Nie trzej, a czterej muszkieterowie dobrej woli

Panowie zaangażowali się całkowicie w pomoc w uchodźcom wojennym znajdując miejsca noclegowe dla 260 osób i opowiedzieli o swoich doświadczeniach. - Ja już dużo przeżyłem, swoje lata mam, ale to co przeżyłem na granicy to jest szok - relacjonował Sławomir Badurka. On i jego koledzy mają także apel do mieszkańców Chojnic i okolic.

Tytulowi "muszkieterowie" to Tomasz Włoch, Robert Harmaciński, Sławomir Badurka i Bartosz Just. Na konferencji prasowej w ratuszu podzielili się swoim doświadczeniami w pomaganiu - Doszło do tego, że w ciągu 10-11 dni ulokowaliśmy w rodzinach, i to chcę podkreślić, że to są rodziny, (...) aż 260 osób. To się zaczęło od jednego busa, potem dwa, potem kilka, potem jeden autokar ze straży z OSP Chojnice, który przywiózł 40 osób. Potem kolejny z OSP Charzykowy , tutaj samorządowiec charzykowski się włączył w te działania, więc ja po prostu doznałem szoku, że to jest taka skala, że ludzie chcą pomagać. (...) To nie jest bieg na 100 m, to być może jest maraton i to maraton po błocie.

Reklama | Czytaj dalej »

Sławomir Badurka tłumaczy, że osoby, które zadeklarowały się, że przyjmą uchodźców pod swój dach, nie mogą tego robić dla 40 zł, które oferuje rząd, bo nie o to w tym chodzi. - Chcę podziękować wszystkim, którzy pomagają - Równocześnie przypomina także, że to ludzie tacy jak my. - Ja już dużo przeżyłem, swoje lata mam, ale to co przeżyłem na granicy to jest szok. Nie bójcie się ich, nie trzeba się ich bać, naprawdę. To są ludzie, którzy sami się bardzo boją. Dajmy im bezpieczeństwo tutaj, bo oni tego bezpieczeństwa potrzebują jak powietrza.

Jak to się zaczęło? Dlaczego pomoc niesiona przez niego i pozostałych kompanów nabrała takiego rozpędu? Otóż pan Sławomir odebrał telefon od kierowcy busa z informacją, że jedzie do niego 8 osób. Trochę go to zszokowało, trochę nogi się pod nim ugięły, ale już zaczął myśleć o tym, gdzie ich położy, skąd wziąc materace, ubrania, jedzienie itd. Napisał post na facebooku, po którym dostał masę propozycji mieszkań, busa i innych form pomocy. - To była lawina -  Okazało się, że to pomyłka, ale chęć niesienia pomocy już została.

Często ci co przyjeżdżają swój dobytek życia mieszczą w jednej torbie. - Wczoraj odebrałem matkę z trójką dzieci i dwoma siatkami. To wszystko co mam, powiedziała - relacjonował Bartosz Just - To jest szok, to jest nie do opisania.

Sławomir wraz z Bartoszem pojechali na granicę po 5 osób, ale okazało się, że tamci są własnym autem, więc pojechali do innego punktu, skąd chcieli zabrać kolejne osoby. Trafili na 3 matki z dziećmi. Pan Sławek wspomina rozmowę z nimi - Tak jak sobie powiedzieliśmy, że będziemy twardzielami, to tak się poryczeliśmy obaj, razem z nimi, ogólny płacz był.

Bartosz Just podkreślił także jak trudne są przeżycia uchodźców - Trauma jest kosmiczna z tego względu, że wczoraj w Charzykowach zawyła syrena strażacka po prostu i ludzie u których była moja babcia, żeby zanieść im jedzenie, schowali się pod stół.

Chociaż sami pomagają, to są pod wrażeniem ogromu pomocy, która ogarnęła cały kraj - Ja sam byłem w 6 punktach recepcyjnych, wszędzie to wygląda podobnie. Gdyby nie wolontariat i ludzie dobrej woli to ci uchodźcy by już chyba nie żyli, bo 90% pomocy, którą dostają tam na miejscu to jest pomoc indywidualna - powiedział Bartosz Just.

- Nie spodziewałem, że sam się wkręcę w to, natomiast podoba mi się pomaganie - podsumował Sławomir Badurka.

Panowie apelują też dalej o podzielenie się miejscami noclegowymi na miarę swoich możliwości, bo tych zaczyna brakować, a także o to, by weryfikować zbiórki pieniężne - Nie traktujmy ich jak uchodźców, tylko jak gości, to są Słowianie, którzy uciekają przed wojną - przypomniał Sławomir Badurka.

Numer kontaktowy do Sławomira Badurki dla osób chcących pomóc - 512 047 262.

Artykuł pochodzi z portalu www.chojnice24.pl

• Komentarze Chojnice24 (0)
• Komentarze Facebook (...)