III Bieg Tropem Wilczym w Charzykowach. Zapisy trwają
Na ten moment na liście już przeszło 160 osób. Zgłaszać można się do 1 marca lub wyczerpania limitu miejsc.
W tym roku organizatorzy przygotowali większą pulę pakietów, bo 400. W ubiegłym 280. Trasy obu biegów na 10 km i niecałe 2 km pozostają te same, ale wymierzone z dokładnością do metra, bo z atestem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.
Limit na bieg główny to 300 osób, symboliczny 1963 m - 100. Wpisowe kolejno 35 i 15 zł. W każdym pakiecie koszulka z podobiznami żołnierzy wyklętych, napój i słodkie kalorie do uzupełnienia. Po biegu będzie można ugrzać się przy ognisku i zjeść ciepły posiłek.
W zeszłym roku najszybszy był Dawid Klaybor z czasem 31:20, a wśród kobiet Dominika Grzelak 37:55. Wówczas na starcie obu dystansów stanęło 260 uczestników. Organizatorami niezmiennie pozostają Stowarzyszenie Kibiców Chojniczanki Fantycy z Grodu Tura oraz Fundacja Wolność i Demokracja.
Bieżące informacje na FB
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (47)
- Komentarze Facebook (...)
47 komentarzy
Łączność utrzymywano głównie dzięki kurierom kontaktującym się w kraju ze strukturami SN oraz Zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość, które powstało po rozwiązaniu AK. Wielu kurierów rekrutowano w obozach repatriacyjnych w zachodnich strefach okupacyjnych w Niemczech. Pieniądze na rekrutację pochodziły z amerykańskich źródeł wywiadowczych. Amerykanie w zamian za finansowanie kurierów mieli otrzymywać informacje na temat sytuacji za żelazną kurtyną. O tym, że łączność z krajem opłaca amerykański wywiad, wiedzieli nieliczni. "Bez zgody rządu polskiego w Londynie - konstatował emigracyjny działacz ludowy Jerzy Kuncewicz - Amerykanie zorganizowali w Niemczech oddział do dywersji w Polsce, wciągając do tego wielu Polaków. Angażowani do tego oddziału otrzymują 180 dolarów gotówki na rękę, ubezpieczenie na 10 tys. dolarów i urlop co trzy miesiące z prawem bezcłowego wjazdu do Anglii lub Ameryki, czyli mogą szmuglować, co im się podoba". W okupowanych Niemczech było prawie sto obozów repatriacyjnych, niemal przy każdym funkcjonowały komórki wywiadu brytyjskiego bądź amerykańskiego. Te obozy - podobnie jak siatki wywiadowcze w kraju - były silnie spenetrowane przez agentów bezpieki. ... Jeden z takich ośrodków - w Quackenbrück - już w kwietniu 1948 r. został rozpracowany przez MBP, które przejęło pełny wykaz uchodźców przechodzących przez ośrodki w Regensburgu i Quackenbrück, włącznie z podaniem adresów rodzin w kraju oraz raportami z pobytu w Polsce. Beznadziejna sytuacja w kraju, brutalne pacyfikacje "leśnych", a także kryzys polityczny i rozbicie w "polskim Londynie" po śmierci prezydenta Władysława Raczkiewicza w 1947 r. sprawiły, iż część uchodźstwa decydowała się na współpracę wywiadowczą z Amerykanami. Celowały w tym ugrupowania skupione wokół Rady Politycznej (porozumienia partii skłóconych z Augustem Zaleskim, nowym prezydentem RP: Stronnictwa Narodowego, Polskiej Partii Socjalistycznej i Polskiego Ruchu Wolnościowego Niepodległość i Demokracja). Szczególnie aktywne było SN, którego przedstawiciele od 1948 r. prowadzili rozmowy z CIA. W 1949 r. prezes SN Tadeusz Bielecki - przed wojną współpracownik Romana Dmowskiego - podczas wizyty w Departamencie Stanu USA informował Amerykanów, że narodowcy dysponują wieloma "nieoficjalnymi kanałami, którymi można dotrzeć do ludzi w Polsce". Otrzymał od Amerykanów 62 tys. dolarów na prowadzenie akcji dywersyjnej w kraju. W 1950 r. do drzwi urzędów waszyngtońskich kołatał gen. Władysław Anders, który w Departamencie Obrony złożył ofertę odbudowy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie gotowych walczyć z Sowietami. We wrześniu 1950 r. na utrzymanie amerykańskie przeszła cała Rada Polityczna. Z Amerykanami porozumiewał się Edward Sojka, szef Wydziału Krajowego Rady Politycznej. Sojka podczas spotkania z płk. Davisem (pseudonim) z wywiadu wojskowego USA ustalił, że stronnictwa Rady Politycznej będą popierać amerykańską politykę, "podtrzymywać w kraju ducha oporu, dostarczać wiadomości i przygotowywać stacje radionadawcze w Polsce". Zgodnie z umową rada miała też pomóc w rozbudowie w kraju sieci rezydentów i informatorów oraz przesłuchiwać uciekinierów z Polski. Porozumienie zaakceptowali koledzy Sojki z wydziału - Franciszek Białas, Tadeusz Żenczykowski i Zygmunt Zaremba. W 1951 r. podobną umowę zawarto z Brytyjczykami. Do końca 1952 r. Rada Polityczna w zamian za usługi wywiadowcze otrzymała od Amerykanów około 840 tys. USD, a stronnictwa polityczne około 170 tys. USD, czyli łącznie ponad milion dolarów. Pytanie: czy marząc o niepodległej Rzeczypospolitej, mogli się zdecydować na cokolwiek innego? Porozumienia Rady Politycznej z obcymi wywiadami wkrótce stały się tajemnicą poliszynela. Na emigracji zawrzało. W dwutygodniku "Głos" ukazującym się na początku lat 50. w Londynie możemy przeczytać, że polskie uchodźstwo trawią dwa gatunki agentur - "wrogie i przyjacielskie". Dodawano na tych łamach: "Jak wiadomo, USA przeznaczyły milionowe kwoty na pomoc dla uchodźców zza żelaznej kurtyny. Lecz pomoc ta jest nie skoordynowana. Płynie różnymi kanałami. Jeden kanał nie wie, ile otrzymuje drugi, i odwrotnie. Pomoc amerykańska nosi przeważnie charakter poufny. Nie ma - jak dotychczas - charakteru operacji kredytowej zawartej z jednej strony przez USA, z drugiej - przez oficjalną reprezentację uchodźstwa polskiego". Jeszcze dobitniej wyraził to przedwojenny senator Tadeusz Katelbach w liście do gen. Kazimierza Sosnkowskiego z 1952 r.: "Na utrzymaniu amerykańskim znajduje się już cały legion osób z naszego życia politycznego. Gdyby Amerykanie cofnęli temu legionowi i różnym imprezom pieniądze, byłoby to równoznaczne z zupełną katastrofą". Umowy o współpracy zawarte z Amerykanami i Brytyjczykami przewidywały założenie dwóch baz łączności w Niemczech - bazy Północ w Oerlinghausen, a od wiosny 1952 r. w Mülhein, oraz bazy Południe początkowo z siedzibą w Rotach koło Tagernesse, później przeniesionej do Monachium i wreszcie do miejscowości Berg w Bawarii. Później okoliczności całej sprawy zostały określone mianem afery Bergu. Placówki miały ekspozytury w Berlinie Zachodnim, Wiedniu i Szwecji. Kierownictwo i większość personelu stanowili działacze Stronnictwa Narodowego. Nad całością pracy wywiadowczej czuwał Sojka, który przekazywał informacje bezpośrednio Bieleckiemu i Berezowskiemu. Nadzór nad placówkami sprawowali jednak Amerykanie. Pieniądze przekazywał działaczom emigracyjnym oficer wywiadu wojskowego USA, a przed wojną sekretarz ambasady amerykańskiej w Warszawie, posługujący się pseudonimem Zdzisław. Obie bazy zorganizowały 47 wypraw do kraju (w tym cztery drogą morską), w czasie których w ręce bezpieki wpadło 14 kurierów. Z akt UB wynika, że już w 1951 r. wywiad PRL miał doskonałe rozpoznanie szczegółów działalności obu baz. Dysponowano pełną listą pracowników placówek, znane też były skrzynki adresowe. Rolę bezpieki w rozpracowaniu baz łączności trafnie podsumował na łamach "Karty" Jan Nowak-Jeziorański: "Przez dwa lata odbiorcą dość znacznych funduszy z kasy CIA, sprzętu radiowego, szyfrów, depesz, raportów i instrukcji był kontrwywiad bezpieki. Amerykanie zaś byli karmieni reportażami i ocenami fabrykowanymi przez przeciwnika. W grudniu 1952 r. komuniści postanowili zakończyć tę zabawę publiczną kompromitacją CIA i emigracji. Dwaj agenci polskiego kontrwywiadu występujący w roli przywódców WiN zgłosili się 'dobrowolnie' do władz, wydając siebie, swoich podkomendnych, zasoby pieniężne, tajemnice organizacyjne i podając wszystko do publicznej wiadomości". Wiosną 1953 r. gwóźdź do trumny wbił Kazimierz Tychota, odwołany przez Sojkę szef bazy Północ, który ujawnił szczegóły "roboty wywiadowczej", a Sojkę oskarżył o "działanie na szkodę interesu narodowego". Dowiedziawszy się o tym, prezydent Zaleski zarzucił członkom Rady Politycznej działalność agenturalną. Z kolei Stanisław Cat Mackiewicz, premier rządu RP na uchodźstwie, oskarżył ich o "handel śmiercią". "Gdyby emigracja nasza istotnie miała handlować śmiercią rodaków w kraju, to byłoby to tego rodzaju zbrodnią, za którą odpowiedzialny moralnie byłby nie tylko ten, kto ten plugawy i haniebny proceder uprawia, ale także każdy, kto przeciwko temu nie protestuje" - pisał Mackiewicz.
W "polskim Londynie" próbowano jednak marginalizować problem. Politycy bezpośrednio zamieszani w aferę Bergu mówili o szkodliwości wyciągania jej na światło dzienne. Największy autorytet emigracyjny - gen. Kazimierz Sosnkowski - choć sprzeciwiał się wykorzystywaniu emigracji przez zachodnie wywiady, proponował "jak najszybciej zewrzeć szeregi". Niestety, po ujawnieniu afery Bergu emigracja pogrążyła się w chaosie, podzieliła się i straciła znaczenie polityczne.
