Naprotechnologia, czyli leczenie interdyscyplinarne
Dr Aleksandra Kicińska, która od 15 lat pomaga parom borykających się z niepłodnością, wystąpiła dziś z wykładem podczas spotkania zespołu ds. opracowania programu wsparcia prokreacji chojniczan. Objaśniła na czym polega naprotechnologia, choć sama zamiast tego określenia woli interdyscyplinarne leczenie. Zresztą sama lekarka ma specjalizację z endokrynologii, a nie z ginekologii.
Doktor nauk medycznych Aleksandra Kicińska wykłada na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, a do Chojnic przyjechała z wykładem pt. "Naprawcza medycyna rozrodu oparta na obserwacji cyklu miesięcznego". Prowadząca wykład dla członków specjalnie powołanego w ratuszu zespołu podkreślała, że dobra diagnostyka i leczenie należy się wszystkim, a najlepiej na pacjenta spojrzeć całościowo i indywidualnie. - Niepłodność to bardzo delikatny problem. To nie tylko domena lekarzy. Potrzeba psychologa czy wsparcia duchowego - mówiła dr Kicińska. Uzmysławiała słuchaczom, że podstawą jest obserwacja cyklu, a na tej podstawie leczenie przyczyn niepłodności i odzyskanie zdrowia, a nie tylko samo zajście w ciążę. - Nasze podejście przywraca równowagę - mówiła lekarka o przychodni, w której pracuje z parami. Kilkukrotnie podkreślała, iż nie ocenia par, które zdecydowały się na in vitro i wszystkich pacjentów traktuje na równi. - Tylko 30 % przyczyn niepłodności to czysto ginekologiczne kwestie - wyjaśniała lekarka i z przyczyn zaburzenia równowagi hormonalnej i tym samym całego kobiecego cyklu wymieniała m.in. choroby tarczycy, wątroby, nerek, autoimmunologiczne, stany zapalne. Co ciekawe, blokować płodność może nawet lek na zgagę.
Reklama | Czytaj dalej »
- Procedura in vitro weszła do medycyny na salę balową wielkimi drzwiami. Okazało się, że jest to niesamowicie dokładna procedura, ale też taka, która w pewnym momencie wstrzeliła się w to, czego społeczeństwo potrzebowało. Zróbmy coś łatwo, szybko i przyjemnie. To jest tak samo i może jest to proste porównanie niezbyt ważkie - jak z fast foodem. Był moment, że zachwyciliśmy się żywnością, powiedzmy z Zachodu. Zachłysnęliśmy się, ale w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że nie tędy droga.
- Procedura in vitro weszła do medycyny...
O przybliżone koszty owego interdyscyplinarnego leczenia dla pary z Chojnic dopytywał burmistrz Arseniusz Finster, który jest pomysłodawcą refundacji in vitro przez miasto. Diagnostyka przez pierwsze półrocze to koszt ok. 3 tysięcy złotych plus dodatkowo 1-1,5 tys. zł za badania wykonywane poza NFZ.
Ekspertka chętnie odpowiadała na postawione pytania i dość szczegółowo zapoznała członków zespołu z kwestią leczenia przyczyn niepłodności. - Dziękuję w imieniu wszystkich za potężną dawkę wiedzy (oklaski). Będziemy bardziej pewni w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji - spotkanie zakończył wiceburmistrz Edward Pietrzyk.
- Dziękuję za potężną dawkę wiedzy...
Następne posiedzenie zespołu ds. opracowania programu wsparcia prokreacji dla mieszkańców Chojnic zaplanowano za tydzień, kiedy przyjdzie czas na eksperta od in vitro. Sama część projektu w tej części była gotowa już wcześniej, a członkowie mają wnieść do niego ewentualne uwagi.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (28)
- Komentarze Facebook (...)
