Co nieco o elektronice...
Ostatnio w mediach zapanowała moda na wyśmiewanie PRL. Na topie są wydawnictwa, które dołączają do wydania archiwalne kroniki czy komedie. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że dzisiaj to życie jest nie mniej absurdalne od tamtego. Dla wielu osób w PRL- u był to faktycznie czas awansu, a przede wszystkim – bezpieczeństwa.
Pewność zatrudnienia, pewność płacy, nawet jeśli niewielkiej i zapewniającej jedynie podstawowe dobra, co nie oznaczało, iż z „luksusem” nie miało się styczności. Oto kilka przykładów:
Telewizor Rubin - pierwszy kolorowy telewizor na licencji Thomsona z 1959 r., który po roku użytkowania (o ile się wcześniej nie zapalił) tracił błękit i czerwień na korzyść zieleni. Produkt Made in USSR o gabarytach szafy zajmował pół pokoju. Telewizor wyjątkowo łatwopalny. Kineskop przy odrobinie „szczęścia” działał jak trotyl zmiatając po drodze cały pokój. Ciężko osiągalny w ogólnodostępnej sprzedaży. Przy odrobinie szczęścia (nie licząc kolejkowych godzin) uzależnionego od numeru na kolejkowej liście do kupienia w dawnym sklepie „ZURT” przy ul. Młyńskiej. Ze względu na ciężar i gabaryty opakowania obowiązkowo dostarczany do domu bagażową taksówką.
Następca – polski kolorowy telewizor Jowisz miał dość dobrą opinię z uwagi na trwały kineskop z Polkoloru Piaseczno i to, że mieścił się w meblościankach.
Radmor - zestaw stereofoniczny najwyższej klasy , skonstruowany z przeznaczeniem dla bardzo zamożnych klientów (ciekawe kto nim był w końcówce lat 70 - tych?). Był to najbardziej zaawansowany technicznie sprzęt audio tamtych czasów w PRL. Nabycie całego zestawu (+ magnetofon i korektor dźwięku) graniczyło z cudem, niemniej i cuda się zdarzały, szczególnie w sklepie „Unitry” przy pl. Bojowników PPR. Przy odrobinie szczęścia i koneksji można było skompletować zestaw po 2 – 3 miesiącach. Kolejnym etapem równie wymagającym cierpliwości i łutu szczęścia było nabycie zestawów głośnikowych (najwyżej cenione Tonsil). Bardziej niecierpliwi nabywali je w sklepie firmowym we Wrześni, niekiedy po kilkudniowym oczekiwaniu.
Pralka Wiatka – wielka radość panowała po jej nabyciu, po tygodniu spędzonym przed sklepem, najczęściej przed dawnym „Edomem” przy ul. Kościuszki. Jakaż to logistyka była z dokarmianiem kolejkowicza i potwierdzaniem listy obecności. Wszyscy byli zaangażowani cała rodzina z obu stron. Podniosłej atmosfery po nabyciu pralki (szczęściarze) nie mąciła nawet instrukcja w rosyjskim języku, a obsługa różniła się od tej podanej w instrukcji.
Mankamentem tego cudu techniki było wiele nieprzewidzianych sytuacji, np:
Po włączeniu pralki cały cykl prania przebiegał normalnie, aż do momentu programu specjalnego - wtedy coś się zacinało - pralka nabierała, nabierała wody przez cały czas. Trzeba było wykazać się wielkim refleksem i czujnością, aby w odpowiednim momencie zakręcić zawór. Pompa pracowała normalnie i tylko w chwilach „zadyszki” nie miała siły pompować. Każda towarzyska wizyta w domu właściciela pralki rozpoczynała się od jej obowiązkowego pokazania i zachwalania jej zalet.
Lodówka Polar – staruszka, nobliwa dama narodzona we wczesnym PRL. Po koszmarnym Igloo symbol nowoczesności. Bolączką zbyt mały zamrażalnik, a trzeba pamiętać, że pełnił rolę domowej spiżarni. Lód i szron usuwało się przez tzw. rozmrożenie. Polegało to na wyjęciu wtyczki z gniazdka i odcięciu zasilania na kilka godzin. Stuki i odgłos pękającego lodu napawał przerażeniem panią domu. Bardziej pomysłowe przyspieszały proces odtajania za pomocą domowej suszarki. Produkt do nabycia wg ustalonych reguł. Kolejka, społeczna lista, co chwilę wymagająca potwierdzenia, iż delikwent nadal oczekuje na towar. Ja swoją nabyłem na tzw. kredyt MM (dla młodych małżeństw) w „Eldomie” przy ul. Kościuszki, zaledwie po dwutygodniowym oczekiwaniu.
Obiektywnym być…
Reklama | Czytaj dalej »
Żyjąc w latach socjalizmu, niektórzy błędnie dodają komunizmu (nigdy w Polsce nie było takiego ustroju), nie widziałem, aby ktokolwiek chodził po śmietnikach. Nie było kloszardów. Ludzie, mimo pustki w sklepach, byli w miarę dostatni. Moim rodzicom przysługiwały wczasy. Piłkarze odnosili sukcesy. Pamiętam - jak będąc pierwszymi posiadaczami telewizora kolorowego - sąsiedzi oglądali u nas w domu mecze i filmy, byle by były w kolorze, o ile telewizja w nim nadawała.
W ogóle wtedy kontakty międzyludzkie były bardziej życzliwe i częstsze. Imprezy towarzyskie bardziej przypominały wesela, a stoły uginały się pod ciężarem jadła. Co ciekawe, trend ten został zachowany nawet wtedy, kiedy zaopatrzenie było na kartki. W myśl powiedzenia „Polak potrafi” bawiono się hucznie i często.
Inne dobre wspomnienia dotyczą Klubu Sportowego – Chojniczanka, gdzie dzisiaj próżno szukać sportowej atmosfery tamtych lat - całkiem dobrze sobie radzili. Rynek, może mnie piękny niż obecnie, też był zadbany. Inne moje spostrzeżenie - mimo pustek w sklepach - prości ludzie mieli pieniądze - ileż to ludzi przesiadywało w różnego rodzaju knajpach ( i nie mówię tu tylko o piciu piwa ), każdy z nich miał pieniądze, żeby dobrze zjeść po pracy, golonkę, schabowego… Nierzadki był widok całych rodzin w niedzielne popołudnie korzystających z restauracyjnego menu „Piasta, „Rybek” czy „Gastronomii”.
Z wypaczeń przeszłości można się śmiać, ale spytaj świadków dnia dzisiejszego czy z powodu teraźniejszych paranoi jest im do śmiechu…
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (15)
- Komentarze Facebook (...)
15 komentarzy
ja na kolonie jeździłem, wczasy
dziś mamy ogromne podziały
z jednej strony super bogactwo , z drugiej nędza
wtedy było szaro i średnio biednie, ale nie było sytuacji, że ktoś z głodu umiera na ulicy podczas jak ktoś nieuczciwy ma 4 wille 6 samochodów
nie było huliganów na ulicy i dresów
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!