Błędy i przemilczana historia. Aktualizacja
Prof. Włodzimierz Jastrzębski i dr Jerzy Szwankowski oraz Grażyna Wera-Malatyńska z LGD Sandry Brdy podczas promocji monografii.
- To kolejny bubel. Może nawet i większy niż „Dzieje ziemi i powiatu chojnickiego” – nie szczędzi gorzkich słów monografii „Kosznajderii” Benon Szmyt, z zamiłowania badacz lokalnej historii. Praca zbiorowa pod redakcją dra Jerzego Szwankowskiego, wydana przez Lokalną Grupę Działania Sandry Brdy promocję swą miała niespełna miesiąc temu.
We wstępie „Kosznajderii” dr Jerzy Szwankowski pisze, że książka „jest próbą podsumowania dotychczas przeprowadzonych badań i studiów nad dziejami Kosznajderii i pierwszym monograficznym ujęciem tematu od czasów ks. Rinka”. Co do rzetelności przeprowadzonych badań wątpliwości ma chojniczanin Benon Szmyt. - Cała książka ma błędy, ale te najbardziej rażące znajdują się w rozdziałach czwartym, piątym i szóstym. Profesor Jastrzębski kilkakrotnie pisze o stacji kolejowej w Angowicach i Nowym Dworze, czy dworcu kolejowym w Doręgowicach. A przecież tam nigdy nie było stacji. Tak samo jak nie było pociągu pancernego w Silnie w 1939 roku, o którego wykolejeniu czytamy w monografii, czy też szosy na trasie Angowice – Lichnowy - wytyka pan Benon. Chojniczanin również nie zgadza się z określeniem „obóz przesiedleńczy i pracy w Potulicach”. - Nazywajmy rzeczy po imieniu. To był obóz koncentracyjny – mówi Szmyt. - Jak można napisać liczba ewakuowanych do ZSRR nie jest znana. Tych ludzi ewakuowano czy wywieziono? - pyta nie bez kozery chojniczanin.
Reklama | Czytaj dalej »
Zdaniem Szmyta, książka również przemilcza pewne fakty. - O księdzu Konradzie Kallasie czytamy, że dobrze zapisał się w pamięci parafian, a przecież on był niemieckim szpiegiem. Czemu w publikacji pisze się tyle o tym bandycie Herbercie von Parpart, a wzmianki nie ma o pierwszym właścicielu Nowego Dworu Bartłomieju Nowodworskim? Przecież on był rycerzem znanym na całą Europę - zastanawia się pan Benon.
Wielu błędów, jak np. przekręconych imion (w „Kosznajderii” napisano o proboszczu chojnickim Augustynie Behrendt, tymczasem był to August – przyp. red.) można było uniknąć. - Wystarczyło, gdyby autorzy publikacji wybrali się na cmentarz parafialny w Chojnicach, czy też zapoznali się ze zbiorami z chojnickich archiwów, które zostały przeniesione do Bydgoszczy. Mam wrażenie, że tę książkę napisano w wielkim pośpiechu, byle pieniądze z Unii się nie zmarnowały – kwituje pan Benon.
Prezes LGD Sandry Brdy Grażyna Wera-Malatyńska odpiera zarzuty czytelnika. - Prace nad książką trwały ponad rok. Jej wydanie poprzedziła chociażby konferencja kosznajderska. Ogłaszaliśmy też w mediach, że poszukujemy osób zainteresowanych do współpracy przy tworzeniu publikacji. Uwagi pana Szmyta są cenne, tym bardziej, że poparte źródłami. Szkoda tylko, że docierają do nas już po wydaniu książki – mówi prezes.
W planach LGD Sandry Brdy jest praca nad kolejną książką o ludności niemieckiej, która odpowiedziałaby na pytanie co się stało z Kosznajdrami. Wera-Malatyńska nie wyklucza, że przy jej wydaniu można by poświęcić kilka stron na sprostowanie błędów monografii. - Nie uważam, że książka jest dziełem, które nie wymaga komentarza. Do zarzutów powinni odnieść się autorzy publikacji – mówi szefowa LGD Sandry Brdy.