28 komentarzy
Doktor nauk medycznych Aleksandra Kicińska wykłada na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, a do Chojnic przyjechała z wykładem pt. "Naprawcza medycyna rozrodu oparta na obserwacji cyklu miesięcznego". Prowadząca wykład dla członków specjalnie powołanego w ratuszu zespołu podkreślała, że dobra diagnostyka i leczenie należy się wszystkim, a najlepiej na pacjenta spojrzeć całościowo i indywidualnie. - Niepłodność to bardzo delikatny problem. To nie tylko domena lekarzy. Potrzeba psychologa czy wsparcia duchowego - mówiła dr Kicińska. Uzmysławiała słuchaczom, że podstawą jest obserwacja cyklu, a na tej podstawie leczenie przyczyn niepłodności i odzyskanie zdrowia, a nie tylko samo zajście w ciążę. - Nasze podejście przywraca równowagę - mówiła lekarka o przychodni, w której pracuje z parami. Kilkukrotnie podkreślała, iż nie ocenia par, które zdecydowały się na in vitro i wszystkich pacjentów traktuje na równi. - Tylko 30 % przyczyn niepłodności to czysto ginekologiczne kwestie - wyjaśniała lekarka i z przyczyn zaburzenia równowagi hormonalnej i tym samym całego kobiecego cyklu wymieniała m.in. choroby tarczycy, wątroby, nerek, autoimmunologiczne, stany zapalne. Co ciekawe, blokować płodność może nawet lek na zgagę.
Zryta mózgownica zareagowała:
Gdzie napisałam o wyrzucaniu zarodków lub o swoim stosunku do tego, jak uszczęśliwić rodzinę?Nienawiść do ludzi o innych poglądach tak ci zryła tę mózgownicę, że nie rozumiesz słowa pisanego. Dla twojej wiadomości szanuję życie na każdym etapie i w głowie mi się nie mieści, że ktoś, kto niby staje w obronie zarodków, życzy śmierci drugiemu człowiekowi. Nie na tym polega nauka kościoła i na pewno w ten sposób nie przekonasz ani jednej osoby do tego, aby zmieniła swoje poglądy na temat in vitro.
Tak jak wskazałem wcześniej, w zasadzie nie mrozi się obecnie zarodków. Zamrażane zarodki mają później dużo mniejsze szanse przeżycia niż mrożona komórka jajowa zapłodniona po rozmrożeniu, przy kolejnej próbie, jeśli pierwsza zawiodła. Zatem to nie zarodki, a Twój argument koronny możemy teraz wyrzucić do kosza.
Tak, można by dawać gwarancję, że odrzucone w procesie selekcji zapłodnione komórki nie rozwinęłyby się w zdrowego lub choćby będącego w stanie przeżyć człowieka. Celowo użyłem w mojej wypowiedzi określenia "poprawnie rozwinięta blastocysta". Zarodki oceniane są pod kątem właściwego zróżnicowania komórek. Jeśli nie osiągnęły określonego stadium to znaczy (i jest to poparte wieloma badaniami oraz praktyką), że nie mają szansy na dalszy prawidłowy rozwój, a często są już martwe. Jako takie i tak zostałyby odrzucone przez organizm matki.
Dzieje się tak nie tylko w laboratorium, bardzo często taki sam proces zachodzi w organizmie kobiety. Tyle, że wtedy nikt się nie burzy. Zatem mimo zapłodnienia "w probówce", dalszy proces rozwoju zarodka jest w pełni naturalny z wszelkimi tego następstwami.
Wracając do eugeniki. Przeczytaj proszę artykuł z wiki, na który się powołujesz i nie traktuj go selektywnie. Dowiesz się wtedy, że eugenika dotyczy doskonalenia cech dziedzicznych GATUNKU, co zakłada masowość procesu. Zwróć uwagę na opisy historii poszczególnych krajów, gdzie prowadzone były szeroko zakrojone akcje i programy eugeniczne i na czym one polegały. Żaden nie przypomina założeń in vitro. Co więcej, in vitro nie było do realizacji tych programów potrzebne, ponieważ selekcję eugeniczną można z powodzeniem przeprowadzać przez ocenę i właściwe "parowanie" osobników dorosłych. Po co trudzić się z zaawansowaną i drogą technologią zapładniania, a następnie doboru zarodków, skoro wystarczy dobrać dwoje idealnie zdrowych ludzi i mieć względną pewność, że ich pozytywne cechy ulegną wzmocnieniu u potomstwa.
