Od fajrantu do kolacji, czyli wspomnienia z wakacji
W miniony weekend nasi znajomi zaprosili nas na francuski aperitif. Inspiracją tego wydarzenia była ich wakacyjna podróż po Włoszech i Francji. Trochę zaskoczeni formułą wieczornego spotkania - poszliśmy. A na stole czekała na nas po prostu polska kolacja. Nasze zaskoczenie i podpytywania o aperitif rozpętały twórczą dyskusję o przekąskach, zakąskach, aperitifach.Aperitif – z łacińskiego „aperitivus”, czyli otwierający – tylko teoretycznie służy „otwarciu” apetytu. Tak naprawdę pozwala dotrwać do tego właściwego posiłku.
By goście nie pili na pusty żołądek, do wermutów, szampana lub whisky podajemy słone paluszki, oliwki czy orzeszki pistacjowe. W tym czasie spokojnie regulujemy czas obróbki termicznej bardziej konsystentnych dań.
Reklama | Czytaj dalej »
Wszyscy to wiemy, a znajomi potwierdzili widząc naocznie na wakacjach, że my Polacy wieczorem jadamy kolację. Włosi i Francuzi o tej porze spożywają obiad. Trójdaniowy, a jeśli są goście, to i pięcio. Takie przyjęcie wymaga pewnej synchronizacji w smażeniu, pieczeniu, gotowaniu poszczególnych potraw. A goście mają to do siebie, że nie wszyscy przychodzą w tym samym momencie. A niektórzy wyraźnie się nawet spóżniają. Takie spóźnienie może być przyczyną prawdziwych tragedii kulinarnych oraz wrzodów żołądka gospodyni. Zielonkawo-złotą patynę na jajkach faszerowanych zbyt długie oczekiwanie na patelni zmienia w czerń popielną, a soczystą pieczeń cielęcą w kłębek wysuszonych wiórów. Zapewne po to, by nie dopuścić do tych tragedii wymyślono aperitif.
Przeczekać od fajrantu do kolacji, czyli tego wieczornego obiadu, pozwala np. we Włoszech aperitif w pobliskim barze. Chodzi się tam po pracy z kolegami, chyba że jest to miejsce bardzo modne, do którego idą co niektórzy pokazać się z garstką wyselekcjonowanych przyjaciół.
Zanim grupa przyjaciół weszła do knajpki, barmani przez godzinę misternie układali na bufecie piramidy kanapek, czerwone wachlarze szynek, cienkie talarki salami, bukiety jarzyn, grissini (włoskie paluszki), przeróżne zapiekanki, placki, mini-pizze i inne równie miłe dla oka, co i podniebienia przysmaki.
Jak się ponoć śmieją Francuzi, zobaczył to pewnie przejeżdżający przez Włochy Francuz i nazwał aperitifem a la francaise – czyli francuskim.
Słowem, nasza polska kolacyjna geneza jest tylko apokryfem, ale stojące przyjęcia, które nad Sekwaną nosiły nazwę bufetu, najczęściej wiejskiego, od kilku lat nazywają się aperitifami, jak w Turynie czy Florencji.
Formuła aperitifu ma spory sukces. Coraz częściej Francuzi zapraszają nie na wieczorny obiad, ale na aperitif, na którym podają same przystawki. Podają suto i smacznie, ale struktura tego posiłku bliższa jest polskiej kolacji niż ich „dinnerowi”. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by nasze proszone kolacje nazywać francuskimi aperitifami. Granice ich jadłospisu wyznaczy tylko nasza wyobraźnia oraz zasobność portfela. A gospodynie w końcu złapią oddech i nie będą musiały ślęczeć w kuchni pilnując, by przypadkiem coś nie wyschło lub nie przypaliło. Podróże kształcą również kulinarnie.
Katarzyna Karpus
Poradnia Dietetyczno-Żywieniowa NZOZ „GEMINI”
Tel. 052/3974033
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (6)
- Komentarze Facebook (...)
6 komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!