Aktualizacja z dn. 13.05.14 godz. 11.17
Do wypowiedzi pana Benona Szmyta ustosunkował się redaktor publikacji dr Jerzy Szwankowski. Poniżej zamieszczamy jego polemikę. Dostępna także w formie elektronicznej.
Polemika wokół monografii Kosznajderii
W związku z ukazaniem się na łamach portalu Chojnice24 krytycznej wypowiedzi Pana Benona Szmyta na temat pierwszej polskiej monografii Kosznajderii – historycznej niemieckiej enklawy osadniczej, położonej między Chojnicami, Tucholą i Kamieniem Krajeńskim, jako kierownik zespołu autorskiego zobowiązany jestem do zajęcia stanowiska w zaistniałej sytuacji, podjęcia obrony dobrego imienia kolegów: archeologów i historyków oraz udzielenia wyjaśnień Czytelnikom. Przypomnę, iż w skład zespołu autorskiego wchodzą, według kolejności rozdziałów: dr Jerzy Sikora i mgr Łukasz Trzciński, dr hab. Sławomir Zonenberg prof. UKW, prof. zw. dr hab. Andrzej Groth, prof. zw. dr hab. Włodzimierz Jastrzębski oraz piszący te słowa. Autorzy reprezentują w większości ośrodki naukowe w Bydgoszczy, Łodzi i Słupsku. Zdaniem Pana Benona Szmyta, osoby te stworzyły „… kolejny bubel. Może nawet i większy niż „Dzieje ziemi i powiatu chojnickiego”. O tym, że ten niepochlebny osąd odnosi się do całego zespołu, świadczy kolejny autorytatywny fragment jego wypowiedzi: „Cała książka ma błędy…”.
Przyjęty w środowisku naukowym kodeks etyczny stanowi, aby krytyka, dyskusja i polemika naukowa prowadzone były z poszanowaniem zasad szacunku, rzeczowości i rzetelności. Przestrzeganie zasady rzetelności polega na potępieniu deformowania przedmiotu krytyki w celu jego ośmieszenia lub łatwiejszego stawiania zarzutów. Swoją opinię o cudzej pracy należy wyrażać wnikliwie, bezstronnie i konkretnie, przytaczając w tekście polemicznym źródła, na których oparto swoje wywody. Pan Benon Szmyt, jako badacz lokalnej historii, tym bardziej powinien zastosować się do reguł prowadzenia dyskusji naukowej.
Niestety, w swojej ocenie zawartości monografii Pan Benon Szmyt ograniczył się jedynie do skrupulatnego wychwycenia potknięć autorów, których kilka, w dość emocjonalny sposób przytoczył w swojej wypowiedzi. Część tych uwag należy oczywiście przyjąć, są zasadne i na pewno będą w przyszłym poprawionym wydaniu uwzględnione, ale z częścią można i trzeba rzeczowo polemizować, o czym dalej. Wielce zastanawiające jest natomiast to, że na grubo ponad trzystu stronach publikacji nasz polemista nie znalazł ani jednego pozytywu, a jeśli nawet znalazł, to stronniczo pominął merytorycznie wartościowe ustalenia autorów, czyli dokonał klasycznej deformacji przedmiotu krytyki w celu zdezawuowania jego treści. Uczynił to ze sobie znanych pobudek. Nie dostrzegł na przykład, zamieszczonych w monografii, wyników pionierskich badań wykopaliskowych na terenie wsi Ostrowite albo po raz pierwszy opublikowanych spisów gburów kosznajderskich z 1632 r. czy też wnikliwej analizy źródeł średniowiecznych.
