Podróż po Indiach na dwóch kółkach
Na dniach chojniczanin Krzysztof Nowacki z żoną Bernadettą wybierają się do Kenii. Na wiosnę zaliczyli rowerową wyprawę po Indiach. O egzotycznych wojażach opowiadali niedawno na spotkaniu w chojnickiej bibliotece.
Krzysztof Nowacki ma na koncie wyprawę rowerową po Pustyni Arabskiej, gdzie był w Katarze, Bahrajnie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a także po pustyni Thar w Indiach i po Afryce. Dla jego małżonki wyjazd do Indii był pierwszą zagraniczną eskapadą. W poruszaniu się na dwóch kółkach dostrzegła sporo plusów. - Podrożując rowerem po Indiach najfajniejsze było to, że widzi się życie codzienne, co ludzie robią, jak pracują - opowiadała Bernadetta Nowacka, którą szczególnie rozczulały dzieci i uwielbiała je fotografować.
Reklama | Czytaj dalej »
- Podróżując rowerem po Indiach najfajniejsze było to...
Ale dla Hindusów Polacy także byli swoistą ciekawostką i chętnie ustawiali się z nimi do fotek, które były pamiątką z podróży. - Wystarczyło im, że pokazaliśmy to zdjęcie w aparacie - mówiła debiutująca podróżniczka.
Małżeństwo nie tylko miało okazję obserwować życie codzienne, ale także święta i uroczystości. - Jednego dnia załapaliśmy się aż na trzy wesela - relacjonował pan Krzysztof. Jedno było bagatela na 500 osób! Zresztą para podkreślała, że wszędzie spotykała się z życzliwością, a Hindusi zapraszali do swoich domów na choćby mały poczęstunek. Gdy zepsuł się rower, to wręcz cała wioska pomagała w jego naprawie. Przez ponad 40 dni, które Nowaccy spędzili w Indiach, w większości spali w namiocie. Ten zawsze rozkładali z dala od ludzi, bo ci chociaż życzliwi, byli bardzo ciekawscy. - Raz, jak byłem bardzo zmęczony i położyłem się dosłownie na 15 minut na ławce, to po obudzeniu otaczało mnie już całe mnóstwo ludzi. Stali i patrzeli, więc ja na to wyciągnąłem aparat i zacząłem robić im zdjęcia - śmiał się podróżnik.
- Stołowaliśmy się na ulicy. To jest bezpieczne jedzenie. Widać co i do jakiego garka ładują. Tam, gdzie jedzą Hindusi, tam i my. Nie wolno jeść tam, gdzie jest pusto - radzili zebranym na spotkaniu.
- Stołowaliśmy się na ulicy...
Z daleka omijali więc restauracje i hotele dla "białasów" - jak nazywał je podróżnik. Z noclegu pod chmurką rezygnowali rzadko. Raz zmusił ich do tego wypadek na rowerze, podczas którego pani Bernadetta złamała nos. Mimo że koło hotelu był szpital, a wykupione ubezpieczenie gwarantowało pomoc, to poszkodowana widząc panujące tam warunki sanitarne wolała opuchliznę traktować lodem. A nos i tak nastawiała sobie sama tuż po zdarzeniu. Po rekonwalescencji trwającej zaledwie dwa dni para zrobiła 120 km po górach w poszukiwaniu wodospadu. Jego widokiem musieli cieszyć się jednak z odległości, bo nie dało się dalej przeprawić przez dżunglę. Gdy wrócili z trudnej wyprawy, "lokalsi" nie ukrywali zdziwienia i uwierzyli dopiero oglądając zdjęcie. Za to w nagrodę zostali poczęstowani dokładnie tym, o czym marzyli w górach, kiedy zabrakło im sił, a jedyne jedzenie, jakie mieli to pół torebki ryżu. Nie były to wygórowane potrzeby - arbuz i piwo...
Podczas całej ponad 40-dniowej wyprawy były też luźniejsze dni. Wedle życzenia małżonki, były trzy dni plażowania na wyspie Goa z poszukiwaniem krajobrazów odnalezionych w internecie. Tylko nie wszystkie z plaż okazały się piękne i czyste jak na zdjęciach. No chyba że te wydzielone w tzw. resortach dla turystów. Bardziej cywilizowanie było jeszcze w dzień odlotu. Podrożnicy nie zamierzali bezczynnie oczekiwać na samolot z Bombaju. Przez 12 godzin poczuli się jak turyści. - Wynajęliśmy sobie samochód, przewodnika. To było 12 godzin luksusu, a tak to 40 dni pedałowania. Bombaj jest niesamowity. Wielkie wieżowce, bogactwo. Wyobraźcie sobie wieżowiec wybudowany dla pojedynczej rodziny. Mieszka 7-osobowa rodzina i obsługuje ich 500 osób służby. Należy do właściciela browaru - relacjonował chojniczanin.
- To było 12 godzin luksusu...
Pan Krzysztof jest łowcą podróżniczych okazji. Bilet lotniczy do Indii z trzema przesiadkami kupił za 450 zł. Dla cyklistów obecnych na piątkowym spotkaniu miał dobre rady. - Rower leci za darmo w limicie bagażu, trzeba go jednak rozkręcić. Bierzcie jak najmniej rzeczy. Wziąłem kuchenkę breżniewkę na trzy rodzaje paliwa i się zepsuła, więc potem gotowaliśmy na ogniu. Spaliśmy w namiocie za 40 zł z marketu.
Na najbliższą podróż po parkach narodowych Kenii małżonkowie jadą już bez rowerów. Po pierwsze odpada ze względu na parki. Po drugie kierowcy nie liczą się tam z rowerzystami ani z pieszymi. - Siedzi taki poganiacz z kijem obok kierowcy i toruje drogę - mówił gość piątkowego spotkania w bibliotece.
(fot. z FB podróżnika)
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (6)
- Komentarze Facebook (...)
6 komentarzy
Kenia to zrobila sie turystycznie niebezpieczna , gdyz Muzułmanie atakowali hotele turystow , ale fajne miejsce do zwiedzania szczegolnie Safari
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!