekawości zawartość tych paczuszek. Też dopiero po wyzwoleniu miałem się dowiedzieć, ze przewoziłem wojskowe furażerki i biało – czerwone opaski dla partyzantów Gryfa Pomorskiego. I tak nadszedł styczeń 1945 r.
Niemcy z dnia na dzień wykazywali coraz większe zdenerwowanie Przez miasto przeciągała coraz większa fala uciekinierów. Hitlerowskie rodziny w pospiechu opuszczały nieruchomości wędrując na zachód do starej ojczyzny. Chwila wolności zbliżała się z każdą godziną. Na boisko obecnej Szkoły Podstawowej nr 1 zjechała jednostka opancerzonych wozów. Hitlerowcy chodzili wokół nich bezradni. Okazało się, że zabrakło paliwa.
Od strony Sępólna w kierunku Bytowa przeciągały niedobitki niemieckich wojsk. Zarośnięci, przygarbieni na skleconych z desek saniach ciągnęli swój ekwipunek.
Biuro adwokackie nie zamknęło jednak swoich drzwi. Pracowaliśmy – jeżeli przesiadywanie i rozmowy nazwać można pracą.
Niedziela 11 lutego 1945 r.
Wybieramy się do kościoła. Wychodzimy na ulicę i słyszymy przelatujące samoloty i odgłosy wybuchów. Dopiero potem głos spóźnionej syreny oznajmił nalot. Rodzice i starsi zacierają ręce – to już ostatnie przygotowania do szturmu na Chojnice.
W poniedziałkowy wieczór do korytarza naszego domu wchodzi Niemiec w mundurze SA i drze się: - Kto się chce jeszcze ewakuować, to szybko niech spieszy do Powałem. Ostatni pociąg odjeżdża ok. 22. Okazało się, że niedzielny nalot uszkodził tory i odjazd ze stacji chojnickiej był niemożliwy.
Dwa dni później z kolegami spotykamy się na skwerze miedzy ul. Strzelecką a Batorego. Niemcy pędzą stado bydła. Nagle na niebie pojawia się samolot i z broni pokładowej kosi wzdłuż ulicy. Nawet nie wiem jak znalazłem się w korytarzu swojego domu. A po chwili nieprzerwana kanonada, która trwała kilka godzin. Siedzieliśmy w piwnicy. Wydawało się nam, ze dom będzie w gruzach. Starsi rozpoczęli modlitwy w intencji szybkiego wyzwolenia.
Środa – 14 lutego 1945 r.
W godzinach rannych ostatnie oddziały niemieckiego wojska przeciągają ulicą. Jakiś podoficer wprowadził do naszego domu żołnierza z pancerfaustem. Ten jednak po godzinie nawiewa w popłochu . Powtarza się ostrzał miasta. Nam wydaje się, że słyszymy wszystkie rodzaje broni. Około godz. 13 wszystko milknie. Jest cisza. Z Bronkiem wychodzimy na korytarz. Dom jest jeszcze cały. Na korytarzu spokój. Gdzieś z ulicy dochodzą odgłosy pojedynczych strzałów karabinowych. Otwieramy powoli drzwi wyjściowe. Bronek ukradkiem zerka na ulicę – to w dół Strzeleckiej, to w stronę sądu. Nagle szybko cofa głowę.
- Stasiu ulicą idą Niemcy.
Zbieram w sobie odwagę i wychylam głowę.
- Bronek, to chyba nie są Niemcy. Nie mają hełmów na głowie, lecz inne dziwne czapki. To chyba Rosjanie!
Bronek jeszcze raz spogląda.
- Tak Rosjanie! Jesteśmy wyzwoleni!
Z okrzykami wracamy do piwnicy.
- Rosjanie przy sądzie! Wychodźcie!
Gdy wszyscy wyszliśmy na korytarz, dochodzi do naszego domu 3 – osobowy zwiad radziecki.
- Zdrastwujcie – wy Polaki?
- Tak, tak.
- A germańcy są u was?
Nie, nie ma, wejdźcie, można sprawdzić.
- Nie nada.
Jednemu z żołnierzy z przewieszonego przez ramię chlebaka wystaje bochen chleba. Spoglądamy na niego łakomym wzrokiem. Żołnierz to spostrzega. Wyjmuje chleb i zwraca się do matki:
Kuszać u was jest?
Nie, nie mamy chleba.
- No to bierz.
Matka cofa ręce z niedowierzaniem. Żołnierz wyczytuje w oczach matki nieufność. Bierze chleb do ust i odgryza duży kęs.
- No bierz, widzisz, nie jest zatruty.
Żołnierze wychodzą, idą w dół ulicy Strzeleckiej. My niemal wyrywamy chleb matce z rąk. Wracamy do piwnicy, ponieważ żołnierze nakazali nam ostrożność…
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (16)
- Komentarze Facebook (...)


USD
DKK
EUR
TRY
CHF
NOK
GBP
SEK



Związki i pracodawcy domagają się...
Hołownia: 6 sierpnia odbiorę od...
Nowy sondaż prezydencki
16 komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!