'Jelena przyszła ze snu' – rozmowa z Natalią Soszyńską
Chojniczanka Natalia Soszyńska, która na co dzień mieszka i pracuje w Gdańsku, otrzymała stypendium Marszałka Województwa Pomorskiego na napisanie książki. Creative copywriterka, promotorka czytelnictwa, dziennikarka i organizatorka spotkań autorskich – już niebawem do swojego dorobku może dopisać także literacki debiut.
Jest creative copywriterką i promotorką czytelnictwa. Prowadzi agencję reklamową i Gdański Klub Książki. Ponadto jest prowadzącą spotkania autorskie i dziennikarką. Dotychczas prowadziła spotkania między innymi z: Martinem Caparrosem, Kjersti Annfinsen, Chrisem Carterem, Santiago Roncagliolo, Linn Strømsborg, Dorotą Masłowską, Małgorzatą Rejmer, Adamem Robińskim, Barbarą Piórkowską, Zbigniewem Rokitą, Urszulą Jabłońską, Jakubem Żulczykiem, Łukaszem Orbitowskim, Pawłem Huelle. Zrobiła wywiady z: Olgą Tokarczuk, Ewą Winnicką, Cezarym Łazarewiczem, Magdaleną Grzebałkowską, Martinem Caparrosem, Łukaszem Orbitowskim, Mariuszem Szczygłem, Jackiem Dehnelem, Maciejem Świerkockim, Antonią Lloyd – Johns, Mary Lou Longworth.
Jest podwójną laureatką konkursu zorganizowanego przez Dom Kultury w Łodzi “Dekameron 2020” na opowiadanie. Zdobyła European Design Award 2019 i DNA Paris Award za pracę kreatywną w projektach z gdańskim TOFU Studio. Ciągle przesiaduje na Bałkanach i pisze swoją pierwszą książkę.
Stypendium to nie tylko wyróżnienie, ale także wsparcie w realizacji autorskiego projektu, który – jak zapowiada – ma być efektem jej wieloletnich doświadczeń i pasji do literatury. Czego możemy się spodziewać po tej książce? O tym poniżej!
Na początek wielkie gratulacje z powodu otrzymania stypendium Marszałka Województwa Pomorskiego na napisanie książki. Jak idą prace w pisaniu? Kiedy przewidujesz wydanie materiału?
Serdecznie dziękuję, stypendium mnie bardzo ucieszyło. Książkę zaczęłam pisać w ubiegłym roku, na plaży w Budvie, w Czarnogórze. Za chwilę znowu wracam na Bałkany, aby pisać dalej. Umowa stypendialna zobowiązuje mnie do napisania tej książki w 2025, tak więc z pewnością powstanie.
Twoja książka będzie zbiorem opowiadań. Czy bohaterką całego cyklu będzie tajemnicza Jelena?
Moja książka to zbiór krótkich historyjek, opowiadań, dialogów, czasem zapisów snów. Są tam fragmenty dramatów, jedno - dwuzdaniowe zapisy przemyśleń Jeleny, ale nie tylko. W opowiadaniach oddaję głos nie tylko tylko ludziom, ale i zwierzętom, czasem nawet drzewom, jest też gadająca cykada. Pojawią się też postacie historyczne, związane z Bałkanami, literaturą polską.
Jelena namiesza, poruszy a może otuli, uspokoi i szepnie bajkę na dobranoc?
Ja Jelenę zobaczyłam na ulicy w Albanii. Był kwiecień 2024, byłam wtedy w Tiranie i spieszyłam się na jedyny tego dnia autobus do Czarnogóry. Było chwilę po świcie, miasto tonęło w dziwnej poświacie. To ten moment, kiedy jeszcze na niebie widać resztki nocy. Zobaczyłam kobietę, która wchodzi do zgruzowanego domu. Dom nie miał drzwi, wejście zasłonięte było dużym kocem. Wewnątrz tliło się punktowe, niebieskie światło. Kobieta była drobna, filigranowa, przypominała mi kogoś. Zaczęłam dużo o niej myśleć, zastanawiać się, kim może być i skąd się wzięła - co poruszyło we mnie wiele wspomnień. Poczułam, że w jakiś sposób ta kobieta jest mi bliska. Postanowiłam wokół niej zbudować opowieść. Jelena jest prawdziwa, ale też cała ze snu, myślę, że da nam wszystkim całą różnorodność emocji.
Fragmenty, które zamieszczasz w sieci mają niezwykle metaforyczny i plastyczny język. Symbolika śmierci, motywy przemijania i groteski. Czy proza poetycka to jest to co w Tobie siedzi najbardziej?
Tak, zdecydowanie. Piszę i czytam od kiedy pamiętam, ale bardzo długo czekałam, aby nauczyć się własnego języka. Jestem wrażliwa na piękno świata, na piękno człowieka. Skupiam się w życiu na drobnych przedmiotach, małych momentach. Lubię surrealizm, dadaizm, nieoczywiste sposoby na opowiadanie historii. Dużo rozmyślam o przestrzeniach liminalnych, o tym czym są granice i dlaczego je tworzymy. Piszę w języku prozy poetyckiej, ponieważ takim językiem myślę o świecie.