Szczepan Ścibior (ur. 13 grudnia 1903 w Uniejowie, zm. 7 sierpnia 1952 w Warszawie) –pułkownik, pilot Wojska Polskiego. W kampanii wrześniowej 1939 ewakuował się na Wschód, a następnie przeszedł do Rumunii, gdzie internowano go w obozie w Tulczy. Wkrótce wyjechał do Francji, gdzie przydzielono go do dywizjonu szkolnego lotnictwa myśliwskiego jako pilota instruktora. Po kapitulacji Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii. Pod koniec sierpnia 1940 został dowódcą 1. eskadry 305 Dywizjonu Bombowego Ziemi Wielkopolskiej i Lidzkiej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. W 1941 został zestrzelony nad Belgią, zdołał się uratować, przedostać do Brukseli, gdzie wkrótce został aresztowany przez gestapo. Do końca wojny przebywał w obozie jenieckim. Po wyzwoleniu przez wojska brytyjskie 2 maja 1945 dotarł do Wielkiej Brytanii. W marcu 1946 powrócił do Polski. Objął funkcję dowódcy 7 Samodzielnego Bombardująco-Nurkowego Pułku Lotniczego w Łęczycy, a w sierpniu 1947 został komendantem Oficerskiej Szkoły Lotniczej Wojska Polskiego w Dęblinie.Został aresztowany 9 sierpnia 1951 w Dęblinie, był maltretowany w czasie trwającego osiem miesięcy śledztwa. 13 maja 1952 został na karę śmierci, a następnie stracony 7 sierpnia 1952 w więzieniu mokotowskim. NSW stwierdził 26 kwietnia 1956 jego niewinność i uchylił wyrok z 1952. Dokładne miejsce pochówku nieznane. Jego symboliczny grób znajduje się na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Pochodził z Goniądza, szkołę średnią ukończył w Białymstoku. W 1948 r. przyjechał do Warszawy i podjął studia na Akademii Medycznej, jednak wkrótce z powodu zarzutów politycznych musiał je przerwać i zaczął pracę jako wychowawca w ośrodku szkoleniowo-wychowawczym dla młodzieży.
Wiosną 1951 r. został wytypowany przez ZMP na Zlot Młodzieży w Berlinie.
Zamierzał wykorzystać ten wyjazd do ucieczki na Zachód, a o swoich planach nieostrożnie rozmawiał z kolegami. Niestety wiadomość ta dotarła do Urzędu Bezpieczeństwa w konsekwencji czego został wciągnięty do operacji „Cezary”. Celem operacji kontrolowanej przez funkcjonariuszy MBP miało być nakłanianie do popełniania przestępstw i tworzenie fałszywych dowodów, przeciwko osobom działającym w ich mniemaniu w niepodległościowej organizacji. W ramach działalności w WiN, Sosnowski został wysłany na Zachód na kurs radiotelegraficzny. Wówczas myślał, że pracuje dla prawdziwej organizacji, jednakże w tym czasie V Komenda WiN była mistyfikacją bezpieki. Po ukończeniu szkolenia został przerzucony do Polski na spadochronie. Został aresztowany jeszcze przed zakończeniem operacji, 6 grudnia 1952 roku. Zorganizowano proces pokazowy i Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na śmierć. Wyrok wykonano w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie 15 maja 1953 r. Szczątki Dionizego Sosnowskiego odnaleziono 14 maja 2013 r. w kwaterze „Ł” cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.
Informacja o ustaleniach końcowych śledztwa S 28/02/Zi w sprawie pozbawienia życia 79 osób - mieszkańców powiatu Bielsk Podlaski w tym 30 osób tzw. furmanów w lesie koło Puchał Starych, dokonanych w okresie od dnia 29 stycznia 1946r. do dnia 2 lutego 1946
W dniu 30.06.2005r. na podstawie art. 17 § 1 pkt 5 i 7 kpk, art. 322 § 1 kpk w Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku zostało wydane postanowienie o umorzeniu śledztwa nr S 28/02/Zi w sprawach zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w celu wyniszczenia części obywateli polskich, z powodu ich przynależności do białoruskiej grupy narodowościowej o wyznaniu prawosławnym, poprzez dokonanie i usiłowanie zabójstw oraz spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, jak również dopuszczenie się poważnego prześladowania osób tej grupy poprzez spalenie należących do nich budynków mieszkalnych i zabudowań. Postanowienie o umorzeniu śledztwa dotyczy następujących zdarzeń przestępczych;
1. w dniu 29.01.1946r. we wsi Zaleszany pozbawienia życia przez zastrzelenie jak i spalenie 16 osób, oraz usiłowanie pozbawienia życia pozostałych mieszkańców poprzez zamknięcie ich w jednym domu, który został podpalony i spowodowania uszkodzeń ciała poprzez poparzenie co najmniej dwóch osób i dokonanego w tym samym dniu we wsi Wólka Wygonowska pozbawienia życia przez zastrzelenie 2 osób,
2. w dniu 31.01.1946r. w pobliżu miejscowości Puchały Stare pozbawienia życia przez rozstrzelanie 30 mężczyzn,
3.w dniu 2 lutego 1946r. we wsi Zanie pozbawienia życia przez zastrzelenie, jak i spalenie 24 osób i spowodowania uszkodzeń ciała wskutek postrzelenia z broni palnej i poparzenia 8 mieszkańców oraz dokonanego w tym samym dniu we wsi Szpaki pozbawienia życia przez zastrzelenie lub spalenie 5 osób i spowodowania uszkodzeń ciała w wyniku postrzelenia z broni palnej 4 osób, z których to 2 osoby zmarły ,jak również sprowadzenia pożaru zabudowań tych wsi i wsi Końcowizna
Postępowanie to zostało umorzone wobec prawomocnego zakończenia postępowania o te same czyny przeciwko sprawcy kierowniczemu oraz śmierci bezpośrednich sprawców i niewykrycia części z nich.
W 1995 r. do działającej wówczas Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku wpłynęło pismo Społecznego Komitetu do spraw Ekshumacji Szczątków Osób Pomordowanych w Puchałach Starych.
Wniosek tego komitetu skutkował podjęciem czynności w sprawie zabójstwa mężczyzn określanych jako furmani w lesie koło Puchał Starych, którego dokonanie przypisywane było polskiemu oddziałowi Pogotowia Akcji Specjalnej - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (PAS NZW) dowodzonemu przez Romualda Rajsa, pseudonim „Bury”. Podjęte czynności objęły również inne czyny pozostające w bezpośrednim związku czasowo – przestrzenno – podmiotowym, dokonane przez ten sam oddział, a mianowicie pozbawienia życia w dniu 29 stycznia 1946 r. części mieszkańców wsi Zaleszany i Wólka Wygonowska oraz zabójstw w dniu 2 lutego 1946r.mieszkańców wsi Zanie i Szpaki, w których to wsiach spalono znaczną część domów i budynków gospodarczych, podobnie jak w miejscowości Końcowizna, gdzie nikt nie został pozbawiony życia .
Podjęte działania przez prokuratora byłej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku skutkowały wszczęciem w dniu 25 marca 1997 r. śledztwa, które z uwagi na likwidację Okręgowych Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zostało zawieszone.
Po rozpoczęciu funkcjonowania białostockiej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w dniu 4.04.2002 r. zawieszone postępowanie zostało podjęte do prowadzenia.
Przy podjęciu śledztwa zostało ono wstępnie zakwalifikowane do kategorii zbrodni przeciwko ludzkości, których wyjaśnienie należy do prokuratora IPN-u i które nie ulegają przedawnieniu.
Przed podjęciem niniejszego śledztwa z zawieszenia uznano, że brak jest ujemnych przesłanek procesowych, uniemożliwiających prowadzenie postępowania. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, iż śledztwo w tej sprawie dotyczy zdarzeń jakie miały miejsce w styczniu - lutym 1946 r. na terenie powiatu Bielsk Podlaski, a nie jest prowadzone przeciwko określonym osobom o takie same czyny. W takim tylko przypadku nie byłoby możliwe przeprowadzenie śledztwa przez prokuratora z powodu tzw. powagi rzeczy osądzonej (art. 17 paragraf 1 pkt 7 kpk). Uznawany za głównego sprawcę tych tragicznych wydarzeń Romuald Rajs, pseudonim „Bury” zastał skazany za nakłanianie członków swojego oddziału do popełnienia przestępstwa, a więc w rozumieniu prawa karnego przypisano mu czyny polegające na podżeganiu innych sprawców. Tylko niektórym z jego żołnierzy ówczesne organy ścigania i „wymiaru sprawiedliwości” przypisały uczestnictwo w wykonaniu tych czynów. Należy wskazać, że zgodnie z dyspozycją art. 45. 4. Ustawy o IPN śmierć sprawcy nie może stanowić przeszkody do realizacji celów IPN gdyż jednym z głównych zadań postępowania jest, ustalenie obiektywnego przebiegu wydarzeń oraz ustalenie osób pokrzywdzonych, którymi w tej sprawie byli i są obywatele polscy.
Przedstawienie ustaleń niniejszego śledztwa należy rozpocząć od podania ogólnych informacji, w tym związanych z powstaniem NZW.
Podczas II wojny światowej pierwszą organizacją Stronnictwa Narodowego, utworzoną w październiku 1939r. była Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW). Cześć oddziałów NOW, które nie podporządkowały się Armii Krajowej utworzyło Narodowe Siły Zbrojne (NSZ). Kierownictwo NSZ uznało, że wrogiem Polski, poza faszystowskimi Niemcami, jest Związek Radziecki. Dlatego to NSZ prowadziły walkę przeciwko członkom nowej władzy w Polsce, utworzonej i reprezentującej interesy Związku Radzieckiego. W listopadzie 1944r. nastąpiło połączenie oddziałów Narodowych Sił Zbrojnych i tych oddziałów Narodowej Organizacji Wojskowej, które wycofały się ze struktur Armii Krajowej. Powstała w ten sposób organizacja przyjęła nazwę Narodowe Zjednoczenie Wojskowe.
Obszar województwa białostockiego szczególnie na terenie powiatu Bielsk Podlaski w znacznej części był zamieszkały przez ludność, wówczas powszechnie uważaną, jak i często deklarującą w urzędowych dokumentach swoją narodowość jako białoruską. Nie przedstawiając szczegółowych danych demograficznych należy zauważyć, iż na terenie niektórych gmin tego powiatu ludność białoruska stanowiła większość. Należy w tym miejscu stwierdzić, że o przynależności do narodowości białoruskiej lub polskiej decydowało wówczas przede wszystkim wyznanie. Osoby wyznania prawosławnego utożsamiano z białoruskim pochodzeniem. Polskie władze komunistyczne po wyznaczeniu przez rząd radziecki nowej granicy, której skutkiem było pozostawienie w ZSRR znacznych obszarów II Rzeczpospolitej, zamieszkałych przez Polaków, podjęły działania (lub też zostały do tego zmuszone) do przyjęcia polskich repatriantów. Z drugiej strony polskie i radzieckie władze dążyły do zmuszenia opuszczenia terenów „nowej Polski” przez ludność uznawaną za białoruską.
