Grzegorz Szopiński do rzeźbienia wrócił po 50 latach (ROZMOWA)
Wczoraj (28.03.) dzieła twórcy z Kłodawy można było podziwiać na wernisażu wystawy w podziemiach kościoła Gimnazjalnego. Teraz jego marzeniem jest oficjalne uzyskanie tytułu „twórcy ludowego", ale w Gdańsku usłyszał, że jest na to za „dobry”. No i może chciałby mieć jeszcze trochę więcej czasu na to, co kocha robić – czyli na tworzenie. Artysta zdradził również jak to wszystko się zaczęło i kto go inspiruje, a także czym zdenerwował księdza.
Pan Grzegorz Szopiński z Kłodawy artystą jest po godzinach. Na co dzień czuwa nad założoną przez siebie firmą M&G Szopińcy, a w weekendy tworzy, i to tak, że jego dzieła ozdabiają sołectwo, wójt nagradza, a wernisaż przyciąga tłumy. – Tylko niech pani nie pisze, że rzeźbię w niedzielę, bo mój ksiądz będzie zły – śmieje się żartobliwie pan Grzegorz. Na wczorajszym wernisażu artysta zgodził się zdradzić redakcji kilka tajemnic na temat swojej twórczości.
Reklama | Czytaj dalej »
Redakcja: To zacznijmy od początku. Od kiedy Pan rzeźbi, co Pana inspiruje i z którego dzieła jest Pan najbardziej dumny? Jest tych rzeźb sporo, ale czy któraś z nich jest taka najbliższe sercu?
Pan Grzegorz: - No nie mogę tak wybrać, ja jestem do wszystkich tak bardzo przywiązany… Zawsze kładę w to dzieło duszę można powiedzieć. Robię, robię i jak ta rzeźba na mnie spojrzy, to dopiero wtedy zaczynam tworzyć i to tak, że nie idzie pić ani jeść. Muszę to skończyć po prostu jak ta rzeźba spojrzy. A zacząłem rzeźbić tak chyba w 5-6 klasie, miałem taką fajną nauczycielkę jak chodziłem do szkoły do Jarcewa.
Redakcja: Czyli tutaj nauczycielka była takim zapalnikiem do tworzenia?
Pan Grzegorz: - Tak, na pewno. To jest wszystko jej zasługa. Tam pierwszy raz spotkałem się z tym, na plenery chodziliśmy, rzeźbę tam zrobiłem raz i drugi. I wtedy proszę sobie wyobrazić, że ta 5-6 klasa jest koniec i przychodzimy z powrotem na gospodarstwo, tam nie ma czasu i dopiero 6 lat temu pojechaliśmy z małżonką do Wdzydz i ja mówię - takie rzeźby to ja już kiedyś robiłem, jak byłem mały. Niemożliwe - mówi ona. I od tego się zaczęło.
Redakcja: Czyli od 6 lat rzeźbi Pan na nowo, a ile trwała w takim razie ta przerwa?
Pan Grzegorz: - Ojej, to będzie z około 50 lat. Ale to wszystko siedziało we mnie, dużo malowałem, rysowałem, ćwiczyłem. Mam takie duże tablice u mnie, jak coś chcę rysować, to rysuję to w trzech rzutach – raz, dwa i trzy, i wtedy pilarka, młotek i dłuto i jadę z tym, działam. Od dwóch lat też chodzę do Chojnickiego Centrum Kultury, do pana Jarka Urbańskiego, to jest wspaniały rzeźbiarz i uczę się w glinie. Nawet dzieci się mnie pytają – dziadek, jak ty tam długo będziesz chodził? Ja mówię – nie wiem. Lubię glinę i idzie mi coraz lepiej, jest różnica to co robiłem teraz, a trzy lata temu. Twarze są takie wyraziste, a to jest po tej szkole, coś wyniosłem z tego.
Redakcja: A czym się lepiej i łatwiej pracuje? Gliną czy drewnem?
Pan Grzegorz:- Glina jest lepsza, bo gliny można dołożyć, zabrać, a drzewo jak się pomylisz, to już nie ma nic, tylko powoli strugać. Można coś wkleić, ale dla mnie to już nie jest to.
Redakcja: A dlaczego w takim razie rzeźba ludowa?
Pan Grzegorz: - W zeszłym roku byłem w Gdańsku i tam chciałem zostać twórcą ludowym. I oni to zobaczyli i mówią „pan na twórcę ludowego się nie nadajesz, bo za dobre rzeczy pan robisz”. Parę swoich dzieł tam zostawiłem i mówią, że pomyślą, że ja już mam swoją drogę, a tak się będę uwsteczniał. Po prostu ja już jestem troszeczkę dalej, tak mi powiedzieli. Bo nie mam „twórcy ludowego”, ja jestem w Stowarzyszeniu na Rzecz Lokalnej Przedsiębiorczości, ale chciałem być twórcą ludowym. Moja siostra dostała w zeszłym roku z haftu i dla mnie to by było coś takiego wspaniałego, no ale na razie nie mogę tego dostać.
Redakcja: Poza zostaniem twórcą ludowym są jeszcze jakieś inne marzenia lub tytuły, które chciałby Pan osiągnąć? Czy teraz już tylko rzeźbienie dla samego siebie?
Pan Grzegorz: - Tylko dla samego siebie. Starczy mi, tylko żeby mieć jeszcze troszkę więcej czasu, no i pan Jarek mnie zawsze uczy – Grzesiu powoli. Ja jestem szybki, za szybki, nerwowy trochę, a on mnie uczy, żeby odejść, popatrzeć trochę. Cieszę się, że go poznałem. Jeżdżę też do niego, rozmawiamy, wymieniamy się poglądami.
Redakcja: A ile tych rzeźb Pan zrobił do tej pory?
Pan Grzegorz: - One są w sołectwie, w domu, a ile mam sprzedane. Ja nie spisywałem, ciężko mi policzyć, ale myślę, że około 200.
Redakcja: I tak na koniec. Jak wygląda u Pana podział pracy między firmą a rzeźbą?
Pan Grzegorz: - Firmę teraz tylko doglądam, głównie zajmuje się nią syn. Byłem majster, teraz też jestem oczywiście, ale już mam mniej obowiązków. Rzeźbieniem zajmuje się tylko w niedzielę. Tylko niech pani nie pisze, że rzeźbię w niedzielę, bo mój ksiądz będzie zły. Bo on się ostatnio mnie pyta – Grzesiu, kiedy ty robisz? Ja mówię – w niedzielę, a on – Boże, w niedzielę ty robisz? Ale ostatnio przyszedł i mówi, że to jest moje hobby, moja pasja, a nie praca.
Podczas wernisażu, na który tłumnie przybyli mieszkańcy, najbliżsi nie szczędzili artyście słów pochwały. - Cieszymy się, że mamy tak wybitnego artystę i pasjonata w naszej miejscowości – zachwalał sołtys Kłodawy Robert Piesik. Z kolei Mirosław Adraszczyk ze Stowarzyszenia deklarował, że to dopiero początek twórczości kolegi. – To jest ułamek tego, co pan Grzegorz chce państwu pokazać. On jest w trakcie rozwijania jeszcze tego talentu, którym go Bóg obdarzył.
Wystawa została zorganizowana dzięki Stowarzyszeniu na Rzecz Lokalnej Przedsiębiorczości, do którego pan Grzegorz należy, a oglądać ją można do 6 kwietnia, w godzinach 11:00-16:00 w podziemiach kościoła Gimnazjalnego.
Galeria zdjęć z wernisażu:
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (2)
- Komentarze Facebook (...)
2 komentarze
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!