Piszesz, że ten świat można naprawić wyłącznie miłością i twórczością. Opowiadaniem go na nowo. Chcesz naprawiać świat czy wskazywać tylko odpowiedni kierunek?
Dziękuję za to pytanie. Chciałabym zwrócić nasze oczy na to, jak bardzo skomplikowanymi istotami jesteśmy. Jak łatwo nas zranić i dlaczego to takie ważne, aby w życiu kochać. Kochać ludzi, siebie, świat. Nie zamykać się w swojej samotności. I jak ważną rolę w naszym życiu pełni wyobraźnia.
Początkujący autorzy mają dużą szansę przyciągnąć nowego czytelnika? Rynek jest już mocno przesycony.
W Polsce cierpimy na nadmiar książek. Drukuje się ich zbyt wiele. Zajmuję się literaturą od wielu lat i jestem zmęczona pierwszoosobową narracją o tym, jakie to trudne życie miała autorka czy autor, jak dorastało się w latach 90 lub historiami o traumie pokoleniowej. Postanowiłam podzielić się książką, którą sama chciałabym przeczytać. To zwariowana, czasem śmieszna a czasem zatrważająca historia niby o kobiecie z Bałkanów, ale jednocześnie o tym, co drzemie w każdym z nas. Czy debiutant ma szansę? Jasne. Jak ma się dobrą książkę, to ma się szanse, tak uważam. Publikuję w sieci fragmenty przygód Jeleny, czasem lepsze, czasem gorsze – dzielę się procesem pisania. To już na początku przyciąga do niej uwagę. Myślę, że dla dobrej literatury zawsze jest szansa, czy ja taką proponuję – zobaczymy za parę miesięcy.
Żeby dobrze pisać, należy dużo czytać. Nie napisze się dobrej książki bez wielu innych w głowie?
Absolutnie. Nie ma takiej możliwości, aby pisać dobrze bez czytania różnorodnej literatury. Wraz z moimi przyjaciółmi z Wydawnictwa Marpress prowadzimy w Gdańsku zajęcia z pisania. Na Stolik Literacki Trzy Wigry przychodzą debiutanci jak i autorzy po debiucie. Zawsze każdemu z nich powtarzamy – aby pisać lepiej, należy czytać więcej. Książki to paliwo dla mózgu i wyobraźni. Ważne też, aby wybierać książki nieoczywiste, spróbować się z literaturą wysoką (Wit Szostak jest wspaniały), poczytać sobie książki, po które nie sięgamy na co dzień. To bardzo poszerza wyobraźnię.
Jakie książki polskich i zagranicznych autorów ostatnio przykuły Twoją uwagę?
Polską książką, która przyciągnęła moją uwagę ostatnio była „Magiczna rana” Doroty Masłowskiej. To wspaniała literatura, nikt tak jak Dorota w Polsce nie pisze. Zawsze polecam Barbarę Woźniak i jej „Niejedno” od Wydawnictwa Drzazgi (swoją drogą, to wydawnictwo z siedzibą w Borach Tucholskich), Pawła Sołtysa „Sierpień”, Prawdziwa historia Jeffreya Watersa i jego ojców od Jula Łyskawy. Z zagranicznych autorów, tonę teraz w literaturze czarnogóskiej, rumuńskiej, serbskiej i chorwackiej. Są tu Aglaja Veteranyi, Modrag Bulatovic, Danilo Kis. Książką, do której wracam zawsze są „Trąby Jerychońskie” Unici Zorn.
Współtworzysz Gdański Klub Książki – ludzie chętnie dzielą się swoimi przemyśleniami na temat przeczytanych książek?
GKK założyłam 3 lata temu. Na pierwsze spotkania przychodzily 4-6 osoby. Dziś jest nas często ponad 30 i nie możemy przestać dyskutować. Jasne, ludzie uwielbiają i mają potrzebę podzielenia się tym, co im się przydarzyło w samotności. Niektórzy przychodzą tylko posłuchać i to też jest wspaniałe. Czytanie to proces intymny, samotny, więc to, co urodzi się w naszej głowie po tym doświadczeniu, domaga się uzewnętrzenia. Wspaniale rozmawia się i słucha o książkach, to zawsze dobry temat do rozmowy, nawet z nieznajomym.
Bardziej Mainstream czy underground?
Płyń pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci – zawsze mi to szeleści w głowie. Chciałabym zachować swój underground i pokazać książkę mainstreamowi. Lubię mezalianse.
AI zabije sztukę? Każdy będzie mógł kiedyś coś “napisać”.
Nie sądzę. Pracuję dużo z AI, poza literaturą zajmuję się marketingiem. Ale rozmawiamy o sztuce. Uważam, że AI daje nam coś w rodzaju dodatkowego zmysłu. Nie zastąpi ona ludzkiej wyobraźni, jest czymś innym. W sztuce liczy się właśnie to, czego nie można ogarnąć rozumem, danymi, czasem nawet logiką. Dziś też każdy może coś napisać, wydać, publikować. Myślę, że podział na artystów i wyrobników dawno się zatarł, ważne, aby patrzeć na to, co proponuje nam gotowe dzieło. AI to nowy internet, baza wiedzy i ważne jest to, aby nauczyć się z niej korzystać.
