Zupełnie inna rzeczywistość...
Życie w PRL-u to zmagania z nonsensem, żeby nie powiedzieć wręcz absurdem, jaki nas w codzienności życia prozy otaczał. Obecnie możemy wspominać tamte czasy, dowcipy i wydarzenia z uśmiechem i nostalgią, chociaż nie zawsze było nam z tym do śmiechu.
Przekaz pod nadzorem…
Na początku lat 80 – tych władza starała się wszelkimi sposobami ograniczyć dostęp do telewizji satelitarnej, czego sam doświadczyłem. Na kolejnych etapach mnożenia przeszkód administracyjnych wymagano zaświadczenia, że odbiór zagranicznych stacji jest potrzebny np. do pracy zawodowej. Nieodzowne było zaświadczenie, oczywiście pozytywne, z Urzędu Spraw Wewnętrznych, zezwolenie na zakup tegoż sprzętu, rejestracja itp. Uzasadnić trzeba było w jaki sposób zabezpieczę odbiór telewizji satelitarnej przed osobami trzecimi. Przez to ostatnie pojęcie rozumiano osoby, nie zamieszkujące wspólnie ze mną, inaczej mówiąc, mógłby to być sąsiad, teściowa, szwagier. Satelity nie zamontowałem, bo w tej sytuacji nie miało to sensu. Została odsprzedana i jakie bariery, aby zrobić z niej użytek musiał pokonać nabywca, już mnie nie interesowało.
Reklama | Czytaj dalej »
Wcześniej przed nabyciem satelity zatrzymano mnie, a aresztowano …magnetowid (dzisiaj nazywa się to policyjny depozyt). Dwóch cywili w asyście trzech milicjantów radiowozem przewieźli to urządzenie razem ze mną do Komendy Milicji na ul. Warszawskiej.
Nie byłem osamotniony w tej akcji, bo jak się później dowiedziałem, poza mną jeszcze trzy osoby w Chojnicach, które w tym czasie posiadały „video” były inwigilowane przez Milicję Obywatelską, a stała za tym Służba Bezpieczeństwa.
Pominę stawiane mi wtedy zarzuty, bowiem były tak idiotyczne, jak cała „akcja” i tłumaczenie skąd miałem dolary na zakup magnetowidu. Dolarów nie miałem, a jedynie bony PKO, bo amerykańskiej waluty nie było wtedy wolno posiadać. Po kilku godzinach zostałem zwolniony razem z magnetowidem, jednak na zwrot kaset czekałem z dwa miesiące.
Dowodzik proszę…
W latach PRL-u każdy miał pracę – pod przymusem. Tępiło się „niebieskie ptaki”. Co to nie orzą, nie sieją, a żyją. Milicja Obywatelska jak sama nazwa wskazuje obywatelowi o sobie zapomnieć nie dała. Nieraz musiałem się tłumaczyć, dlaczego siedzę w restauracji, kiedy powinienem być w pracy. Dopiero pieczątka w dowodzie osobistym o zatrudnieniu, i moja informacja, że mam nocną zmianę powodowała, iż się zbytnio nie czepiano, nie zapominając dodać na odchodnym, iż nie należy wypić za dużo, aby stawić się trzeźwym na zmianę. Legitymowano często i gęsto. Wystarczyły długie włosy aby zostać wylegitymowanym, bo dowód osobisty należało mieć obowiązkowo przy sobie. Kiedyś zostałem pouczony przez milicjanta, (o mało mi nie odebrał radia tranzystorowego) o szkodliwości słuchania Radia Luxemburg z powodu, jak określił: nadawanej w nim bełkotliwej anglosaskiej muzyki.
Jednocześnie w prasie i telewizji lansowane było hasło kochajmy milicjantów strzegących ładu i bezpieczeństwa obywateli. Miało to na celu wzbudzenie sympatii do „sił prawa i porządku”. Seria komiksów „Kapitan Żbik na tropie” stanowiła niezbity dowód na to, że przed wszechobecnym aparatem MO nie było można się ukryć.
Telewizja instrumentem władzy
Propagandowymi widowiskami publicystycznymi transmitowanymi z terenu były programy typu Turniej Miast, które miały pokazywać rozkwit kraju pod gospodarskim okiem lokalnej władzy. 19 października 1986 r. odbył się w Chojnicach Telewizyjny Turniej Miast. Na cały dzień centrum miasta opanowała ekipa TVP. Na placu Bojowników PPR (takie miano wtedy nosił Stary Rynek) stanęła estrada z herbem i konstrukcja z napisem „Chojnice” wykonana w chojnickim Mostostalu. Warto nadmienić, że w PRL miejskie herby nie miały znaczenia prawnego. Były natomiast symbolem więzi danej społeczności z tradycją. W takim sensie funkcjonowały, np. w telewizyjnej zabawie „Turniej miast”.
Rozegrano konkurencję naczelników miast i ich podwładnych dobranych zresztą starannie, podobnie jak i rodzin startujących w przedsięwzięciu. Plusem dla zgromadzonej licznie gawiedzi obserwującej konkursowe potyczki była możliwość nabycie elektroniki z Dzierżoniowa na co dzień nieosiągalnej, podobnie rzecz miała się z odbiornikami telewizji kolorowej produkcji rodzimej. Jednak oferta nie była ogólnie dostępna z racji wyższości popytu nad podażą, tak, że szczęśliwców było niewielu. Nadmienię, iż kaseta video, która została nagrana u mnie w domu, po pielgrzymce po szkołach chojnickich już do mnie nie wróciła, a o kopii nie było mowy z prozaicznej przyczyny - nie było od kogo wziąć drugiego urządzenia aby ją wykonać.
Zainteresowanych przypomnieniem materiału sprzed lat odsyłam do linku na stronie internetowej Jerzego Erdmana - www.erdman.chojnice.pl/videogaleriachoj.htm
Kiedy się patrzy na tamte czasy z obecnej perspektywy, to wydają się one fikcją, ale niestety tak było. Nie dość, że przeciętnemu Kowalskiemu nawet się nie śniło o swobodach obywatelskich, to jeszcze na dodatek ludowe państwo pozbawiło go zwykłych i powszechnych towarów. A jednak – jak się weźmie pod uwagę, że po całej serii naprawdę wielkich starań nałożyło się w końcu na tyłek upragnione wranglery czy levisy, to i PRL była bardziej przyjazna.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (58)
- Komentarze Facebook (...)
58 komentarzy
A co do "władzy pracodawcy, niepewności pracy (cyt. "bo ciebie wywali na zbity pysk", pracy za 1000zł...no cóż..... "O TAKE POLSKE ŻEŚMY WALCZYLI !!!
Tak więc, drogi Tadeuszu, nie przekonujesz mnie, a po widocznych powyżej komentarzach, nie tylko mnie....
No i jeszcze jedno: przeciętnemu człowiekowi w tamtych czasach jednak żyło się lepiej, ludzie czuli się "ekonomicznie" bezpieczniejsi.
Tak więc, drogi Tadeuszu, nie przekonujesz mnie, a po widocznych powyżej komentarzach, nie tylko mnie....
No i jeszcze jedno: przeciętnemu człowiekowi w tamtych czasach jednak żyło się lepiej, ludzie czuli się "ekonomicznie" bezpieczniejsi.
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!