Czytelnikom monografii należy się parę słów komentarza w odniesieniu do kilku kontrowersyjnych stwierdzeń Pana Benona Szmyta. Otóż, delikatnie mówiąc, mija się on z prawdą nazywając Bartłomieja Nowodworskiego „pierwszym właścicielem Nowego Dworu”. Być może ten nieprawdziwy fakt historyczny jest powtórzony za Słownikiem historyczno-geograficznym komturstwa tucholskiego w średniowieczu (s. 77 z powołaniem się na Fontes 12, s. 193), gdzie widnieje niefortunne zdanie: „1544 Bartłomiej Nowodworski założycielem N. D. w okr. tuch.”. Jednak jak sięgnąć do tegoż Fontes 12, to czytamy na wspomnianej 193 stronie: „Bartholomaeus Nowodworski fundator oriundus ex Nowydwór”,
co oznacza w tłumaczeniu polskim: „Fundator Bartłomiej Nowodworski pochodzący z Nowego Dworu”. Absolutnie nie ma tam mowy o tym, że był on założycielem lub pierwszym właścicielem Nowego Dworu ! W 1544 r. miał się ponoć urodzić („ubi anno 1544 natus erat”, tamże), ale inni wskazują na rok urodzenia ok. 1552 (zob. Słownik biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego, t. 3, s. 335). W młodości przyszły kawaler maltański opuścił Pomorze, a koleje jego losu opisuje m.in. wybitny historyk prof. Henryk Barycz na kartach Polskiego
słownika biograficznego.
Kolejny nie w pełni trafny zarzut Pana Benona Szmyta odnosi się do przekręcania imion w monografii, czego dobitnym przykładem ma być imię proboszcza chojnickiej parafii ks. Behrendta. Zdaniem polemisty powinno ono brzmieć „August” zamiast „Augustyn” i powołuje się, i słusznie na cmentarny napis nagrobkowy. Przemilcza jednak starannie fakt równoległego funkcjonowania wersji „Augustyn” w wielu cenionych polskich publikacjach naukowych, na przykład autorstwa ks. prof. Franciszka Manthey’a: Sto lat seminarium duchownego w Pelplinie, s. 50. Formę „Augustyn” przyjmuje również autor monografii chojnickiej parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela ks. Damian Lewiński (s. 124).
Dalej: O księdzu Konradzie Kallasie czytamy, że dobrze zapisał się w pamięci parafian, a przecież on był niemieckim szpiegiem. Pan Szmyt „zapomniał” dodać, że na innym miejscu monografii pisze się przecież o kierowaniu przez ks. Kallasa Niemieckim Związkiem Katolików i o tym, że był mężem zaufania Deutschtumsbundu – partii mniejszości niemieckiej, rozwiązanej przez władze polskie.
Poproszony przeze mnie o komentarz, współautor monografii prof. Włodzimierz Jastrzębski dodaje: „Nikogo nie można nazwać szpiegiem, jeśli nie ma się stuprocentowych dowodów. Nie wiem też, jak to się stało, że Pan Szmyt nie zauważył w moich tekstach dużej ilości odnośników do zbiorów Archiwum Państwowego w Bydgoszczy, przeniesionych tu z dawnej ekspozytury w Chojnicach. O tym, że liczba ewakuowanych do ZSRR nie jest znana, pisze się dosłownie w książce Die grosse Not. Natomiast niemiecki obóz w Potulicach ma już bogatą literaturę. Żaden z autorów nie nazywa go obozem koncentracyjnym.” Pierwsza polska monografia Kosznajderii nie jest z pewnością dziełem pod każdym względem idealnym. Każdej publikacji można zarzucić to czy owo. Każdy może oceniać wytwór myśli innego człowieka. Należy to jednak czynić według obowiązujących reguł, wartościując uchybienia i unikając jednostronności – chyba, że polemista kieruje się chęcią totalnego skompromitowania książki bez oglądania się na jej merytoryczną zawartość. Wtedy dyskurs naukowy nie ma sensu.