Odkładałaś napisanie czegoś większego na bliżej nieokreślone potem. Czy rzeczywiście powodem, był brak wiary w to, że umiesz to zrobić czy też określenie swojego narzędzia w sposobie przełożenia swoich myśli na odpowiedni, unikalny język opowiadania?
Zawsze uważałam, że dobrze jest się odezwać dopiero wtedy, kiedy ma się coś ciekawego do powiedzenia. Przez wiele lat wiedziałam, że ani moje pisanie, ani moja wyobraźnia nie dojrzały do napisania takiej książki, z jakiej byłabym zadowolona. Szukałam swojego języka. Dopiero, kiedy go usłyszałam, zaczęłam pisać na serio. To fascynujący proces.
Gorzkie, nieciekawe doświadczenia, które każde z nas przechodzi budują to co chcemy przekazywać dalej. Czy Ciebie takie doświadczenia budowały czy też razczej ciągnęły za szelki do tyłu? Czy ma to duży wpływ w jaki sposób przelewasz myśli na papier?
Zbudowały mnie bardzo różne doświadczenia, jak każdego i każdą z nas. Były takie, które mnie zmieniły. Straciłam kogoś, kogo bardzo kochałam. Od kiedy pamiętam towarzyszą mi samotność i niesłychany głód na miłość. Ta mieszanka uwrażliwiła mnie na ludzi, na świat. Staram się zawsze patrzeć na jasną stronę świata. Jak napisała Dorota Masłowska, spróbuj dziś odkryć stronę świata jasną, skoro jest cień – musi być gdzieś światło. Ja szukam światła, zawsze. I tak, to zdecydowanie widać w tym, jak piszę, nie mogło być inaczej. Ale moja książka nie jest o mnie ani moim życiu.
Pochodzisz z Chojnic. Potem był kierunek Słupsk, następnie Trójmiasto. Czy zdarzało Ci się odczuwać, że małomiasteczkowe korzenie mogą w jakiś sposób Cię ograniczać?
Małomiasteczkowe korzenie są mocne jak drewno opalane na wolnym ogniu. Lubię moją małomiasteczkowość, lubię mówić „jo” i śmiać się do świata. Jestem rozgadana i otwarta, z pewnością nauczyłam się tego w Chojnicach. Tak, Gdańsk dał mi odczuć, że jestem z małego miasta, przez wiele lat drzwi do tworzenia kultury w tym mieście były dla mnie zamknięte. Przyjechałam tu 14 lat temu i nie wiedziałam za bardzo jak funkcjonuje duże miasto, popełniałam masę gaf. Ale jestem Chojniczanką, to mnie zbudowało, jestem z tego bardzo dumna. Małomiasteczkowość to siła, to budulec charakteru. Nie traktuję tego określenia pejoratywnie. A z natury jestem wędrowcem, zawsze lubiłam zmieniać miejsce zamieszkania, poznawać nowych ludzi, oddychać innym powietrzem. Przy okazji, Słupsk to fantastyczne miasto.
Zmieniając temat - uwielbiasz podróże na Bałkany. Co najbardziej Cię w nich fascynuje i co z tamtejszej kultury czy atmosfery najchętniej przeniosłabyś na Kaszuby?
Tak, często jestem na Bałkanach, staram się latać co 2-3 miesiące. Ja tam odżywam, myślę, że gdzieś szemrze we mnie bałkańska krew. Lubię skomplikowaną wrażliwość tamtych ludzi, ich otwarte na muzykę i słońce dusze. Trudno to wytłumaczyć, dlaczego tak jest – to miejsce po prostu we mnie gra. Kocham zielone góry Serbii, chłód bośniackich bruków, śniadanie jedzone na krawężniku albańskiej ulicy o 6 rano, kiedy na zewnątrz jest tak gorąco, że topi się asfalt. Lubię zapach ich bibliotek i żarty. Jakoś też stamtąd jestem. Nie przeniosłabym niczego z Bałkanów na Kaszuby, bo Kaszuby mają swoją unikatową magię, której nie wolno ruszać. Może keidyś napisze też coś o Kaszubach, któe tak bardzo kocham, kto wie.
Dziękuję za rozmowę i czekam z resztą chojnickich czytelników na możliwość wniknięcia, w mam nadzieję, niesamowity świat Jeleny.
Bardzo serdecznie dziękuję, również tym, którzy przeczytali dziś naszą rozmowę, zapraszam na mój profil na Facebooku, wystarczy wpisać moje imię i nazwisko. Co jakiś czas pojawia się tam Jelena. Trzymajcie kciuki, mam nadzieję, że Chojniczanie spojrzą na zwariowaną Jelenę przychylnym okiem.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (2)
- Komentarze Facebook ()
2 komentarze
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!