Romuald Rajs urodził się w 1913 r. w miejscowości Jabłonka w byłym województwie lwowskim. Od 1932 r. był związany ze służbą wojskową, kiedy to wstąpił na ochotnika do szkoły podoficerskiej w Koninie. W kampanii wrześniowej R. Rajs brał udział jako dowódca specjalnego plutonu zwiadu konnego 19 Dywizji Piechoty. Na trasie odwrotu w pobliżu Berezy Kartuskiej zetknął się z oddziałem „partyzantów białoruskich”, którzy nakazali mu złożenie broni W czasie okupacji niemieckiej R. Rajs od 1940r. należał do konspiracji. Pełnił różne funkcje w 3 Wileńskiej Brygadzie AK dowodzonej przez „Szczerbca”, z którym to oddziałem brał udział w walkach z okupantem niemieckim na Wileńszczyźnie. Po zdobyciu Wilna w lipcu 1944r. i rozbrojeniu oddziałów partyzanckich przez wojsko radzieckie ukrywał się w obawie przed aresztowaniem przez NKWD. Pod koniec 1944 r. zgłosił się do Związku Patriotów Polskich w Wilnie, w celu wstąpienia do wojska. Przydzielono go do Samodzielnego Batalionu Ochrony Lasów Państwowych. Został mianowany dowódcą plutonu w tym batalionie i skierowano go do Hajnówki. W dniu 9 maja 1945 r. wraz z podległym mu oddziałem dołączył do 5 Wileńskiej Brygady AK dowodzonej przez mjr Zygmunta Szyndzielarza, ps „Łupaszka”. Dowodzony przez niego pluton został przemianowany na 2 szwadron tej brygady. W związku z rozwiązaniem AK i jej oddziałów (tzw. akcja „Radosława”), Romuald Rajs wraz z podległym mu szwadronem odłączył się od 5 Brygady AK. We wrześniu 1945 r. Komenda Okręgu NZW Białystok nawiązała kontakt z porucznikiem R. Rajsem. Komendant okręgu, ps. „Lis” - „Kotwicz ” przydzielił mu stanowisko szefa Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS). W grudniu 1945r. komendant okręgu zlecił Kazimierzowi Chmielowskiemu, ps „Rekin” zebranie rozproszonych grup partyzanckich w celu utworzenia większego oddziału. W wyniku podjętych działań przez „Rekina” udało się skoncentrować znaczniejsze siły na terenie powiatu wysoko mazowieckiego. W bliżej nieustalonym dniu w okresie od grudnia 1945 r. stycznia 1946 r. została zorganizowana odprawa komendy okręgu i komendantów powiatów NZW. Na odprawę przybył też R. Rajs”. „Bury” przejął też dowodzenie nad oddziałem zebranym przez podporucznika „Rekina”. Podczas tego spotkania podjęta została decyzja o wymarszu na teren powiatu Bielsk Podlaski. Celem koncentracji i przemarszu było szkolenie całego oddziału nazwanego 3 Wileńską Brygadą NZW oraz działania wojskowe zmierzające do zademonstrowania siły organizacji NZW. W dniu 27 stycznia 1946 r. oddział „Burego” zatrzymał się we wsi Łozice. W tym dniu do tej miejscowości zjechała na furmankach znaczna grupa mieszkańców z kilkunastu pobliskich wsi, aby przewieść drzewo opałowe do Orli na potrzeby tamtejszego urzędu gminy. We wsiach, z których pochodzili furmani, ich wyznaczeniem do transportu opału ( tj. wykonania pracy określanej wówczas jako odrobienie szarwarku) zajęli się sołtysi tych wsi. Nie sposób precyzyjnie określić rzeczywistej liczby zgromadzonych w Łozicach wozów z zaprzęgami. Część gospodarzy przyjechała bowiem do Łozic po odbiór drzewa na własne potrzeby, a niektórzy przybyli tam w celach zarobkowych do pracy w lesie. Furmanom, którzy zjeżdżali się od rana 28.01.1945r. żołnierze „Burego” nie pozwalali opuścić Łozic. Następnie nieustaleni członkowie oddziału dokonali selekcji zgromadzonych zaprzęgów konnych, wybierając lepsze pod względem sprawności, konie i wozy. Pozostałej części furmanów nakazano, po wyjeździe wojska, pozostać przez pewien czas w Łozicy.
Wieczorem oddział „Burego” na wybranych furmankach, których liczbę świadkowie określają na 40 do 50 sztuk, przemieścił się w okolice Hajnówki. R. Rajs wydał rozkazy zmierzające do opanowania Hajnówki, w której znajdował się posterunek MO, jak też przebywali żołnierze Armii Czerwonej, którzy transportem kolejowym wracali do ZSRR. Wobec oporu żołnierzy radzieckich cała Hajnówka nie została zajęta. W dniu 29.01.1946 r. w godzinach rannych oddział PAS NZW przybył do wsi Zaleszany. Członkowie oddziału zostali zakwaterowani u poszczególnych gospodarzy. Około godziny 14.00 – 15.00 mieszkańcy wsi zostali powiadomieni przez wyznaczonych członków oddziału o konieczności przybycia „na zebranie” do domu Dymitra Sacharczuka. Po zgromadzeniu w tym domu mieszkańców wywołano na zewnątrz Piotra Demianiuka - 16 letniego syna sołtysa Łukasza Demianiuka oraz mieszkańca sąsiedniej wsi Suchowolce - Aleksandra Zielinko. Na podwórku obaj zostali zastrzeleni. Do domu, gdzie zgromadzono mieszkańców wszedł „oficer – dowódca”, którym najpewniej był R. Rajs „Bury”. Po oddaniu strzału z pistoletu do góry, co uciszyło zebranych, oznajmił im, że przestaną istnieć, a wieś zostanie spalona. Po opuszczeniu pomieszczenia przez dowódcę drzwi zostały zamknięte. Następnie podpalono słomianą strzechę. Płonący budynek obstawiła część uzbrojonych członków oddziału. Mieszkańcy podjęli próbę ucieczki z domu przez drzwi i okna znajdujące się z jego drugiej strony „od podwórza”. Pilnujący tego wyjścia żołnierze nie strzelali bezpośrednio do uciekających, oddając strzały ponad nimi. W tym czasie inni członkowie oddziału przystąpili do podpalania pozostałych zabudowań we wsi. Nie wszyscy mieszkańcy udali się na zebranie. Do osób, które pozostały i dopiero wskutek rozprzestrzenienia się ognia, usiłowały uciekać z domów, strzelano. Osoby, które zginęły w Zaleszach byli to wyłącznie ci, którzy nie poszli na zebranie Gdy został podpalony dom Niczyporuków, to zginęła cała ich rodzina; Jan, jego żona Natalia i dwoje ich dzieci. Według świadka Aleksandra D. „Rodzina ta nie poszła na zebranie, bo nie mieli w czym, byli biedni, nie mieli nawet butów. Z rodziny Nikity Niczyporuka zginęła; jego żona Maria i troje dzieci; Piotr, Michał, Aleksy. Wymieniona Maria Niczyporuk zmarła w następstwie postrzału lub poparzeń w szpitalu. Córka Marii Niczyprouk zeznała, że „matka nie poszła na zebranie, bo nie chciała zostawić samych dzieci, a ponadto obawiała się, że na zebraniu, będą wywozić na roboty”. Spaleniu uległa córka Bazyla i Tatiany Leończuków – nie ochrzczone, 7 - dniowe dziecko, gdyż matka zostawiła je w domu, będąc przekonana, iż niezwłocznie wróci z zebrania (zeznanie Piotra L). Podczas ucieczki ze swojego płonącego domu został zastrzelony Grzegorz Leończuk wraz z dwójką małych dzieci: Konstantym w wieku 3 lat i 6 - miesięcznym Sergiuszem). Jeszcze przed podpaleniem wsi zastrzelono Fidora Sacharczuka za odmowę wydania owsa dla koni. Zginął też 41 - letni Stefan Weremczuk.
W Zaleszanach pierwotnie „Bury” zamierzał dokonać zmiany furmanów, z czego jednak zrezygnował, zabierając ze swoim oddziałem tylko Michała Niczyporuka, jako przewodnika.
W tym samym dniu podczas przejazdu oddziału przez położoną nieopodal wieś Wólka Wygonowska zostali zastrzeleni Stefan Babulewicz i Jan Ziemkiewicz. Dokonano też podpalenia domów mieszkalnych i zabudowań gospodarczych. Z uwagi na ucieczkę jednego z furmanów z Wólki Wygonowskiej został zabrany do powożenia furmanką Grzegorz Grygoruk.
W dniu 30.01.1945 r. część oddziałów przejeżdżała przez Krasną Wieś. W Krasnej Wsi „Bury” zażądał od sołtysa podstawienia furmanek przez gospodarzy tej wsi w celu wymiany i najpewniej zwolnienia dotychczasowych „wozaków”. Do całkowitej zamiany wozów nie doszło. Oddział pośpiesznie opuścił wieś Kilku furmanom, zatrzymanym wcześniej w Łozicach, w udało oddalić się od oddziału. Świadek Aleksander B. zeznał, iż po przybyciu oddziału do Krasnej Wsi dowódca zażądał od sołtysa Grzegorza Bondaruka podstawienia 40 furmanek. To sołtys wyznaczał furmanów do podwiezienia wojska. Grzegorz Bondaruk w późniejszym okresie został zastrzelony, gdyż jako jedyny we wsi należał do partii komunistycznej. Wyznaczone osoby miały ustawić się na drodze, a żołnierze mieli się przesiadać na nowe fury. Wówczas to przelatujący samolot przerwał akcję przesiadania i z Krasnej Wsi zdążyło odjechać tylko kilkanaście fur. (...) Spośród zabranych 13 osób z furmankami z Krasnej Wsi w celu podwiezienia wojska, po pewnym czasie wróciło czterech, którzy twierdzili, że zepsuły im się wozy. W późniejszym okresie wróciło jeszcze dwóch mężczyzn, którzy już nic chcieli mówić”.
W dniu 31 stycznia 1945 r. oddział „Burego” zatrzymał się we wsi Puchały Stare. Po zwolnieniu kilku furmanów deklarujących polskie pochodzenie, pozostałych pozbawiono życia. Zostali oni wyprowadzeni z domu, gdzie byli przetrzymywani, do pobliskiego lasu w kilku grupach i tam rozstrzelani. Jedną z osób, która uczestniczyła w egzekucji i najpewniej osobiście wykonywała „wyroki” był dowódca drużyny o pseudonimie „Modrzew”. Pomimo, iż jego tożsamości nie ustalono to zgromadzone dane wskazują że później zginął w walce. Zwłoki zabitych pochowano w wykopach po ziemiankach z czasu wojny, które lekko przysypano i przykryto gałęziami drzew. Zginęło wówczas 30 osób. Najstarszy spośród nich miał 56 lat , najmłodszy 17 lat.
Wieczorem 1 lutego 1946 r. odbyła się odprawa dowódców plutonów. Kpt. Rajs przydzielił dowódcom zadania zniszczenia po jednej ze wsi: Zanie, Szpaki, Końcowizna. Wymienione wsie były w przeważającej części zamieszkałe przez ludność wyznania prawosławnego. W dniu 2 lutego 1946 roku plutony wyruszyły w kierunku poszczególnych wsi. Pierwszy pluton pod dowództwem „Wiarusa” wyruszył do wsi Szpaki, drugi pluton pod dowództwem „Bitnego” udał się do Zań, natomiast trzeci pluton pod dowództwem „Leszka” – do Końcowizny. Plutonowi „Leszka” towarzyszyło dowództwo.
