Zbrodnia wykryta po 6 latach...
Historia ta swojego czasu wzbudziła wielkie emocje. Nic dziwnego, skoro od samego początku wokół sprawy roztaczała się aura niedomówień i tajemniczości. Przedwojenna prasa szeroko rozpisywała się na temat wydarzeń, jakie rozegrały się przed laty. W jednym z dzienników codziennych tamtego okresu czytamy m.in.:(Zachowano oryginalną pisownię)
17-letni syn morduje za namową matki własnego ojca
Reklama | Czytaj dalej »
„Dnia 7 lutego 1924 r. w nocy opuścił robotnik kolejowy i właściciel osady w Żalnie pow. tucholski, Jan Wera, swą rodzinę składającą się z żony i ośmioro dzieci. Według zapodania żony Jana Wery miał on wyjechać do Rosji Sowieckiej do swej kochanki, którą poznał podczas pobytu w niewoli. Nie podejrzewano wówczas nic, gdyż słowom tym uwierzono. I tak przeszło 6 lat. W maju br. podsłuchał funkcjonariusz policji śledczej w Chojnicach wersję puszczoną w świat przez pewne osoby, że osadnik Jan Wera nie wyjechał do Rosji Sowieckiej, a raczej został zamordowany przez jego żonę i syna, który liczył wówczas 17 lat. Na podstawie tych wiadomości, na których zupełnie nie można było polegać rozpoczęto skrupulatne dochodzenie. Mając pewne dowody, aresztowano 17 bm. żonę rzekomego zaginionego, a syna i kochanka Hieronima Zalewskiego, ślusarza kolejowego z Chojnic. Aresztowani podczas ich badania wypierali się całkowicie zarzucanego im czynu, którego nie można im udowodnić. Tymczasem świadkowie zupełnie zapomnieli o pewnym parobku, który w krytycznym czasie pracował u zaginionego. Na tę okoliczność przesłuchano 15 - letniego syna Werowej w Angowicach. Miał on w ten czas, kiedy jego ojciec zaginął niecałe 10 lat. Przypomniał sobie jedynie tyle, że wówczas pracował u nich parobek, któremu na imię było Józef. Nazwiska nie pamiętał. Rozpoczęto poszukiwania za owym Józefem, którego odnaleziono w Bladowie pow. Tuchola. Nazywa się Józef Błaszkowski, liczy 44 i jest kawalerem. Natychmiast go aresztowano.
Szkielet w stodole
Początkowo o niczym nie wiedział, lecz przyciśnięty do muru i wzięty w krzyżowy ogień pytań przyznał się wreszcie, że wie, gdzie się znajduje Jan Wera. Natychmiast wyjechał prokurator dr Klich z owym parobkiem do Żalna, gdzie tenże wskazał miejsce, w którym zakopano Werę po zamordowaniu. Po trzygodzinnych poszukiwaniach natrafiono na kości kościotrupa. Miejsce zakopania znajdowało się w stodole. Aresztowani skonfrontowani z parobkiem J. B. początkowo zaprzeczali. Alojzy Wera wzięty w krzyżowy ogień pytań, przyznał się, że zamordował swojego ojca. Natomiast Werowa i Zalewski kategorycznie zaprzeczali, jakoby wiedzieli o miejscu pobytu Wery. W sobotę po południu o godz. 2 udano się do Żalna. Komisja składała się z prokuratora dr Klicha, sędziego śledczego pana Wojtyny, dwóch aplikantów sądowych i sekretarza sądowego. Na miejsce zbrodni zabrano również aresztowanych.
Ojcobójca szczegółowo nakreślił stan faktyczny, który przedstawia się następująco:
Dnia 7 lutego 1924 r., w 3 dni przed rocznicą urodzin zamordowanego, przybył śp. Jan Wera z wioski do domu. Było to wieczorem. Mając interes do załatwienia w oberży, zamordowany wypił kilka kieliszków alkoholu. Był więc w stanie podchmielonym. Te okazje wykorzystał Alojzy. Po dłuższej rozmowie z żoną spożył kolację i ułożył się do snu. Spał sam jeden w pokoju. Wszystkie dzieci zamknięto w innym pokoju. W kuchni znajdowała się Werowa z parobkiem. Plan był już uprzednio ułożony. Gdy się przekonano, że śp. Wera mocno już śpi, udał się z siekierą w ręku do jego pokoju syn Alojzy. Przez pewną chwilę wahał się uderzyć ojca, lecz podsycany ze strony matki, która dodawała synowi odwagi, podniósł siekierę w górę i silnie uderzył ojca w głowę tępą stroną. Czaszka pękła, krew się rozprysła, ojciec się podnosi i już tylko wymówił słowa: „Jezus Marja ratujcie duszę moją”. Potem upadł na poduszkę i wyzionął ducha.