Na koniec powtórzę raz jeszcze, żebyś tego przypadkiem nie pominął, współczesna technologia in-vitro odchodzi od mrożenia zarodków na rzecz mrożenia komórek jajowych niezapłodnionych. Nie dlatego, że Ty i Tobie podobni tak chcą, ale dlatego, że takie rozwiązanie okazało się zwyczajnie lepsze.
Pozdrawiam Cię serdecznie, mimo jadu i nienawiści, jaką zdajesz się żywić względem mojej osoby.
P.S. Gdybyś jednak zdecydował się kolejny raz zaszczycić czytelników swoim stanowiskiem wyjaśnij przy okazji, na czym miała by polegać moja walka o "pieniądze fiducjarne" (musiałem sprawdzić, cóż to jest i nadal nie dostrzegam analogii) oraz jak dziecko z zapłodnienia in vitro może stanowić "element mirażowego systemu" tych pieniędzy. Dziękuję! :-)
po co te wywody, których i tak nikt nie czyta?
Dostrzegam, że każda Twoja wypowiedź polega na deprecjonowaniu faktów i przeinaczania ich znaczenia - zatem poprawnie skategoryzowałem Ciebie jako przedstawiciela szkoły frankfurckiej. Twoje wypowiedzi reprezentują wszystkie jej cechy.
Starasz się również zaciemnić korelację między ideologią a invitro. Niestety jakkolwiek chciałbyś to czynić, każdy rozsądny człowiek potrafiący wyciągać wnioski z łatwością jest w stanie stwierdzić, że invitro to eugenika i arbitralna selekcja osobników dokonywana tak jak to opisałem - przez lumpen-lekarza mieniącego się panem życia i śmierci (zamrożenia).
W tym momencie chciałbym się skupić na kilku Twoich wypowiedziach i zwrócić uwagę czytelników, że celowo odwracasz uwagę od faktów i nadajesz im inne znaczenie.
Pisałeś, że:
Jednak pierwotne założenie tego co nazywasz "nazi-eugeniczną oceną lekarza" to po prostu wybranie zarodka o najlepszych życiowych parametrach, takiego który ma największe szanse na przeżycie, co biorąc pod uwagę problemy z naturalnym poczęciem danej pary jest w pełni uzasadnione.
Dokładnie tak! To jest właśnie nazi-eugenika. Ty natomiast deprecjonujesz ten akt i sprowadzasz go do „po prostu wybranie zarodka o najlepszych życiowych parametrach”. Tutaj chciałbym zwrócić uwagę, że zarzuciłeś mi nieznajomość terminu eugenika. Zgodnie z definicją: https://pl.wikipedia.org/wiki/Eugenika wszczepiając wyselekcjonowane zarodki, tworzysz im korzystne warunki rozwoju. Co robisz natomiast z pozostałymi zarodkami? Eugenika, to selekcja na bazie pewnego kryterium. W invitro za kryterium uznano „dorodność” ludzkiego zarodka. W takim razie jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację terminacji wszystkich 2-letnich dzieci, ze względu na kryterium przynależności do odpowiedniego miejsca na siatce centylowej.
Piszesz, że powielam mity. Wskaż gdzie! Swoimi stwierdzeniami odwracasz uwagę od sedna problemu, o którym tutaj piszę i niejednokrotnie potwierdzasz te rzekome „mity”, o ktorych tutaj piszę - mianowicie: eugeniczną nazi-selekcję oraz fakt mrożenia/wyrzucania zarodków. Np. jak tu:
„Selekcja zarodków związana jest z ich prawidłowym rozwojem, a nie w celu wzmocnienia określonych cech genetycznych.”
Dasz mi 100% gwarancję, że zarodek, który nie przeszedł eugenicznej selekcji (został zamrożony/wyrzucony) nie zagnieździłby się i nie rozwinąłby się z niego w pełni sprawny człowiek?
