Niania na podsłuchu
Czy nianie, które podczas pierwszego kontaktu wydawały się zatrudniającym je rodzicom świetnymi kandydatkami, okazują się równie świetne dla ich dzieci? Nagrania z ukrytych kamer i dyktafonów dowodzą, że nie.„Mój Adasiu”, „Mój Piotruśku”, „Moja Anusiu” – takie pełne uczucia słowa niań w stosunku do dzieci, utwierdzają rodziców w przekonaniu, że dokonali właściwego wyboru zatrudniając je do opieki nad swoimi pociechami. Jednak kiedy za wychodzącymi do pracy rodzicami zamykają się drzwi, bywa, że rzeczywistość zmienia się diametralnie. Trzy matki, z którymi rozmawiałem, postanowiły nagrać swoje nianie, aby sprawdzić, co naprawdę dzieje się w domu podczas ich nieobecności. To co usłyszały i zobaczyły zmroziło im krew w żyłach.
Reklama | Czytaj dalej »
Marzena, pracowniczka firmy farmaceutycznej, mieszka w Warszawie. W chwili nagrań jej synek Adaś miał 9,5 miesiąca. Dorota, urzędniczka bankowa, mieszka w Poznaniu. W chwili nagrań jej córka Ania miała rok i dwa miesiące. Joasia, specjalistka ds. telefonii komórkowej i floty samochodowej, mieszka nieopodal Piaseczna k. Warszawy. W chwili nagrań jej syn Piotr miał rok. We wszystkich trzech przypadkach pierwsze spotkanie z nianią wypadło bardzo pozytywnie. Wszystkie organizowały casting, który obejmował od kilku do kilkunastu osób. Problemy zaczęły się potem.
„Nie drzyj się, k...!”
Dla Marzeny decyzja o monitoringu swojego mieszkania była oczywista: – Nagrywam moją nianię od ponad 2 miesięcy i nie widzę w tym nic złego, bo robię to tylko dla bezpieczeństwa i dobra mojego dziecka – mówi stanowczo. Jej zdaniem monitoring w miejscu pracy jest jak najbardziej usprawiedliwiony. – Zastanawiałam się, jak bym się czuła, gdybym miała kamerę nad swoim biurkiem w pracy i uznałam, że w ogóle by mi to nie przeszkadzało, bo w pracy pracuję i nie mam nic do ukrycia.
Dorota nie od razu wpadła na pomysł, aby nagrywać swoją nianię, jednak dość szybko dotarło do niej, że kobieta nie lubi swojej pracy. – Chciała gotować, sprzątać i robić wszystko, byle nie opiekować się dzieckiem. Postanowiłam więc sprawdzić, co ona robi w ciągu dnia, skoro ma tyle czasu na inne zajęcia – mówi. Jednak do decyzji o nagraniu dojrzewała w niej i jej mężu przez kilka miesięcy. – W końcu uznaliśmy ją za konieczność – mówi.
Znacznie więcej sygnałów, że coś jest nie tak, otrzymała Joasia. Mimo próśb o prasowanie koszulek dziecka po lewej stronie, niania uparcie prasowała je po prawej stronie, niszcząc tym samym wiele naprasowywanek. Choć Joasia dawała jej do pracy własne koszulki, a także proszek i mydło, kobieta uparcie zakładała te same rzeczy przez kilka dni, przez co intensywnie czuć było od niej woń potu. Za każdym razem po jej wyjściu Joasia z mężem robili generalne wietrzenie mieszkania. Już po pierwszym miesiącu pracy poprosiła o podwyżkę oraz telefon służbowy „gdybym chciała wyjść gdzieś dalej z dzieckiem”. Sugerowała też, że poprzednia pracodawczyni „zawsze dorzucała jakieś ciuszki dla dzieci, albo 50 zł górką”. – Mnie w firmie nikt górką 50 zł nie dorzuca – zauważa Joasia, dodając: – Tłumaczyliśmy sobie to z mężem, że w końcu nam nie musi się ona podobać, ważne, żeby dla Piotruśa była super. Jednak problemy zaczynały się nawarstwiać.