Morderca po dokonaniu tego strasznego czynu udał się do kuchni, gdzie z największym spokojem oznajmił, że ojciec już gotowy, poczem spokojnie zapalił papierosa. Matka tymczasem radziła nad usunięciem zwłok. Jako miejsce ukrycia wybrano chlew, dokąd zwłoki wyniesiono. Przy usunięciu zwłok pomocnym był parobek Józef Błaszkowski. Okazało się, że zakopanie jest niemożliwe, gdyż konie bardzo się niepokoiły. Trupa przechowano dzień i noc w chlewie, poczem wykopano dół w stodole i tam zakopano zwłoki. Pozostałe ślady krwi usunęła Werowa. Pozostał jednak jeden ślad i to na suficie. Ślad ten usunął Zalewski przez zamalowanie.
W rok po morderstwie Werowa sprzedała osadę, gdyż miała wyrzuty sumienia. Sprowadziła się do Chojnic. Obecnie zamieszkuje w „Barakach” przy ulicy Mickiewicza. Tak opisał całą sprawę morderca Alojzy Wera.
Poszła w „zaparte”…
Werowa nad grobem zamordowanego męża bezczelnie kłamała, wypierając się współudziału przy zamordowaniu. Na pytanie prokuratora oświadczyła, że po raz pierwszy stoi w tym miejscu. Zamiast okazać skruchę za tak potworny czyn, bezczelnie się wypiera. Zaprzeczała też uporczywie jakoby usunęła ślady krwi. Dopiero gdy wydobyto z dołu głowę zamordowanego, przyznała się do zbrodni. Co do Zalewskiego to przyznał on, że zamalował sufit, lecz twierdzi, że nie wiedział o zamordowaniu śp. Jana Wery. Na miejscu zbrodni stawiał pan prokurator dr Klich jeszcze pytania podsądnym, celem wyjaśnienia sprawy. Otóż morderca twierdzi, że tak matka jak i parobek Błaszkowski namawiali go do zbrodni. W każdym razie obciążał w większym stopniu parobka aniżeli matkę. O godzinie 4 przybył na miejsce zbrodni lekarz powiatowy z Tucholi, który dokonał sekcji. Ze zwłok utrzymały się już tylko kości. Utrzymały się również dobrze włosy i wąsy zamordowanego. Czaszka wykazuje na prawej tylnej części uderzenie oraz całkowite pękniecie. Kościotrupem zajął się następnie sołtys gminy, który urządzi pogrzeb.
Po sekcji nastąpił powrót do Chojnic. Tłumy ludzi oczekiwały na powrót samochodu, aby ujrzeć zbrodniarzy. Tak w Żalnie, jak i w Chojnicach, padały pod adresem zbrodniarzy złowrogie okrzyki. Ojcobójca zachowuje zupełny spokój. Tak jak on i jego matka nie okazują żadnej skruchy. Dalsze śledztwo wykaże jaką rolę odgrywali w morderstwie Zalewski, Błaszkowski i Werowa.
Zamordowany urodził się 10.02.1881 r. Od 1914 r. przebywał na wojnie światowej. Do 1922 r. przebywał w niewoli rosyjskiej na dalekim Sybirze. Charakter jego był według zapodań sąsiadów dobry. Był pracowitym i uczciwym. Dziwne są losy człowieka. Przebył całe piekło wojny i niewoli, po 8 latach nieobecności, wraca z utęsknieniem do swych najbliższych, ginie z rąk własnego syna, który wychowany przez wiarołomną żonę – matkę, morduje bez litości własnego ojca. I to są skutki strasznej wojny światowej”.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (12)
- Komentarze Facebook (...)
12 komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!