W godzinach wieczornych do wsi Szpaki wkroczył pluton pod dowództwem „Wiarusa”. Żołnierze zaczęli podpalać zbudowania i strzelać do mieszkańców. Śmierć od kul lub w płomieniach oraz od odniesionych od tego ran poniosło 7 osób. Zostali zastrzeleni; Filipczuk Paweł (47 lat), Kłoczko Wasyl ( 58 lat), Szeszko Dionizy (50 lat), Szeszko Jan (45 lat), Szeszko Jan (21 lat). W jednym z domów dokonano gwałtu na kobiecie (zeznanie k. 1939 ). Wymieniona poddała się napastnikom, gdyż wcześniej Maria Pietruczuk (18 lat), która stawiała opór napastnikom została postrzelona w okolicy klatki piersiowej i pleców. Zmarła w wyniku odniesionych ran w dniu 6.02.1946 r. w szpitalu w Bielsku. Zostali też postrzeleni Teofil Bałło i Michał Rudczuk oraz Antonii Szeszko, który ranny w głowę zmarł w szpitalu Nadzwyczajna komisja powołana przez Powiatową Radę Narodową w Bielsku Podlaskim w dniu 3 lutego 1946 r. spisała straty materialne i odnalazła na miejscu ulotkę wzywająca ludność białoruską do opuszczenia wsi w ciągu 14 dni.
Drugi pluton, dowodzony przez „Bitnego” po przybyciu do Zań zajął następujące pozycje. Z jednej strony wieś została otoczona przez drużynę „Gołębia”, a z drugiej – przez drużynę „Szczygła”. Trzecia drużyna pod dowództwem „Ładunka” weszła do wsi, gdzie zaczęto podpalać poszczególne zabudowania. Nie podkładano ognia pod domy należące do osób wyznania katolickiego, jak też nie podpalano zabudowań tych prawosławnych, którzy zamieszkiwali w bezpośrednim pobliżu gospodarstw, należących do rodzin katolickich (według zeznań świadków wówczas w Zaniach mieszkały 4 rodziny katolickie). Mieszkańców, którzy usiłowali wydostać się z płonących domów zapędzano z powrotem lub strzelano do ludzi wybiegających z palących się budynków i próbujących uciec ze wsi. Przed oddaniem strzałów niektórych mieszkańców pytano o narodowość i wyznanie. W oparciu o dokumenty i zeznania świadków przesłuchanych w sprawie należy przyjąć, że podczas pacyfikacji wsi zginęły 24 osoby. Nadto rany postrzałowe odniosło 8 mieszkańców:
W protokole specjalnej komisji z Bielska Podlaskiego zapisano, że wśród zgliszczy znaleziono broń: jeden pistolet maszynowy oraz amunicję.
W dniu 2 lutego 1946r. została również zaatakowana wieś Końcowizna. Ataku dokonał trzeci pluton pod dowództwem „Leszka”. Świadkowie wydarzeń w Końcowiźnie podają, że wówczas zamieszkiwało wieś około 60 osób, wyznania prawosławnego. W tym dniu w około godziny 18.00 część oddziału przeszła do wsi przez lód na rzece Narwi i zaczęła podpalać strzechy domów, stodół oraz strzelać do ludności. Mieszkańcy wsi uciekli i nikt nie zginął (k. 1854). Władysław Z. dodał, iż mieszkańcy Końcowizna nie strzelali do partyzantów, gdyż nie mieli broni palnej.
Nadmienić należy, ze czasie „rajdu” na tereny powiatu Bielsk Podlaski oddział „Burego” był nieudolnie tropiony przez wojska wewnętrzne i UB. W trakcie akcji pościgowej żołnierze wojsk wewnętrznych odmawiali posłuszeństwa, a nawet w popłochu uciekli po natknięciu się na kilku żołnierzy „Burego”. W dniu 29 stycznia 1946 r. oddziały wojskowe zakończyły operację, jak określono w archiwalnych dokumentach „z powodu braku benzyny i małej ilości wojska”. Niewątpliwie z uwagi na opisaną powyżej „akcję pacyfikacyjną” siły rządowe nasiliły działania zmierzające do zlikwidowania NZW. W dniu 16 lutego 1946 r. doszło do walk w okolicy Orłowa. W bitwie tej zginęło 19 członków 3 Brygady, w tym dowódcy plutonów „I-go –„Wiarus” i II - go – „Bitny" oraz dowódca drużyny „Modrzew”. W dniu 30 kwietnia 1946 r. pod Czochnią Górą i Śliwowem doszło do walk, w następstwie której zginęło 25 członków oddziałów partyzanckich, a 12 zostało ujętych. Wśród rozpoznanych zabitych był dowódca drużyny z plutonu „Bitnego” o pseudonimie „Ładunek”. W dniu 9 sierpnia 1946r. koło Różyńska Wielkiego (powiat Ełk) zginęli dowódca plutonu „Leszek” i dowódca drużyny „Paw”. W październiku 1946 r. „Bury” podzielił swój odział na 3 grupy, które skierował na tereny 3 powiatów województwa białostockiego; jedną grupę dowodzoną przez J. Pupławskiego, ps „Gołąb” wysłał na teren powiatu grajewskiego, drugą pod dowództwem „Osy” na teren powiatu bielsko podlaskiego, a trzecią dowodzoną przez „Wydrę” w wysoko mazowieckie. R. Rajs po uzyskaniu zgody z Komendy Okręgu NZW udał się na urlop i zamieszkał w Karpaczu. Został zatrzymany przez UB w dniu 17.11.1948 r. W dniu 13.12.1948 r. zatrzymano natomiast K. Chmielowskiego. Wymienionym dowódcom NZW ówczesne organy ścigania zarzuciły po kilkanaście różnych czynów, polegających na przynależności do AK i NZW, które to organizacje zamierzały przemocą zmienić ustrój państwowy, jak i dokonywanie zamachów na żołnierzy Wojska Polskiego i sprzymierzonej Armii Czerwonej, funkcjonariuszy milicji, urzędów bezpieczeństwa publicznego, Straży Ochrony Kolei, a nadto nakłanianie do dokonywania przemocą zaboru mienia na szkodę urzędów i osób cywilnych oraz zabójstwa takich osób, jak i posiadanie przez oskarżonych broni. Romualdowi Rajsowi zarzucono również popełnienie dezercji z Ludowego Wojska Polskiego.
Wyrokiem tego Sądu z dnia 1.10.1949 r. Romuald Rajs, ps „Bury” został skazany na karę śmierci.
Wśród zarzuconych i przypisanych Romualdowi Rajsowi w wyroku przestępstw były i czyny związane z pacyfikacją wsi oraz zabójstwem furmanów.
Wyrok skazujący Romualda Rajsa, m in. za opisane powyżej czyny, jak również wyrok wobec Kazimierza Chmielowskiego zostały unieważnione na podstawie przepisów Ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego). Postanowienie w sprawie uznania za nieważne tych wyroków zostało wydane w dniu 15 września 1995 r. przez Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego. W uzasadnieniu postanowienia o unieważnieniu wyroków skazujących R. Rajsa i K. Chmielowskiego Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego stwierdził, że wszystkie działania obu skazanych „zmierzały do realizacji celu nadrzędnego, jakim był dla nich niepodległy byt Państwa Polskiego (...) Miały one na celu zapobieżenie represjom wobec bliżej nieokreślonej liczby osób prowadzących walkę o niepodległy byt Państwa Polskiego”. Zdaniem tego Sądu rozkazy wydawane przez R. Rajsa i K. Chmielowskiego zostały określone w uzasadnieniu tego postanowienia, jako „stan wyższej konieczności, który zmusił ich do podjęcia działań nie zawsze jednoznacznych etycznie”.
Po zakończeniu procesu „Burego” i „Rekina”, bo w dniu 27-04-1951 r. dokonano wydobycia zwłok osób zamordowanych obok wsi Puchały Stare. Z protokółu dokonanej ekshumacji wynika, że szczątki wykopano z dwóch mogił. W jednej z nich ujawniono 5 zwłok a w drugiej mogile ustalono 22 ofiary, gdzie większa część ich czaszek nosiła ślady rozległych uszkodzeń tak, że ustalenie ilości zwłok dokonywano na podstawie zliczenia górnych szczęk. W ekshumacji tej nie brał udziału lekarz. Spisujący protokół użył sformułowania, że czaszki były „potrzaskane” . Wszystkie odnalezione kości i resztki tkanek złożono do 3 trumien i przewieziono na cmentarz katolicki we wsi Klichy. Żadnej z osób, które zostały wpisane w protokole jako biorące udział w ekshumacji nie zdołano przesłuchać w śledztwie w celu uzyskania precyzyjniejszych informacji, bowiem dwie z nich zmarły, a pozostałych nie jest znane obecne miejsce pobytu.
W dniu 23.07.1997 r. została przeprowadzona ponowna ekshumacja szczątków pochowanych na cmentarzu w Klichach oraz dodatkowo w lesie pobliżu wsi Puchały Stare.
Obecny wówczas na miejscu biegły medyk sądowy stwierdził, na podstawie odkopanych 27 par kości udowych, że niewątpliwie odpowiadały 27 – miu osobom pozbawionym życia. Pomimo, iż ekshumowano niekompletne szkielety niewątpliwie należące do 27 osób, to biegły nie wykluczył, że tych osób było więcej.
Z porównania obu protokołów ekshumacji wynika, że najpewniej zwłok było 30, gdyż w 1951 r. wydobyto (a zatem i pochowano) 27 osób, a w 1997 r. w nowoodkrytej mogile ujawniono 3 ludzkie czaszki.
Przechodząc do przedstawienia pozostałych dokonanych ustaleń w toku śledztwa, należy wskazać źródła dowodowe i czynności, które doprowadziły do pozyskania materiału aktowego śledztwa.
Znaczną część materiału aktowego śledztwa stanowią dokumenty archiwalne wytworzone przez komunistyczne organy bezpieczeństwa. Nie sposób ani odrzucić, ani też pominąć tych dokumentów archiwalnych w śledztwie, pomimo, iż do części zawartych tam danych należy podejść z dużym krytycyzmem oraz pominąć sformułowania propagandowe służące realizacji określonych celów politycznych. Bez wątpienia zawarte w tych dokumentach informacje, pozwalały na przedstawienie chronologii wydarzeń. Stanowiły też podstawę do przeprowadzenia dalszych czynności śledczych, w szczególności przesłuchań osób występujących w tych dokumentach. Dlatego też w toku śledztwa równoległe były prowadzone działania poszukiwań dowodów wśród zbiorów archiwalnych i pozyskiwania dowodów z osobowych źródeł, które utrwalano poprzez spisanie zeznań świadków.