W decyzji pomogła Joasi historia o opiekunce 3-letniej córki jej znajomej. Rodzice dziecka wprost ją uwielbiali do czasu, kiedy ojciec praktycznie bez powodu postanowił ją nagrać. – Okazało się, że kiedy dziewczynka zaczynała płakać, niania zamykała ją w pokoju – opowiada Joasia. – Kiedy dziecko prosiło: „Ciocia, choć do mnie, nie zostawiaj mnie, proszę, wróć!”, niania odkrzykiwała: „Nie drzyj się, k...!, zamkniesz się?!”
„Zamarłam z przerażenia”
Po kilkumiesięcznych naleganiach Marzeny, jej mąż w końcu zainstalował w mieszkaniu system kamer. – Po pierwszym dniu nagrań zamarłam z przerażenia – wspomina. Od razu po wyjściu rodziców niania włączyła telewizor i dotąd bujała dziecko w wózku, aż zasnęło. – Kiedy się przebudził to go bujała dalej, nawet po 2,5 godzinach spania – mówi Marzena. Jej synek przez długi czas siedział na krzesełku do karmienia przed telewizorem „a jak zaczął popłakiwać z nudów, to niania wkurzona podeszła i z wyrzutem krzyknęła: „Czego się drzesz?!” Niania jadła także tą samą łyżeczką zupkę z moim synkiem oraz oblizywała łyżeczkę w czasie karmienia, choć w tym samym czasie jej dziecko chorowało na mononukleozę, którą właśnie w ten sposób przenosi się na małe dzieci”.
Dorota nagrała nianię za pomocą dyktafonu. Po odsłuchaniu nagrania uderzył ją przede wszystkim zły stosunek opiekunki do jej córki. – Przez cały czas na nią burczała, była jakby obrażona. Wciąż mówiła coś w stylu: „Nie będę cię nosić, ciocię nogi bolą”. Poza tym były tam długie godziny milczenia. Dziecko przez cały czas siedziało samo, praktycznie bez kontaktu – mówi. Dorota miała również zastrzeżenia do pielęgnacji dziecka. – Nie zostawialiśmy w domu żadnych pieluszek, bo chcieliśmy odzwyczaić od nich dziecko, więc niania zakładała jej pieluchę z nocy, którą chcieliśmy, żeby wyrzuciła. Dziecko chodziło w niej przez cały dzień, wskutek czego miało odparzoną pupę – dodaje.
Mąż Joasi przed wyjściem do pracy postawił na lodówce kamerę z półtoragodzinną kasetą, bez wizji. Mąż jeszcze przez chwilę kręcił się po domu, a niania nie przestawała mówić do Piotruśa: „Piotruśku, a tu listeczek, a tam łyżeczka, a tu przewinę ci pieluszkę”. – Z momentem jego wyjścia zapada niemal głucha cisza – relacjonuje Joasia. – Słyszę, że robi sobie kawę. Piotruś siedzący w foteliku zaczyna domagać się jedzenia, a ona na to: „Co, matka ci rano żreć nie dała?! Czego się drzesz?!” Po szeleście rozpoznaliśmy, że dziecko dostaje francuskie ciasteczko z marmoladą, a potem następne i jeszcze następne. Wcześniej niania skarżyła się, że dziecko nie je parówek, ale jak miało jeść, skoro na czczo zjadło trzy ciastka? A potem przez półtorej godziny siedziała przed telewizorem i co jakiś czas powtarzała to samo zdanie: „Piotruś, odejdź od schodów, bo bach!” Po półtorej godziny kaseta się skończyła i oprócz tego „bach” niewiele się tutaj działo – mówi Joasia.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (2)
- Komentarze Facebook (...)
2 komentarze
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!