Premiery płytowe
23 lutego 2009 do sklepów trafił piąty, studyjny krążek brytyjskiej legendy elektroniki i rave’u- The Prodigy. Od premiery poprzedniej płyty "Always Outnumbered, Never Outgunned" upłynęły ponad cztery lata. Ten, praktycznie autorski materiał ( w nagraniach brał udział tylko Liam Howlett), nie otrzymał pochlebnych recenzji.
Oczekiwanie na kolejne wydawnictwo podsycali sami muzycy, mówiąc o powrocie do sprawdzonych brzmień i schematów.
"Invaders Must Die" to pierwszy album od 1997 roku, nagrany w pełnym składzie. Płyta zawiera 11 utworów, nad którymi muzycy pracowali dwa lata.
"Na tej płycie słychać, że dobrze nam z tym, kim jesteśmy i z tym, skąd wyrośliśmy. Naszym celem nie było jednak robienie albumu retro, który byłby tylko echem przeszłości"- powiedział, w wywiadzie dla brytyjskiego The Sun, Liam Howlett.
Po przesłuchaniu płyty, trudno się nie zgodzić z muzykiem. The Prodigy czerpie ze swych wcześniejszych dokonań, robi to w taki sposób, by nie zostać posądzonym o autoplagiat. Już single promujące płytę zapowiadały, że będzie to materiał godny uwagi. Rzeczywiście tak jest. Powrót do rave’owych old school’owych brzmień jest bardzo wyraźny. Na płycie znajdziemy wszystko to, co dało The Prodigy popularność, na początku lat ’90. Ciężkie brzmienia przeplatają się z połamanymi bitami, hałaśliwy i chrapliwy wokal oraz trzeszczące zdezolowane keyboardy dopełniają efekt industrialnej masakry.
Słuchając tych kompozycji, odnajdujemy elementy z "Music for the Jilted Generation" i debiutanckiego "Experience". Utwory są bardziej melodyjne, jednak nie straciły nic z pierwotnej mocy, nadal wbijają w ziemię i świdrują mózg przesterowanymi dźwiękami.
Tytułowy "Invaders Must Die" składa się kilku ciekawych rozwiązań. Klimat tej kompozycji sięga daleko w przeszłość, chwilami przebijają się tu dźwięki rodem z prymitywnych gier komputerowych.
Reklama | Czytaj dalej »
”Omen” i ”Take Me To The Hospital” jednoznacznie kojarzą się z niezapomnianym ”Poison”, nie posiadają niestety takiego ładunku energii.
Uwagę przykuwa "Run With The Wolves" z iście metalowym początkiem i bardzo rockowymi bębnami Dave'a Grohla.
Mamy też charakterystyczne dla The Prodigy, junglowe "Warrior's Dance", niemal przebojowe "Piranha", a na koniec "Stand Up", przez które przewija się motyw sekcji dętej brzmiącej niemal identycznie jak leitmotiv jednego z hiciorów polskiej grupy Big Day.Dla osób, które oczekiwały po "Invaders Must Die" nowatorskich rozwiązań, nowych brzmień i rewolucji w muzyce klubowej, ten album będzie rozczarowaniem. Materiał z tej płyty, to przede wszystkim dobre rzemiosło, udowadniające, że Brytyjczycy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Brak tu przebojów na miarę, wcześniej wymienianego ”Poison”, "Breathe", "Firestarter" albo "Smack My Bitch Up", jednak ze względu na powrót do sprawdzonych rozwiązań, płyta ma szansę zyskać aprobatę starych fanów.
Lista utworów:
1. Invaders Must Die
2. Omen
3. Thunder
4. Colours
5. Take Me To The Hospital
6. Warrior's Dance
7. Run With The Wolves
8. Omen Reprise
9. World's On Fire
10. Piranha
11. Stand Up
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (2)
- Komentarze Facebook (...)

USD
DKK
EUR
TRY
CHF
NOK
GBP
SEK



Związki i pracodawcy domagają się...
Hołownia: 6 sierpnia odbiorę od...
Nowy sondaż prezydencki
2 komentarze
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!