Przedstawienie materiału aktowego należy rozpocząć właśnie od zaprezentowania zeznań tylko kilku przesłuchanych w toku śledztwa świadków. Pozwala to na spojrzenie na te bolesne wydarzenia z perspektywy czasu, ujawniając ich obecną wagę oraz powstałe z biegiem lat nieścisłości lub nawet przekłamania. Nadto zeznania obecnie przesłuchanych osób wskazały też kierunki postępowania w celu wyjaśnienia tych okoliczności, które budziły i budzą największe wątpliwości i emocje.
W toku podjętych czynności przesłuchano 169 osób w charakterze świadków i to zarówno spośród kręgu rodzin pomordowanych, mieszkańców terenów objętych zdarzeniami oraz byłych żołnierzy oddziału „Burego”. Nie sposób zaprezentować wszystkich zeznań. Dlatego też w uzasadnieniu przedstawiono jedynie ich część, których treść ma najistotniejsze znaczenie w tej sprawie.
Świadek Włodzimierz R. ze wsi Krzywa, opisując przebieg wydarzeń związanych z wyznaczaniem ludzi do szarwaku podał, że wyznaczał ich sołtys, zlecając kolejnym jej mieszkańcom wykonanie konkretnych prac. Gdy pod koniec stycznia 1946 r. przyszedł do niego to kazał mu wówczas jechać do lasu koło Białowieży, przywieźć drzewo na potrzeby gminy i szkoły w Orli. Włodzimierz Rajewski odmówił mówiąc, że przez okres 5 lat odrabiał szarwark na robotach w Niemczech. Wtedy do przewozu drzewa zostali wyznaczeni inni mieszkańcy Krzywej; Świadek z Jagodnik ujawnił, że nikt nie wyznaczał jego brata Jana do przewozu drewna. Pojechał on furmanką do Łozic, gdyż chciał „zarobić przy drzewie” . Razem z Janem Juszczukiem pojechał Doliński Aleksander, który wrócił. Brat został zatrzymany bez furmanki. Świadek oświadczył, że Jan Juszczuk był wyznania prawosławnego i nie należał ani do partii, ani też do partyzantki komunistycznej.
Córka Nikifora (Niczypora) Tadeuszuka ze Zbucza oświadczyła, że to ona zazwyczaj jeździła na szarwark, ale tym razem z powodu zimna ojciec oświadczył, iż on pojedzie. Mieli oni nowy wóz i młodego konia. Po kilku dniach została poinformowana przez Bazyla Łukaszuka, który uciekł z Łozic, pozostawiając tam konia z wozem, że ojciec, jak też inni zostali tam zatrzymani. Opowiadał jej, że wojskowi, którzy dokonali zatrzymania z nieznanych przyczyn „strasznie pobili” jej ojca. Jeden ze świadków podał, że z Pasiecznik Dużych do Łozic udali się; Grzegorz Ławrynowicz, Aleksy Golonko oraz Filip Ławrynowicz, który wrócił pierwszy i opowiedział co się wydarzyło w Łozicach. Natomiast dwaj inni mieszkańcy Pasiecznik: Iwacik Prokop i Jan Golonko, którzy wrócili później, nie ujawnili co stało się z Grzegorzem Ławrynowiczem i Aleksym Golonko. Z rozmów jakie przeprowadził Michał T. mężczyznami po ich powrocie z Łozic, dowiedział się, że w Łozicach przy wyborze „co lepszych furmanek i co lepszych koni”, początkowo nie wybrano zaprzęgu brata. Kazano mu pojechać dopiero wówczas, gdy „jeden z koni znarowił się”.
Grzegorz G, w swoich zeznaniach stwierdził, że był przekonany, iż w Łozicach oddział, który dokonał wyboru furmanek, to nie partyzanci, lecz poszukujący band, żołnierze ludowego wojska polskiego. Już w Łozicach wskazano mu dowódcę i zastępcę oraz poinformowano, że są to „Bury” i „Rekin”.
Brat Aleksego Golonki zeznał, że wielokrotnie rozmawiał z Prokopem Iwacikiem, który pierwotnie utrzymywał, iż nie wie co stało się z furmanami. Dopiero gdy był już schorowany wyjawił, że gdy zorientował się, iż w Zaleszanach żołnierze oddziału mordują wyłącznie prawosławnych, to zaczął się modlić jak katolik. W rozmowie z żołnierzami miał oświadczyć, że jest katolikiem i Polakiem. Wówczas to jak zeznał ten świadek dowódca miał Prokopowi Iwacikowi powiedzieć, iż „będzie żył , a inni zostaną rozwaleni”. Nakazano mu odjechać furmanką na odległość z której miał widzieć i słyszeć przebieg wydarzeń. Zgodnie z rozkazem dowódcy żołnierze ustawili się obok każdego furmana. Następnie dowódca wyjął z kieszeni kartkę i zaczął z niej czytać, że w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej skazuje tych ludzi na śmierć. (...)Żołnierze rzucili się na furmanów, ściągnęli z nich ubrania, razem z bielizną (...) zaczęli mordować furmanów, bijąc ich obuchami siekier i kłonic wziętych z furmanek po głowach.(....) Strzelano tylko do uciekających i według Iwacika były tylko dwa strzały. Po zabiciu 49 furmanów dowódca, jak się później okazało „Bury” kazał żołnierzom zmasakrować twarze furmanów, tak aby rodzona matka ich nie rozpoznała. Żołnierze wykonali rozkaz dowódcy. „Bury” kazał wybrać z ubrań zabitych wszystkie dokumenty. Dokumenty te oddał Iwacikowi, mówiąc „zapomnij wszystko co tu widziałeś, a dokument wyrzuć po drodze pod najbliższy mostek do rzeki”.
Ten wstrząsający obraz egzekucji nie jest prawdziwy, pomimo, iż nie sposób wykluczyć, że świadek mógł słyszeć taką wypowiedź Prokopa Iwacika. Dla oceny wiarygodności przebiegu egzekucji, którą przedstawiono w oparciu o relacje Prokopa Iwacika należy przytoczyć zeznania jego syna. Wymieniony zeznał, że ojciec wrócił po upływie 3 dni od wyjazdu do Łozic. Do Pasiecznik w tym czasie wrócili też dwaj inni gospodarze, a mianowicie; Jan Nazaruk i Antoni Żukowicki. W rzeczywistości ojciec początkowo nie opowiadał co się wydarzyło, nawet gdy sądzili „Burego” i gdy milicjant przyszedł do domu i „wypytywał o tę sprawę”. Z opowieści, jakie później usłyszał od ojca wynikało, że zaraz po opuszczeniu Krasnej Wsi „Bury” kazał im się zatrzymać, w jakimś lasku. Trzy furmanki; jego ojca, Antoniego Żukowickiego i Jana Nazaruka zatrzymały się przed mostkiem. Pozostałe furmanki przejechały przez mostek i stanęły gdzieś dalej. Pozostał przy nich jeden członek oddziału „Burego”. Ojciec zaczął słyszeć jakieś, jęki i krzyki od strony gdzie pojechały inne furmanki (...). Ten, który pilnował przy tej wrzawie machnął tylko ręką, tak jakby dawał znaki, że są wolni, sam zaś pobiegł w stronę krzyków. Wówczas to ojciec powiedział do Antoniego Żukowickiego i Jana Nazaruka, aby uciekli wszyscy razem. Oni posłuchali ojca”.
Włodzimierz K. z Jagodnik w swoich zeznaniach ujawnił jeszcze inne okoliczności związane z oddaleniem się od oddziału przez niego i innych furmanów, w tym Prokopa Iwacika. Zeznał, że już przed akcją na Hajnówkę jego furmanka wraz z kilkoma innymi została odłączona od reszty oddziału. W tej grupie wojska, która została odłączona od reszty oddziału był dowódca. Zatrzymali się w Krasnej Wsi. Po przeładowaniu na nowe furmanki, dowódca rozkazał, aby odjechały z Krasnej Wsi. Jednocześnie rozkazał on Włodzimierzowi K. i pozostałym wśród których byli; Iwacik Prokop oraz Jan Golonko i Antoni Żukowicki czekać na przyjazd pozostałej części wojska. Wymienieni jednak nie czekali, lecz uciekli z Krasnej Wsi . Uznając te zeznania za prawdziwe jako pochodzące od bezpośredniego świadka nie sposób przyjąć, że Iwacik Prokop widział śmierć furmanów w Puchałach Starych. Również konfrontacja z innymi dowodami w sprawie wyklucza aby Prokop Iwacik mógł być świadkiem egzekucji, a tym samym, że miała ona właśnie taki przebieg.
To, że zwłoki ekshumowanych w 1951r. w lesie obok Puchał Starych były zwłokami furmanów możemy oprzeć o zeznania - syna zmarłego Michała Szubraka, który uczestniczył w „pierwszej” ekshumacji i przeniesienia części zwłok na cmentarz katolicki w Klichach. On to dowiedział się od ojca, że początkowo nie było wiadomo, czyja to mogiła. Dopiero gdy „przy jednych zwłokach znaleziono tabliczkę z fury, po której ustalono, że są to właśnie ci furmani”. Powyższe znajduje potwierdzenie w sporządzonym wówczas protokole ekshumacji w którym napisano; „odnaleziono między ciałami tabliczkę drewnianą. (..) Z trudnością odczytano w ołówku pisane Bondaruk Szym.. wieś Krasnowieś.”
Wyjaśnienie mechanizmu śmierci zamordowanych w lesie koło Puchał Starych ma istotne znaczenie w tej sprawie. Według zeznań części świadków uczestniczących w 1997 r. w ponownej ekshumacji zwłok furmanów, ich śmierć miała nastąpić poprzez zadawanie urazów różnymi narzędziami oraz, że ofiary były męczone przed śmiercią.
W sprawie zgromadzono też zeznania kwestionujące taki sposób pozbawienia życia furmanów.
Świadek Marian M. - członek oddziału "Burego" dowiedział się, że w pewnej wsi w zagajniku rozstrzelano furmanów, ale nie znał powodów dlaczego pozbawiono ich życia. Stojąc na warcie słyszał strzały. Inny członek oddziału Aleksander T. zeznał, iż po powrocie z patrolu dowiedział się, że furmanów z nieznanych mu powodów rozstrzelano. Koledzy z oddziału mówili, że to była robota „Modrzewia” .
Należy przytoczyć też fragmenty zeznań mieszkańców Puchał Starych. I tak świadek Antoni B. widział, że „w styczniu 1946 r., drogą przez wieś Puchały była prowadzona około 10-osobowa grupa mężczyzn, otoczona przez wojskowych. Po niedługim czasie dało się słyszeć strzały z broni palnej.
Świadek Józef P. , który wówczas miał zaledwie 5 lat, zeznał, że po rozstrzelaniu furmanów wiele mówiono we wsi Puchały, ale najwięcej zapamiętał z opowiadań swojego stryja, który mówił o tym, iż furmanów zabito strzałami w tył głowy z bliskiej odległości i że czaszki były potrzaskane.