Jerzy Szwankowski
Aktualizacja z dn. 15.05.14 godz. 11.35
Zamieszczamy pismo pana Benona Szmyta, będące odpowiedzią na polemikę dr Jerzego Szwankowskiego. Do pobrania również w wersji elektronicznej.
Sz.P. dr Jerzy Szwankowski
redaktor pracy zbiorowej
pt.”KOSZNAJDERIA”
Dzieje niemieckiej enklawy
na Pomorzu Gdańskim.
Z uwagą przeczytałem Pańską polemikę dotyczącą moich uwag do wydanej jak Pan pisze „...pierwszej polskiej monografii KOSZNAJDERII.”. To co zawarłem w mojej krytycznej wypowiedzi dla Portalu Chojnice24, stanowi tylko niewielką cześć błędnych faktów zawartych w w/w monografii.
Zaznaczam na wstępie, że nie mam żadnych zastrzeżeń do Rozdziału I, traktującego o wykopaliskach na terenie Kosznajderii. W tej sprawie nawiązałem już kontakt z panią archeolog Trzcińską, podając jej inne miejsca, warte zainteresowania. Pani obiecała spotkać się przy najbliższym pobycie w Chojnicach, bo jest sprawą zainteresowana. Uważam rozdział I za bardzo dobry.
− zespół autorski monografii znam i nie rozumiem po co jego przypomnienie – chyba, To co zawarłem w mojej krytycznej wypowiedzi dla Portalu Chojnice24, stanowi zespół autorski monografii znam i nie rozumiem po co jego przypomnienie – chyba, że powinienem się przestraszyć (Prawdziwa cnota krytyk się nie boi.) - opinię o pracy wyraziłem wnikliwie i bezstronnie chyba, że jest mi Pan dr udowodnić istnienie stacji kolejowych w Lichnowach i Doręgowicach. - zarzuca mi Pan, iż pominąłem merytoryczne ustalenia autorów co jest niezgodne z faktami. Czy merytoryczne jest ustalenie szosy z Angowic do Lichnów? Czy w Silnie wykolejony został we wrześniu 1939 r. polski pociąg pancerny? (wystarczy wpisać w google temat: Polskie Pociągi Pancerne i wszystko się wyjaśnia).
− jeżeli chodzi o Nowy Dwór, to źródła podają o Bartłomieju Nowodworskim różne fakty na co Pan sam wskazuje np. że urodził się w Tucholi.
− imię August czy Augustyn otóż Augustyn jest formą spolszczoną, a ponieważ opisywana jest mniejszość niemiecka należało użyć formy August.
− Pan prof. Jastrzębski wypowiada się, że przeglądał zbiory Archiwum Państwowego w Bydgoszczy, gdzie obecnie znajdują się zbiory z ekspozytury w Chojnicach. Otóż w tych zbiorach znajdował się dokument niemiecki dotyczący ks. Kallasa (przed oddaniem w 1975 do ekspozytury w Chojnicach dokument był w posiadaniu S.B.), który wskazywał jego przedwojenną agenturalność.
- obóz w Potulicach faktycznie ma bogatą literaturę, ale czy właściwą do zacytowania jest literatura niemiecka (oni niedługo napiszą, że był to obóz wypoczynkowy). Corocznie na terenie obozu odbywają się uroczystości, w których uczestniczą już nieliczni, którzy przeżyli.
I na koniec: nie jest moją chęcią kompromitacja książki jak Pan sugeruje ale uważam, iż wiele faktów opisanych mija się z prawdą i należy je wskazać, aby po wielu latach błędy nie były przyjęte jako prawda oczywista, bo opisali to ludzie uczeni.
Ktoś wziął pieniądze za korektę, a niektóre opisane wydarzenia w jednym rozdziale zaprzeczają tym samym w innym.
Pytanie:czy jest to naukowe i merytoryczne?
