Polacy z volkslisty
Chojnickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk odbyło wczoraj (2.11) zebranie plenarne, na którym gościnnie z wykładem "Polacy na volksliście 1941-1945" wystąpił prof. Włodzimierz Jastrzębski.
W trakcie spotkania członkowie ChTPN podsumowali ostatnie półrocze. W tym czasie towarzystwo zorganizowało m.in. drugi konkurs historyczny na wspomnienia z okresu II wojny światowej czy sympozjum "Literackie portrety Chojnic", którego pokłosiem będzie wydana w grudniu publikacja zawierająca wszystkie wygłoszone referaty.
Wczoraj z tematem wciąż budzącym kontrowersje zniemczaniem Polaków wystąpił zaś prof. Włodzimierz Jastrzębski. Naukowiec 50 lat temu napisał pracę magisterską o niemieckiej liście w Bydgoszczy 1941-1945. W 1993 roku pod jego redakcją ukazał się z kolei "Przymus germanizacyjny na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy Niemieckiej w latach 1939-1945". Sposoby na germanizowanie Polaków były dwa: wysiedlanie elementu nienadającego się do zniemczenia i przywożenie w jego miejsce osadników niemieckich, bądź wpisywanie Polaków do kategorii Niemców i wykorzystywanie ich potem w różny sposób. - Do germanizacji mieli się nadawać Kaszubi, Mazurzy, Ślązacy i inni Wasserpolacy rozwodnieni Polacy. Volksdeutschów dzielono na cztery kategorie - mówił profesor. Odmowa podpisania volkslisty mogła być uznana za zdradę rasy i zakończyć się wysłaniem całej rodziny do obozu koncentracyjnego lub przesiedleńczego.
Reklama | Czytaj dalej »
- Bohaterów w społeczeństwie jest stosunkowo niewielu i najczęściej zostają nimi z przypadku. Zdecydowana większość społeczeństwa chciała żyć normalnie, tym bardziej że miała swoje rodziny - zaznaczał Jastrzębski. - Na Pomorzu 95 procent Polaków znalazło się na volksliście. Trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy, którzy się sami wpisywali, zostali przyjęci. Najbardziej zgermanizowanym miastem był tutaj Toruń, gdzie na liście znalazło się 85 procent mieszkańców - dodał naukowiec.
Po roku 1950 ówczesne władze państwa polskiego zrehabilitowały wszystkich, którzy podpisali niemiecką listę narodowościową, a nie zostali zrehabilitowani w inny sposób. - Po dzisiaj rehabilitacja społeczna się nie dokonała. Zajmując się Kosznajderią przekonałem się, że potomkowie osób wpisanych na listę wstydzą się tego, albo wręcz zaprzeczają. Stąd dziadek z Wermachtu - zakończył Jastrzębski.
Chojniczan obecnych na wykładzie ciekawiło m.in. gdzie znajduje się chojnicka lista. - W Bydgoszczy na Wiślanej - poinformował prelegent. Chojniczanin Benon Szmyt pokusił się o uwagę, że wielu Kaszubów odmawiało wpisania na listę i zostało wywożonych z tego powodu do pracy na Żuławy. - Z tym odmawianiem nie wierzę. W tym przypadku mogłoby tak być, ale nie masowo - ocenił Jastrzębski. - Wiem, gdzie zostali rozstrzelani chłopcy z Grudziądza, dezerterzy. Oni tam leżą do dziś. Po śmiertelnikach na pewno udałoby się ich zidentyfikować i poinformować rodziny. Próbowałem zainteresować tym tematem różne instytucje w kraju, ale nikt nie podjął tematu - Szmyt próbował zainteresować naukowca sprawą. - Jest centrala w Berlinie i polskie instytucje, ale Warszawa ma zupełnie inne sprawy - odpowiedział prof. Jastrzębski.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (6)
- Komentarze Facebook (...)
6 komentarzy
Zdaje się, że prof. Włodzimierz Jastrzębski nie jest z twojej bajki, kiedyś byłeś bardzo oburzony z powodu tego co napisał na temat tzw. dywersantów niemieckich we wrześniu 1939 roku w Bydgoszczy.
Może obawiałeś się, że wymieni jakieś nazwiska i wśród nich będzie ktoś z twojej rodziny?
Mój dziadek przed egzekucją wielokrotnie otrzymywał od Niemców propozycje by podpisał volkslistę. Nie zrobił tego i został zabity w okrutny sposób. Wolałbym, by mój dziadek podpisał volkslistę i by przeżył wojnę. Marzyłem, bym jako dziecko mógł mieć żywego dziadka a nie jedynie rodzinne wspomnienia o wspaniałym człowieku, któremu przyszło żyć w trudnych czasach, i pomnik z wyrytym jego imieniem by stawiać tam świeczkę.
Jakkolwiek wiem, że kilku dalszych chojnickich kuzynów pod groźbą wysłania ich rodzin do obozów koncentracyjnych podpisało volkslistę i zostali wcieleni do niemieckiej armii. Mieli szczęście bo trafili na front zachodni gdzie mogli w miarę szybko poddać się lub zdezerterować do aliantów.
Moja najbliższa rodzina nigdy nie podpisała volkslisty i poniosła z tego powodu wiele śmiertelnych ofiar i cierpień w czasach niemieckiej okupacji. Podpisanie volkslisty ocaliło by wielu moich najbliższych członków rodziny. Jako ciekawostkę załączam okupacyjne dokumenty członków mojej rodziny z identyfikacją "Polen" na ausweisie i kennkarcie - tutaj jest link do zdjęć: http://chojnice.livejournal.com
nieśmiały parafianin
przeciętny mieszkaniec miasta Chojnice
niesmialy.parafianin@mail.ru
http://chojnice.livejournal.com
Kiedyś na przełomie lat 80-tych chciałem uzyskać obywatelstwo niemieckie, wypełniłem papiery w których napisałem, że miałem dziadka w Wermachcie ale po półrocznym sprawdzaniu odrzucono mój wniosek bo okazało się, że mój dziadek nie był w Wermachcie tylko babcia była w Waimarze przed wojną ale tylko raz i była tam po buty i płaszcz dla dziadka!
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!