Świadek Tadeusz Z. ujawnił; „mężczyźni w mundurach rozkazali rąbać ziemię i przysypywać zwłoki. Świadek zauważył u jednej z ofiar na tylnej części głowy otwór, z którego sączyła się krew, a przednia część głowy była zalana krwią”. W przeprowadzonej później rozmowie ze stryjem dowiedział się, że przy strzale w tył głowy twarz jest rozrywana.
Decydujące ustalenia odnośnie mechanizmu zbrodni ma opinia biegło medyka sądowego, który uczestniczył w dniu 23.07.1997 r. w ekshumacji osób pochowanych na cmentarzu w Klichach i w lesie koło miejscowości Puchały, a którego dodatkowo powołano w toku niniejszego śledztwa w celu ostatecznego wypowiedzenia się co do mechanizmu pozbawienia życia. Należy przypomnieć, iż biegły, bezpośrednio po czynnościach w 1997 r. na podstawie znalezionych szczątków kostnych stwierdził, że ofiary, za wyjątkiem dwóch, w czaszkach których natrafiono na ślady działania pocisków z broni palnej mogły zostać pozbawione życia w wyniku urazów mechanicznych w głowę narzędziami tępymi, twardymi i tępokrawędzistymi. Biegłemu udostępniono materiały akt sprawy w postaci materiałów archiwalnych i zeznań świadków oraz protokółu z dokonanej ekshumacji zwłok we wsi Puchały Stare w dniu 27.04.1951 r., z którymi to dokumentami biegły nie zapoznawał się przy sporządzaniu opinii w 1997 r. po ekshumacji zwłok.
W opracowanej, uzupełniającej opinii biegły stwierdził, że zgromadzony materiał w sprawie pozbawienia życia kilkudziesięciu mężczyzn – furmanów trudniących się zwózką drewna, nie dostarczył dowodów, że ofiary były pozbawione życia w inny sposób, niż przez rozstrzelanie. Świadkowie wydarzeń tamtych tragicznych dni zgodnie zeznawali, że furmanów rozstrzelano, wielu z nich słyszało pojedyncze lub seryjne strzały. Niektórzy w późniejszym czasie widzieli ciała i przekazane przez nich spostrzeżenia mają swoistą wymowę, która pozwoliła biegłemu na przyjęcie jednoznacznego stanowiska, albowiem przy postrzałach w głowę z broni palnej o dużej sile rażenia, powstają wieloodłamowe złamania kości czaszki oraz twarzy. Biegły wyjaśnił dlaczego nie we wszystkich odnalezionych czaszkach należało oczekiwać typowych cech postrzału. Wskazał, że podczas ekshumacji były jednak i takie fragmenty kostne, które nosiły charakterystyczne ślady wlotu pocisku. Na podstawie zgromadzonych materiałów w sprawie i przedstawionego wywodu, jednoznacznie przyjął, że wszyscy mężczyźni zostali pozbawieni życia przez rozstrzelanie z broni palnej, karabinów i broni automatycznej. Nieliczne ofiary, u których w czaszkach nie stwierdzono żadnych uszkodzeń, mogły zostać pozbawione życia strzałami z broni automatycznej lub karabinu w okolice tułowia. Przyjął, iż być może, ofiary te podejmowały próbę ucieczki z miejsca zbrodni.
W oparciu o zeznania przesłuchanych w śledztwie świadków możemy przedstawić niektóre szczegóły przebiegu wydarzeń w pacyfikowanych wsiach. We wsi Zaleszany już podczas zbierania przez zbrojonych owsa dla zwierząt został zastrzelony Teodor Sacharczuk, gdyż „uparł się aby go nie dać” (k. 91). . W Zaleszanach został też zatrzymany Aleksander Zielinko, który przyszedł z sąsiedniej wsi Suchowolce. Jak zeznał Wiktor L. podczas legitymowania Zielinko przy wejściu do wsi okazał dokument z którego wynikało, że był w Armii Czerwonej. Natomiast świadek Piotr L. ujawnił, że Aleksander Zielinko był sekretarzem partii w Suchowolcach. Na zwołane zebranie w domu Sacharczuków udała się większa część mieszkańców wsi. Pod oknami i drzwiami domu, gdzie ich zgromadzono stali uzbrojeni żołnierze. Następnie w pobliżu domu zostali zastrzeleni Aleksander Zielinko i Piotr Demianiuk – syn sołtysa, który „przed rozstrzelaniem prosił tych ludzi i całował po rękach i po nogach, żeby go puścili” (zeznanie Wiktora L.). Członkowie oddziału szukali sołtysa Łukasza Demianiuka, któremu udało się wcześniej ukryć. W domu, w którym zorganizowano zebrania dowódca zwrócił się do mieszkańców słowami: „wieś pójdzie z dymem, a wy przestaniecie istnieć”. Mikołaj S. zeznał, iż miał on przy tym dodać „za to, że wieś jest polityczna” (zaznanie k. 86). Wiktor L. zapamiętał natomiast, że przed zabiciem drzwi wejściowych gwoździami do budynku wszedł zastępca „Burego”, który powiedział „za wasze wychowanie dzieci będziecie spaleni”. Według Wiktora L. chodziło mu o to, że dzieci rzucając śnieżkami uderzyły kogoś z oddziału. Natomiast Piotr L zeznał , iż ojciec mu opowiadał, że „Bury” odczytał ludziom rozkaz z którego wynikał, że wszyscy zginiemy za współpracę z bolszewikami.” Po wyjściu na zewnątrz dowódcy , zastępca „Burego” podpalił dom strzelając z rakietnicy w strzechę. Świadek Maria G. zeznała, iż gdy zaczął się palić dach, żołnierz z obstawy spytał dowódcę, co mają robić. Otrzymał wówczas rozkaz „bić po nogach”. Gdy ogień rozprzestrzenił się to wojskowi musieli się od niego odsunąć i przestali strzelać. Wtedy to jeden z pilnujących żołnierzy otworzył z tyłu domu drzwi od podwórka i nakazał uciekać, po czym zaczął strzelać ponad głowami uciekających”. Maria G. zapamiętała, że jeden z żołnierzy mówił „uciekajcie ludzie”. Natomiast Leon Ł, wówczas mający 10 lat zapamiętał, że to jednak zgromadzeni w środku wypchnęli drzwi. Nikt nie wybiegał, gdyż obok stali żołnierze. Wtedy to on wybiegł pierwszy. Pomimo, iż zauważyli to żołnierze, nie strzelali do niego. Dopiero po nim zaczęli uciekać pozostali. (k. 1864)
Po podpaleniu wsi Zaleszany oddział „Burego” dokonał też po trasie przemarszu spalenia zabudowań sąsiedniej Wólki Wygonowskiej. W tej wsi zginęli: Jan Zinkiewicz i Stefan Babulewicz. Córka Jana Zienkiewicza uzyskała następującą wiedzę o okolicznościach ich śmierci; „Ojciec i sąsiad Stefan Babulewicz dobiegli do swoich gospodarstw, gdzie paliły się stodoły. Babulewicz poprosił ojca, aby pomógł wyciągnąć sieczkarnię. „Udało im się to, ale gdy biegli spod stodoły bandyci zastrzelili ich”.”.
Okoliczności wydarzeń w dniu 2.02.1946 r. związane z pacyfikacją wsi Zanie i Szpaki w dniu 2.02.1946r. w zeznaniach niektórych świadków przedstawiają się następująco.
Nina R. z Zań zapamiętała, że jak do ich mieszkania / ... / „przyszło dwóch mężczyzn, którzy mieli na sobie zielone ubrania, to pytali się jakiego jesteśmy wyznania, po uzyskaniu odpowiedzi, że prawosławni powiedzieli siedźcie w domu i nie wychodźcie na zewnątrz.(...) Przez okno widziałam jak podpalają dom sąsiada Rudczuka Filipa. Powiedziałam, uciekajmy, bo pali się dom sąsiada. Wszyscy uciekliśmy. Razem ze mną uciekała Paszkowska Stefania, Paszkowski Jan i Kołos Maria. Oni zostali zabici, a ja zostałam ranna. Skąd strzelano nie wiem. Doznałam rany piersi prawej przez płuco.
Szczegóły dotyczące usiłowania zastrzelenia Piotra Nikołajskiego podała jego żona: „Po chwili zauważyliśmy, że domy we wsi zaczynają się palić. Nasz dom też zaczął się palić. Wszyscy, którzy byli w tym domu zaczęli wybiegać na zewnątrz. Mąż zabrał jedno dziecko, a ja drugie. Ola miała wówczas pół roku, a Maria 2 i pół roku. Wybiegaliśmy na ulicę. Mąż został wówczas ranny w nogę – w udo. Nie mógł uciekać. Ja widziałam jak się przewrócił na ziemię z dzieckiem na ręku. Wówczas, to podbiegło do niego kilku partyzantów. Słyszałam, że któryś z nich mówił, że trzeba go zabić, słyszałam jak inni oświadczyli, że nie mają z czego. Natomiast jeden z nich powiedział a ja mam. Wyjął pistolet i strzelił z boku w skroń. Nie zabił męża bo kula przeszła przez oczy, wybijając je (... ). Mąż przeżył. (...) . Mówili też na wsi, że wśród tych partyzantów to byli mieszkańcy sąsiednich wsi, ale ja nikogo nie rozpoznałam”.
Maria K. na temat śmierci swoich rodziców tak zeznała: „. Jak zobaczyłam, że palą się budynki w kilku miejscach, uciekłam do lasu. Rano wróciłam do domu. Rodziców zostałam pobitych. Ojciec leżał spalony blisko domu, matka była zastrzelona przy kuźni. Dowiedziałam się od stryjów, że rodzice nie chowali się nigdzie i zostali zastrzeleni. Oni natomiast schowali się w chruście.” Maria T. której udało się uciec z płonących Zań, dowiedziała się od brata o okolicznościach zabójstwa matki. Widział jak mama prosiła, aby nie zabijał jej ale i tak sprawca ją zastrzelił. Brat wskazał, że zabójcą był znany mu mieszkaniec sąsiedniej wsi. Dodała, że po tym co się stało, drugi brat zapisał się do milicji, bo chciał zemścić się na zabójcy matki, ale z tego zrezygnował. Wskazany przez świadka mężczyzna, który miał być sprawcą nie był bowiem sądzony za ten czyn (obecnie już nie żyje).
Córka zabitego Daniela Olszewskiego z Zań, gdy zobaczyła leżącego na drodze ojca to stwierdziła, że tato jeszcze żył.. „Był ranny w głowę. Usłyszałam, że któryś z tych co był w tej bandzie, to chyba chciał mnie zastrzelić, bo inny powiedział „zostaw to dzieciak, tam już dwie osoby niewinne leżą”. Ja nie zauważyłam wtedy, że obok między drzewami leży siostra Marysia. Ją trafili w usta. Potem Romualda Siennicka mówiła, że Marysia bardzo się męczyła i musieli ją dobić z bliska”.
