Książki planuje w... Excelu
Niech Was to nie zmyli. Choć Jakub Małecki mówi o sobie, że jest umysłem ścisłym, z wykształcenia ekonomistą, to w środku kryje się dusza wrażliwca głodnego ludzkich historii. Na dzisiejszym spotkaniu w bibliotece autor "Dygotu", "Rdzy" i "Śladów" anegdotami sypał jak z rękawa. Ale prawdziwe historie czasem nawet w książce nie przejdą jako fikcja literacka i trzeba je nieco zmodyfikować.
Pisarz młodego pokolenia gościł dziś w Chojnicach w ramach cyklu "Czytamy z miłości do Ojczyzny w stulecie odzyskania niepodległości". O ile pewnych pytań o swoją twórczość mógł się spodziewać, to już te zadane przez prowadzącego spotkanie Marcina Szopińskiego o niepodległość i polskość, odbiegały od scenariusza autorskich spotkań z czytelnikami. - Jedyne co mogę dać czytelnikowi, to coś mojego, niepodległego - odpowiedział Jakub Małecki, podkreślając, że przy tym, iż pisze książki, takie jak chce i nie ulega wpływom z zewnątrz, np. politycznym. - Na Polskę nigdy nie narzekam. Dobrze mi się tu żyje. Polską literaturę odbieram pozytywnie. Czytam wielu różnych rodzimych autorów. Mamy się czym chwalić - ocenia pisarz nominowany do Nagrody Literackiej NIKE za "Ślady". Ostatnio urzeczony twórczością rówieśnika Wita Szostaka.
Reklama | Czytaj dalej »
Okazuje się, że polskich pisarzy znają też Hindusi. Kuba Małecki niedawno miał okazję tego doświadczyć podczas targów książki w New Delhi, na których gościł wśród innych pisarzy ze starego kontynentu. Z wyjazdu przywiózł też inne spostrzeżenie dotyczące jakże pięknej różnorodności. - Miejsce urodzenia determinuje sposób pisania. Małecki sam zresztą nie ucieka od niego, osadzając akcję swoich książek w miejscach sobie bliskich, jak choćby "Rdzy", gdzie wraca do wydarzeń z 1941 r. Wówczas, 10 km od jego rodzinnego domu Niemcy po dokonanej rzezi palili zwłoki. Historii w jego książkach jest dużo. O jej znaczeniu dla pisarza pytał prowadzący spotkanie. - Wcale się nie interesowałem historią, dlatego muszę się dobrze przygotować osadzając bohaterów w realiach - przyznał autor, którego o wiele bardziej fascynują namiętności czy lęki przechodzące z pokolenia na pokolenia. Coś co dostajemy w spadku po przodkach, a nam się wydaje, że jesteśmy wyjątkowi i pierwsi. - Czyli los zwykłego człowieka wpisany w historię - trafnie podsumował Marcin Szopiński.
Nagradzany autor dziewięciu książek przez 8 lat pracował jako bankowiec. I choć uważa się za umysł ścisły, to jednak analizowanie cyferek i sprzedawanie kredytów nie było jego powołaniem. Na koniec swojej kariery w bankowości kombinował, jakby przelać na papier historie, zamiast wykresów z procentami, czym rozbawił zgromadzonych czytelników. A pomagali w tym zmyśleni klienci jak choćby Jan Fasola czy John Rambo, którzy jakoś dziwnym zrządzeniem losu nie mogli dotrzeć do banku na spotkanie. - Bez sensu. Nikt nie czyta książek w Polsce - mówili mu koledzy po fachu. Nie posłuchał, a na pisanie znalazł swój, jak mówi, nieoczywisty sposób. Czytelników lubi trzymać w napięciu, a miarą sukcesu są wyznania o przypaleniu ziemniaków, przegapieniu przystanku i zaspaniu do pracy.
Za to z poprzedniej pracy pisarzowi pozostał pewien reżim - wstaje rano i zabiera się do poprawiania scenariuszy, tłumaczeń, wreszcie swojej książki, mając konkretny plan. - Książki planuję w Excelu - przyznał Jakub Małecki. W "Dygocie", gdzie łączą się ze sobą historie dwóch rodzin ważna jest chronologia, a do tego realia historyczne. Dbałość o szczegóły i perfekcjonizm przekładają się potem na wiele poprawek, ale i wykreślania fragmentów. - Nigdy nie mam tak, że napisałem całość i obwieszczam żonie, że skończyłem. Potem jeszcze wiele zmieniam. Sam nie lubi, kiedy czytelnikowi po trzy razy coś się powtarza. Książki pisze w zwykłym edytorze tekstów, bo najwygodniej nanieść poprawki. - Nie mam też żadnych specjalnych rytuałów, o których mógłbym opowiadać na takich spotkaniach z czytelnikami - śmiał się.
Odręcznie Małecki pisze za to listy. Pochłania go także ich lektura. Tych opublikowanych korespondencji, ale też zaadresowanych do siebie. - To niesamowite uczucie, gdy wyciąga się list ze skrzynki. A co dopiero, gdy na list odpowie Dawid Mitchell, autor "Atlasu chmur". Małecki nie posiadał się z radości, kiedy po 8 miesiącach przyszła odpowiedź na jego list. Powodem zwłoki wcale nie był braku czasu. List z Polski spadł za łóżko i znany pisarz trafił na niego podczas odkurzania. Ot, zabawna i symaptyczna historia. Od domowych prac i to w dodatku kuchennych nie stroni też polski autor. - Odnalazłem w sobie miłość do pieczenia ciast. Najbardziej do zapachu wydobywającego się z piekarnika - opowiadał literat. - Ale, że żona słodkiego nie bardzo. Ja do pracy nie chodzę, gdzie bym częstował. A sam blachy nie opanuję, żeby 100 kg nie ważyć za chwilę, to zacząłem fit ciasta piec. Brownie z czerwonej fasoli teściowa zjadła i nawet nic nie powiedziała. Sernik z kaszy jaglanej też okazuje się pyszny - rekomendował czytelniczkom zgromadzonym w bibliotece. A z lektur gorąco polecał "Ścieżki Północy" Richarda Flanagana.
W ramach cyklu spotkań autorskich z okazji stulecia niepodległości urząd miejski i biblioteka zaproszą jeszcze na dziewięć takich wydarzeń. Jedną z bohaterek ma być Martyna Wojciechowska. Rozmowy z podróżniczką są już podobno na finiszu.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (0)
- Komentarze Facebook (...)
Brak komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!