Możesz próbować odwracać kota ogonem tak długo jak chcesz. Nie podważysz natomiast dwóch faktów, które zresztą sam potwierdziłeś w swych wypowiedziach niejednokrotnie:
- nazi-eugenicznej selekcji dorodnych zarodków, które najlepiej rokują,
- mrożenia/wyrzucania tych zarodków, które nazi-eugenicznej selekcji nie przeszły.
Na koniec mam kilka retorycznych pytań do potencjalnych „rodziców” zastanawiających się nad invitro.
1. Czy uważacie, że warto mieć dziecko (dzieci - mój adwersarz opisał czynnik ciąż mnogich) i żyć w ze świadomością, że Wasze szczęście polegało na ubiciu/zamrożeniu innych Waszych dzieci?
2. Czy nie widzicie w tym nic podejrzanego, że akt invitro ma być dotowany z tzw. budżetu publicznego? Przecież Wy mi nie płaciliście za to, że zdecydowałem się z moją żoną na dziecko. Czy nie wydaje się Wam, że tutaj chodzi o coś zupełnie innego? Może o pieniądze fiducjarne?
Dziecko to dar, a nie obowiązek wytworzenia elementu mirażowego systemu pieniędzy fiducjarnych. To, że mój adwersarz walczy o swoje fiducjarne, to chyba każdy widzi.
Także nie "pytam się Ciebie" (co najwyżej mógłbym "pytać Ciebie", ale tego też nie robię). Nie wiem, gdzie w mojej wypowiedzi zobaczyłeś znak zapytania. To było zwyczajne przypuszczenie.
Powielasz przyjacielu, teraz zwracam się do Ciebie w j.pojedynczej, mity. Obecnie zamrażane są w większości przypadków niezapłodnione komórki jajowe, które pozostały po pobraniu z pęcherzyków. Nie są to więc zarodki. Czasem mrozi się też całą tkankę jajnikową celem późniejszego wszczepienia jej z powrotem pacjentce po wyleczeniu z pierwotnego schorzenia. To sprawa pierwsza.
Sprawa druga, owszem, zapładniane jest zawsze przynajmniej kilka komórek, przy obecnej technologii uzyskuje się ok. 70-80% skuteczność i na ogół wszystkie poprawnie rozwinięte blastocysty są transferowane. Wiele z nich nie przeżyje, ale nie ma to nic wspólnego z samym procesem in vitro, a organizmem matki. Zdarza się jednak, że dojdzie do zagnieżdżenia kilku zarodków i wówczas - co nie jest przy in vitro rzadkie - mamy ciąże mnogie.
Wracając jeszcze na chwilę do Twoich eugenicznych zarzutów. Nie wiem, czy zadałeś sobie trud zrozumienia, czym eugenika jest, a czym nie. Gdyby proces selekcji odbywał się na skalę globalną i dotyczył również w pełni zdrowych ludzi, nie mających problemów z prokreacją, a celem było osiąganie coraz doskonalszych genetycznie kolejnych pokoleń - to byłaby eugenika.
Tymczasem w skali ogółu in vitro to pojedyncze przypadki. Selekcja zarodków związana jest z ich prawidłowym rozwojem, a nie w celu wzmocnienia określonych cech genetycznych. Zatem w żaden sposób nie spełnia to nawet najbardziej naciąganej definicji eugeniki.
Cieszę się, że mogliśmy sobie spokojnie i rzeczowo porozmawiać. Dziękuję Ci za tą niepowtarzalną okazję! :-)
Swoją drogą to szkoda ze się urodziłeś. Bardzo bym sobie tego życzył abyś był jednym z tych zamrozonych zarodkow które nie przeszły eugenicznej selekcji 'dra Mengele' i skończył swój żywot na śmietniku i dokładnie tak jak piszesz, bez pogrzebu
zacznijmy od tego, że w zasadzie "bezpłodności" się nie leczy
ten sam autor niżej pisze:
zacznijmy od tego, że w zasadzie "bezpłodności" się nie leczy
brakuje tylko podpisu:
profesor MIODEK
Co innego "niepłodność", ten stan można leczyć i tu mamy szeroki wachlarz możliwości.
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!