Córka Kseni Antoniuk, zeznała , iż udało się jej uciec do pobliskiego lasu, gdzie spędziła noc. Gdy wróciła, to mama, jak i brat Jan Antoniuk i 4 letni syn siostry Jan Sielewończuk zostali już pochowani. Jej ojciec Aleksander został ranny w obie ręce, z których jedną amputowano. Jak się dowiedziała od mieszkańców kule trafiły go gdy usiłował wynieść z płonącego domu swojego wnuczka Jana Sielewończuka. Rodzina Sielewończuków wraz z Aleksandrem Antoniukiem i pozostałymi córkami wyjechała na Białoruś.
Józef A. złożył następujące zeznania opisujące zabójstwo matki Nadziei. „Wieczorem w naszym domu były dwie sąsiadki; Przyszły na sąsiedzkie pogaduszki. Około godziny 19.00 - 20.00 przyszedł do nas Józef Kordiukiewicz powiedział, że we wsi jest banda. Matka wyjrzała na zewnątrz domu i powiedziała wracając do izby, że wschodnia część wsi się pali. Po kilku minutach matka wzięła obraz katolickiej Matki Boskiej oraz gromnicę i wyszła na zewnątrz, a my za nią, łącznie 5 osób, to znaczy te dwie dziewczyny, dwie moje siostry i ja. W tym samym czasie z ulicy, podeszło 3 osobników. Jeden zapytał w naszym kierunku - prawosławni, czy katolicyω Matka odpowiedziała - panowie jesteśmy Polakami, jak nie wierzycie, to może to potwierdzić sąsiadka, która jednak nie potwierdziła, że jesteśmy katolikami. Wówczas to jeden z tych trzymających pistolet w ręku strzelił do matki. Ja w tym momencie zacząłem uciekać za dom, a potem w pole do lasu. Słyszałem kilka strzałów. Wywróciłem się i udałem zabitego. Siostry i sąsiadki zostały wepchnięte do domu. Dom podpalono.
W zeznaniach świadka Walentyny R. znalazła się informacja, że pod koniec wojny, kwaterujący we wsi przez dłuższy czas Rosjanie pozostawili po sobie sporo amunicji, której nikt nie wyrzucał. W czasie palenia wsi ta amunicja wybuchała. Zeznała, że w oborze Daniela Olszewskiego była ukryta broń ( w protokole nadzwyczajnej komisji ujawniono, że znaleziono pistolet maszynowy). Żaden z przesłuchanych świadków z Zań nie potwierdził natomiast, aby strzelano do napastników. Nikt też, poza podanym powyżej, jednym wypadkiem nie ujawnił , iż ich rozpoznano.
Według relacji osób przesłuchanych w niniejszym śledztwie w dniu 2 lutego 1946 r. przebieg wydarzeń we wsi Szpaki był następujący. Świadek Michał R. zeznał, że w tym czasie przebywał w domu Eudoki Pietruczuk. Żołnierze zamknęli go wraz z wymienioną Eudokią Pietruczuk i jej starszą córką w komórce. W sąsiednim pomieszczeniu postrzelili śmiertelnie młodszą córkę Marię Pieruczuk, gdyż jak zeznał ten świadek, nie chciała im dać się zgwałcić. Wówczas to została zgwałcona inna dziewczyna, która przebywała w tym domu. Informacje na temat okoliczności śmierci Pawła Filipczuka podał jego syn, który uzyskał je od nieżyjącej obecnie mieszkanki wsi o nazwisku Rudczuk. Wymieniona obserwowała przebieg wydarzeń, będąc ukryta w pobliskich krzakach. Gdy jeden z napastników zaczął podpalać stodołę sąsiada Paweł Filipczuk rozpoznał go i powiedział „Józku, po co ty mnie gubisz. Wymieniony „Józef” odszedł. Po pewnym czasie nadszedł inny mężczyzna i strzelił do Pawła Filipczuka w głowę . Z zeznań córki Jan Szeszko przebywał w stodole, gdzie rozbierał wóz. W pewnym momencie mężczyźni w wojskowych mundurach pojawili się w domu, pytając o ojca. Udali się do stodoły. Zaczęli strzelać przez zamknięte drzwi, w wyniku czego zabili lub ranili ojca. Po podpaleniu stodoły jego ciało uległo spaleniu. W tym samym czasie został też zastrzelony przez przybyłych żołnierzy inny Jan Szeszko, s. Prokopa. Wojskowi zatrzymali też Dionizego Szeszko, którego zaprowadzono do domu Bazyla Kłoczko. Tam obu kazano położyć się na podłodze i zastrzelono (zeznanie Włodzimierza P.).
W śledztwie dokonano oględzin i przeanalizowano akta kilkudziesięciu spraw karnych przeprowadzonych zarówno przeciwko dowódcy oddziału R. Rajsowi, jak i jego żołnierzom oraz innym członkom organizacji NZW. W szczególności przeanalizowano akta spraw Wojskowych Sądów Rejonowych w Białymstoku, w Warszawie i w Olsztynie oraz w dostępne akta wydziału doraźnego białostockiego sądu. Tylko w nielicznych aktach poddanych analizie ujawniono dane związane z przedmiotem śledztwa.
Wśród archiwalnych akt sądowych szczególną uwagę i to z wielu względów zwraca sprawa karna R. Rajsa i K. Chmielowskiego. Z tych akt możemy uzyskać najwięcej danych w tym śledztwie. Przede wszystkim wiemy jakie wyjaśnienia składał „Bury” przed funkcjonariuszami UB, prokuratorem i sądem odnośnie pacyfikacji wsi i zabójstw furmanów. W aktach tych zgromadzono też protokoły zeznań innych członków NZW oraz zeznania mieszkańców terenów, które ucierpiały w następstwie działań oddziału PAS-u. Prezentację zgromadzonych tam dokumentów należy rozpocząć od wyjaśnień R. Rajsa. I tak w kilka dni po swoim zatrzymaniu, w dniu 2 grudnia 1948 r. R. Rajs podał, że akcją spalenia wsi Wólka Wygonowska, Zaleszany dowodził „Rekin” a powodem spalenia wsi było „złe odnoszenie się tamtejszych mieszkańców do oddziałów NZW”. R. Rajs wyjaśnił, że ponieważ część furmanów usiłowało zbiec, więc na rozkaz „Rekina” zostali rozstrzelani przez „Modrzewia”.
W kolejnym przesłuchaniu z dnia 09.12.1948 r. „Bury” wyjaśniał; „w styczniu 1946r. oddział o sile około 30 ludzi pod dowództwem „Rekina”, „Wiarusa”, „Bitnego”, każdy z nich otrzymał swoje zadanie – dokonało napadu na Szpaki – Zanie, gdzie zostało spalonych kilkanaście gospodarstw, czy byli zabici tamtejsi gospodarze tego nie wiem. W lutym ok. 60 ludzi pod dowództwem „Rekina” dokonuje napadu na wieś Zalesie – Wólka, gm. Kleszczele, gdzie zostało spalonych kilkanaście gospodarstw oraz zabito ludzi. Powyższy napad dokonał na własną rękę „Rekin”. W dalszym ciągu śledztwa „Bury” twierdził; „Ja osobiście żadnych wyroków nie wykonywałem, jak również nie poleciłem ich wykonywać. Moja działalność w NZW polegała na czynnościach czysto wojskowych”. Meldunek, który miał mu wtedy zostać złożony przez „Rekina” donosił; „Białorusini z wielką niechęcią odnieśli się do polskich wojsk, których odgrywali żołnierze. Dla zmylenia (....) dowódcy wszyscy mieli naszywki oficerów sowieckich, a członkowie tych grup rozmawiali po rosyjsku. W tej wsi doszło do zbuntowania się wsi i cała wieś, jak meldował „Rekin” nie dała jeść członkom grupy, (...) jeden z wyrostków uderzył w „Rekina” kamieniem. Przed odjazdem („Rekin”) nakazał spalenie wsi. Co do strzelania do ludzi nadmienił, że strzelania do ludzi nie było, tylko do góry, żeby nie ratowali swego mienia”. W piśmie R. Rajsa z dn. 11.03.1949 r. zatytułowanym „Dodatkowe zeznania względnie sprostowania do akt śledztwa” czytamy: „W lutym 1946 r. odbyła się rozmowa miedzy mną, a byłym komendantem NZW na terenie białostockim „Lisem”. W rozmowie tej od „Lisa” dowiedziałem się, że ludność białoruska zamieszkująca w większości powiat Bielsk Podlaski odmawia repatriacji do B.S.R.R. (Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej), utrudnia pracę konspiracyjną i używa broni przeciwko Polakom”. W dalszym ciągu „Bury” napisał, że był świadkiem pogoni „Rekina” za wyrostkiem, który uderzył go kamieniem i to „Rekin” zaproponował podpalenie wsi. Również „Rekin” miał być tego wykonawcą, a broń została użyta bez rozkazu R. Rajsa. Do protokołu przesłuchania z dnia 14.04.1949 r. R. Rajs podał, że spalenie wsi nastąpiło: „na skutek przeszkodzenia w pracy konspiracyjnej”.(....) Polecenie spalenia wymienionych wsi otrzymałam od „Kotowicza” („Lisa”) – komendanta okręgu NZW, które z kolei przekazałem do wykonania Rekinowi, Wiarusowi i Bitnemu”.
Należy też przedstawić wyjaśnienia drugiego z podejrzanych w tym samym procesie , a mianowicie Kazimierza Chmielewskiego. W protokole przesłuchania K. Chmielewskiego z dnia 06.12.1948 r. zostało zapisane; „Po zakwaterowaniu w 2 wsiach nazw ich nie pamiętam na północ od Kleszczewy, (najprawdopodobniej błąd pisarski winno być Kleszczel) gdzie przeczekaliśmy dzień, wieczorem „Bury” zarządził odprawę, na której wydał rozkaz spalenia dwóch wsi motywując tym, że ostatnio w Hajnówce dowiedział się co za ludzie mieszkają na tych wsiach, że to Białorusini, którzy za okupacji niemieckiej byli volksdeutschami. Plutony „Wiarusa” i „Bitnego” po podpaleniu obu wsi podążyły moim śladem. Po połączeniu się plutonów w całość zrobiliśmy odskok w okolice Brańska. Następnie z miejsca postoju zostały wysłane patrole z rozkazem wydanym przez „Burego” spalenia następnych wiosek. „Bitny” dostał rozkaz spalenia wsi Zanie, „Leszek” - wsi Szapki, a „Wiarus” trzeciej, której nazwy nie pamiętam.” (w rzeczywistości pluton „Wiarusa” pacyfikował Szpaki, a „Leszka” Końcowiznę). Podczas rozprawy sądowej K. Chmielowski dodał, że we wsi Zanie ludność broniła się, strzelając i dlatego „nasze oddziały odpowiedziały ogniem”. Nie można zapomnieć, że „Rekin” nie był w tym czasie w Zaniach, a o takim zdarzeniu mógł wiedzieć tylko i wyłącznie z meldunków sporządzonych przez innych. Należy też zacytować fragment z protokołu zeznań Edwarda Wszeborowskiego z dnia 20.02.1946 r., ps. „Wrzos”: „W miesiącu styczniu 1946 r. wstąpiłem do NZW. Dowódca naszej kompanii miał na imię „Bury”, a zastępca „Rekin”, obaj z Wileńszczyzny. Nasza grupa brała udział w paleniu wsi i zabijaniu niewinnych ludzi w okolicy Białegostoku. Dlatego to uczynili, bo mówiono, że z tych wsi były oddane strzały do naszego wojska oraz w 1939 r. ci ludzie źle odnosili się do Wojsk Polskich. Na początku była specjalna grupa tzw. czarnych, nosili pagony. Mnie wzięli przymusowo do tej partii oraz Narkowskiego Mirka. Gdy brano nas to mówili, że biorą nas tylko na 10 dni. „Rekin” był to specjalny dowódca podpalaczy. Od nas uciekło 2 ludzi, lecz zostali złapani i przy moich oczach „Bury” zastrzelił ich i mówił, że wszystkich dezerterów będzie strzelał”. I w przypadku tego przesłuchania możemy zastanawiać się, ile w tym zeznaniu swobodnej wypowiedzi świadka, a ile w stworzeniu protokołu inicjatywy funkcjonariuszy UB.