Do innych błędów zawartych w innych rozdziałach - oprócz I - w mojej krytyce się nie odnoszę chociaż takowe są.
pozdrawiam
Benon, Jan Szmyt
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (30)
- Komentarze Facebook (...)
30 komentarzy
http://histmag.org/Potulicki-oboz-przesiedlenczy-i-pracy-w-okresie-okupacji-hitlerowskiej-1941-1945-5427
Potulice miały kierownictwo takie jak w innych obozach koncentracyjnych, czy obozach zagłady - złożone z funkcjonariuszy SS, miały referat polityczny, karcer i kompanię wartowniczą. Zastosowano tu wzory administracyjne obozu koncentracyjnego w Stutthofie. W 1942 r. obóz został otoczony drutem kolczastym i wałem ziemnym. Miał wieże wartownicze i był pilnowany przez uzbrojonych esesmanów. Większość kadry obozowej zetknęła się wcześniej z obozem w Stutthofie i przeniosła do Potulic wyniesiony stamtąd sposób sprawowania władzy nad więźniami. W Potulicach dokonywano eksterminacji więźniów głównie poprzez niewolniczą pracę. Wyeksploatowani i do ostatnich granic wyczerpani fizycznie więźniowie umierali - jak to określano w ewidencji obozowej - śmiercią naturalną. Dotyczy to również dzieci. Bezużytecznych likwidowano.
Potulice były obozem o nasilonym terrorze, w którym dokonywano pojedynczych zabójstw na osadzonych tam więźniach.
Charakter obozu i warunki w nim panujące świadczą o celowym wyniszczaniu polskich rodzin, łącznie z dziećmi. Wielu więźniów warunki te doprowadziły do śmierci. Obozowy szpital nie był w stanie zapewnić właściwej opieki lekarskiej. Waruków obozowych nie wytrzymywały przede wszystkim dzieci, dlatego ich jest najwięcej na przyobozowym cmentarzu. W ich przypadku można mówić o masowej ekstrminacji.
W sierpniu dla wzmocnienia służby wartowniczej w obozie, sprowadzono do Potulic batalion SS liczący 514 żołnierzy ukraińskich. Przybycie na stałe kompanii wartowniczej SS jeszcze bardziej upodobniło stosunki w obozie koncentracyjnym, mimo używania innej nazwy.
Hitlerowski obóz koncentracyjny w Potulicach został wyzwolony 24 stycznia 1945 roku przez oddziały wojsk polskich i radzieckich.
Spośród 1297 osób zmarłych w obozie, których nazwiska ustalono, 767 to dzieci. W trakcie odwrotu w okolicach Więcborka esesmani zastrzelili 21 dzieci w wieku od ośmiu do trzynastu lat, które nie mogły iść dalej.
Szacunek dla zmarłych wymaga, by polscy badacze przestali powoływać się na żródła wytworzone przez hitlerowskich oprawców. Prawdy trzeba szukać w obozie i relacjach tych, którzy tę gehennę przeżyli. Tego zaś, kogo w obozie koncentracyjnym Potulice nie było, niech ręka Boska broni przed fałszowaniem historii, bo za kilka srebrników szczęścia się nie kupi.
Ciekawe. Pokaz Pan. I pokaz zrodla naukowe z ktorych Pan skorzystales. Wszyscy tu czekamy z niecierpliwoscia. Pokaz Pan dowody!!!
I jeszcze: obóz w Potulicach faktycznie ma bogatą literaturę, ale czy właściwą do zacytowania jest literatura niemiecka (oni niedługo napiszą, że był to obóz wypoczynkowy).
To pokazuje ze pan Szmyt raczej bezstronny nie jest!!
'~gość
A ten Benon Szmyt to kto jest ? cenzor?'
A Ty kim jesteś, że śmiesz tak twierdzić? Obrażasz w tym momencie człowieka, który posiada ogromną wiedzę historyczną. Jak widać większą niż niejeden profesor.
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!