W aktach śledztwa przeciwko R. Rajsowi znajdują się też bardzo istotne zeznania J. Puławskiego, ps. „Gołąb”. „Przed spaleniem ostatnich 3 wsi, wydaje się, że na dwa dni – „Bury” kazał zebrać furmanów wiozących nas z Hajnówki, zamknąć ich w jednym mieszkaniu, a następnie „Modrzew” wyprowadzał po dwóch – trzech i tam rozstrzeliwał. Odnośnie przyczyn spalenia wsi Józef Puławski tak zeznawał: „Wsie były palone według oświadczenia „Burego” dlatego, że ludność tamtejszych wsi była nieprzychylnie ustosunkowana do jego oddziału, dawała informacje władzom B.P. (Bezpieczeństwa Publicznego) o przemarszach oddziałów leśnych i z powodu przynależności jej do ludności białoruskiej. Według zeznań J. Puławskiego furmani zostali rozstrzelani dlatego, że byli Białorusinami, mogliby zdradzić działalność oddziału „Burego” i byli świadkami palenia poszczególnych wsi.
Ważne zeznania złożył też w tym postępowaniu Antoni Cylwik, ps. „Szczygieł” – dowódca drużyny, a następnie zwiadu konnego 3 Brygady. „Wraz z zarekwirowanymi podwodami byli z nami furmani, których w powiecie wysoko mazowieckim rozstrzelano. Furmanów było zabranych około 30 z wiosek, których nazw nie przypominam sobie, lecz cześć furmanów, którzy byli Polakami została zwolniona, a rozstrzelano Białorusinów. Rozstrzelano ich w lesie i widziałem, jak po kilku prowadzono w las, gdzie było słychać strzały.”
W protokole przesłuchania Teodora Roszczenko, urodzonego w 1903r. w Jakubowie zostało zapisane, że jest osobą narodowości białoruskiej o wyznaniu prawosławnym. Podał on przesłuchującemu, że został zatrzymany przez oddział pod koniec stycznia 1946r. w Jakubowie, przed akcją na Hajnówkę. Był wykorzystywany jako przewodnik. Zeznał, iż w czasie odwrotu, po podpaleniu wsi Zaleszany, dowódca, którego nazywano kapitanem powiedział do furmanów, że żadna żywa dusza ze wsi nie wyjdzie, a wasza ziemia Białorusini tu, ale głębiej i wskazał palcem w ziemię”. Teodorowi Roszczenko w nocy po podpaleniu Zaleszan i Wólki Wygonowskiej udało się zbiec.
W aktach sprawy karnej R. Rajsa znajdują się dwa, jednobrzmiące, egzemplarze rozkazu datowanego – Mp. ( miejsce postoju) 30-IX- 1945 r. Pisma te zostały zaadresowane: „Do dowódcy 3 - ciej Wileńskiej Brygady NZW kol. Burego”. W treść tego dokumentu zostało zawarte:
„Rozkazuję w czasie od 20.09.1945 r. do 30.09.1945 r. przygotować i przeprowadzić pacyfikacje terenów południowo- wschodnich powiatu „Burza”. D - cą jednostek pacyfikacyjnych zostaje mianowany Kolega.
Pacyfikacja została zarządzona na wskutek 1. agresywnego stosunku PPR (zabójstwo Kol. Jurka), 2. załamanie się elementów konspiracyjnych na terenie 8 - mej kompanii na wskutek silnego obsadzenia terenów tej kompanii przez wywiad wrogi.
Pacyfikacja dotyczyć będzie jednostek UBP stacjonujących na terenie 8 – mej kompanii, agend UBP (szpicle), zorganizowanie odwetu na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej.” Rozkaz ten podpisał Komendant Okręgu „Kotwicz”. Na jednym z egzemplarzy tego rozkazu został naniesiony dopisek pismem ręcznym „Akcja wstrzymana Bury”. W protokole przesłuchania R. Rajsa z dn. 24 marca 1949 r. odnośnie tego pisma –rozkazu z dnia 20.09.1945 r. komendanta Kotowicza (vel Lisa) „Bury” oświadczył, że wstrzymał wykonanie rozkazu.
Można snuć rozważania, czy wsie Zanie, Szpaki i Koncowizna są położone na terenie południowo – wschodnim powiatu Bielsk Podlaski (powiatu noszącego w NZW kryptonim pow. Burza). Faktem niezbitym, że komendant pseudonim „Kotwicz” vel „Lis” planował pacyfikacje, która miała polegać na zorganizowaniu odwetu na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej.
Po ustaleniu w wyniku przeprowadzonych czynności również innych członków oddziału „Burego” dokonano sprawdzenia, którzy spośród nich zostali osądzeni w celu zapoznania się z aktami ich spraw karnych. Tylko w przypadku niektórych oskarżonych występuje sprawa pacyfikacji wsi. I tak Piotrowi Grabowskiemu, ps. „Bajan” zarzucono, że „ w dniu 29.01.1946 r. i 02.02.1946 r. ochraniał przeprowadzenie palenia wsi w powiecie bielskim przez stanie na obstawie jako amunicyjny przy R.K.M. - e”. Kazimierz Borkowski, ps. „Wróbel” również został oskarżony o to, że 2 lutego 1946 r. we wsi Zanie wspólnie z bandą „Burego” dopuścił się czynu przestępnego skierowanego przeciwko ludności z powodu jej przynależności do narodowości białoruskiej przez to, że brał udział w jej spaleniu i ostrzelaniu. Nadmienić należy, iż wymieniony przesłuchany jako podejrzany w czasie przesłuchania w dniu 2 stycznia 1950 r. przyznał się, że zimą 1946 r. z plutonem „Bitnego” brał udział w podpalaniu zabudowań wsi Zanie. Odnośnie pozbawienia życia furmanów to ujawnił, iż ci, którzy byli Białorusinami, to zostali rozstrzelani, ale on w zabijaniu nie brał udziału. Wyrokiem Sądu Rejonowego za podany powyżej czyn, jak i inne został skazany w dniu 15. 07. 1952 r. na karę śmierci, którą wykonano .
W niniejszym śledztwie uznano za niezbędne przeanalizowanie akt sprawy karnej Komendanta Okręgu NZW „Burza” - Floriana Lewickiego ( w rzeczywistości Jana Szklarka –ps. „Lis”, „Kotwicz” ). Florian Lewicki na pytanie przesłuchującego funkcjonariusza UB wyjaśnił, że „w rozmowie z „Burym”, dowiedziałem się, iż w końcu stycznia, po starciu z oddziałem Armii Czerwonej w Hajnówce, bez jego rozkazów ( tj. F. Lewickiego ) spalił ( tzn. R. Rajs ) wsie w powiecie Bielsk Podlaski. Florian Lewicki od „Burego”, na pytanie dlaczego to zrobił, usłyszał, że to „odwet za 1939 r. i odwet za wystąpienia banderowców koło Lwowa i w rzeszowskim” Wymieniony objaśnił też zadania PAS-u w taki sposób: „Oddziały PAS-u zastały stworzone dla zdobywania gotówki, likwidacji szpicli Urzędów Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej, prowadzenia wywiadu wewnętrznego, zewnętrznego, zaopatrzenia organizacji i przeprowadzania pacyfikacji, szkolenia kadr.”. Florian Lewicki został oskarżony przez komunistyczne organy ścigania m. in. o to, że jako komendant NZW powołał PAS i w formie rozkazów bojowych „notorycznie podżegał do dokonywania napadów terorystyczno - rabunkowych i mordowania obywateli Rzeczypospolitej Polskiej w województwie białostockim. Wśród czynów, których zorganizowanie i kierowanie zarzucono F. Lewickiemu było dokonane przez oddział „Burego” - spalenie, rabunek i zabójstwa w dniu 29.01.1946 r. we wsiach; Zaleszany, Saki, Suchowolce, Wólka Wygonowska, Maćkowce i Mostek, gdzie „ogółem zostało zamordowanych 79 osób i w dniu 2.02.1946 r., dokonanie przez oddział Burego napadu na wsie Zanie i Szpaki, gdzie dokonano „rabunku, spalenia wsi i zamordowania 36 osób”. Podczas tego postępowania przesłuchano też mieszkańców wsi; Zaleszany - Łukasza Demianiuka, Zeznał on, że do mieszkańców wsi, po spędzeniu ich do jednego domu, dowódca „bandy” w stopniu porucznika, przemówił: „za nie wykonanie rozkazu zdania owsa, wy nie będziecie istnieć, wasza wieś pójdzie z dymem”. Łukasz Demianiuk, dowiedział się o tym od mieszkańców, gdyż wcześniej ukrył się bo już w czasie wkraczania oddziału zorientował się „że idzie banda”. Demianiuk był bez wątpienia osobą o poglądach komunistycznych, gdyż w zeznaniach przedstawił przesłuchującemu go funkcjonariuszowi UB własną bardzo ideologiczną ocenę wydarzeń, a mianowicie, że spalenie wsi nie było spowodowane nie wykonaniem rozkazu zdania owsa, ale z uwagi na „nienawiść do białoruskiego nasilenia, a także, że w naszej wsi byli członki PPR, którym był i mój syn, drugim powodem było, że większość wsi Zaleszany 100% podporządkowywała się rozkazom Państwa...”.
F. Lewicki pomimo , iż nie przyznał się do wydania rozkazu „Buremu” spalenia wsi, informując m.in. sąd, że o tym zdarzeniu dowiedział się dopiero z gazet, to wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z dnia 10.12.1946 r., został skazany na karę śmierci.
Istotne informacje dotyczące poniesionych strat w Zaleszanach, Wólce, Zaniach, Szpakach i Końcowiźnie zawierają dokumenty sporządzone przez specjalne komisje powołane przez władze Bielska Podlaskiego. Protokoły przez nie sporządzone bezpośrednio po tych wydarzeniach, uzyskano z Archiwum Państwowego w Białymstoku.
Pozyskano też na potrze
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!