Edukacja zdrowotna - prawo rodziców czy pułapka systemu?
Już we wrześniu w szkołach podstawowych pojawi się nowy przedmiot – „edukacja zdrowotna”. Zastąpi dotychczasowe „wychowanie do życia w rodzinie”. Ministerstwo Edukacji zapewnia, że przedmiot nie jest obowiązkowy. Jednak sposób jego wprowadzenia budzi ogromne kontrowersje – rodzice są zapisywani na zajęcia z automatu, a brak reakcji oznacza zgodę.
Domyślna zgoda zamiast świadomego wyboru
Reklama | Czytaj dalej »
To właśnie mechanizm „domyślnej zgody” jest dziś jednym z najpoważniejszych zarzutów wobec minister Barbary Nowackiej i jej reformy. W praktyce oznacza to, że jeśli rodzic nie złoży pisemnej rezygnacji, dziecko musi uczęszczać na lekcje do końca roku szkolnego.
W przestrzeni publicznej coraz częściej podnoszone są też zarzuty dotyczące treści programowych – szczególnie obszaru „zdrowie seksualne”, w którym akceptowalne ma być współżycie nastolatków, o ile jest „świadome i dobrowolne” oraz zabezpieczone antykoncepcją. Krytycy mówią wprost o ideologizacji i deprawacji.
Interwencja Radnego
Na fali tych wątpliwości, radny Rady Miejskiej w Chojnicach, Kamil Kaczmarek, skierował 1. sierpnia oficjalne zapytanie do burmistrza Arseniusza Finstera, za pośrednictwem przewodniczącego Rady.
„Zwracam się z uprzejmą prośbą o przekazanie szczegółowych informacji na temat procedury rezygnacji z uczestnictwa dziecka w tych zajęciach. (…) W szczególności proszę o odpowiedź na pytanie: w jakiej formie rodzic może wyrazić sprzeciw? Czy obowiązuje jednolity termin, np. do 25 września 2025 r.? Czy brak złożenia deklaracji jest równoznaczny z domyślną zgodą? Czy szkoły przygotują jednolite formularze i czy planowane są spotkania informacyjne dla rodziców?” – pytał radny.
Odpowiedź Wydziału Edukacji
Na pismo odpowiedział Wydział Edukacji Urzędu Miejskiego. I choć rodzice oczekiwali jasnych wytycznych, odpowiedź pokazuje, że wiele pozostaje w ich rękach.
– „Rezygnacja musi być złożona na piśmie. Nie jest określony wzór dokumentu. Oświadczenie kieruje się wyłącznie do dyrektora szkoły. Rezygnacja nie ma określonego terminu. Brak złożenia deklaracji jest równoznaczny z domyślną zgodą na udział dziecka w zajęciach” – czytamy w dokumencie podpisanym 13 sierpnia 2025 r.
Dodano także, że do 25 września szkoły powinny zorganizować spotkania z rodzicami i przedstawić program nauczania.
Co to oznacza dla rodziców?
W praktyce:
-
nie ma oficjalnych formularzy,
-
rezygnację trzeba napisać samodzielnie i złożyć u dyrektora,
-
brak reakcji = zgoda,
-
terminy są nieostre, a jedynym punktem odniesienia jest 25 września, kiedy mają odbyć się zebrania.
Czyli odpowiedzialność i decyzja spada w całości na rodziców.
Spór o fundamenty wychowania
Dla jednych „edukacja zdrowotna” to troska o psychikę i bezpieczeństwo młodych ludzi. Dla innych – furtka do permisywnej edukacji seksualnej, w której rozmywa się znaczenie małżeństwa i rodziny.
– „Jeśli jeden składnik dania jest zatruty, całe danie staje się trujące. Podobnie jest z edukacją zdrowotną – nie można pozwolić, by młodzieży przekazywano treści radykalnie odmienne od wartości, w jakich rodzice chcą wychowywać dzieci” – podkreślają organizacje rodzicielskie, takie jak Fundacja Grupa Proelio.
Decyzja należy do rodziców
Finał jest jasny: rodzice mają wybór, ale tylko wtedy, gdy będą czujni i świadomi. Jeśli zaufają zapewnieniom ministerstwa i nie podejmą żadnych działań, ich dzieci z automatu znajdą się w nowym systemie.
Do 25 września trzeba więc pójść na zebranie, poznać program, a następnie podjąć decyzję: zostawiamy dziecko na edukacji zdrowotnej czy składamy pisemny sprzeciw.
Wskazówka praktyczna: nie trzeba czekać na formularze – wystarczy własnoręcznie napisane oświadczenie, podpisane i złożone u dyrektora szkoły.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (7)
- Komentarze Facebook (...)


USD
DKK
EUR
TRY
CHF
NOK
GBP
SEK



Związki i pracodawcy domagają się...
Hołownia: 6 sierpnia odbiorę od...
Nowy sondaż prezydencki
7 komentarzy
Zgadzam się całkowicie, że za osobiste zachcianki, by posłać swoje dziecko na 'naukę' religii, rodzice powinni osobiście płacić ze swoich własnych funduszy.
To osobisty wybór rodzica czy chce lub nie posłać swoje dziecko na 'naukę' religii. W konsekwencji, za prywatną zachciankę to rodzic powinien płacić, a nie podatnicy.
Świeckie państwo i obywatele świeckiego państwa nie mają żadnego obowiązku, aby opłacać czyjąś decyzje o chęci indoktrynacji swojego dziecka religijna mitologia!
Jeżeli rodzice chcą wybierać, na jakie przedmioty nauczania chcą posłać swoje dzieci, to powinni za nie płacić — za wynagrodzenie nauczyciela i za utrzymanie sali w szkole.
Tak więc jeżeli rodzice chcą posyłać swoje dzieci na lekcje religii to nie za to płacą ze swojej kieszeni, a nie z funduszy wszystkich podatników! Podatnicy nie powinni płacić za prywatne zachcianki rodziców!
Będzie śmiesznie, gdy rodzice nie wydadzą zgody na to, by ich dzieci uczyły się przedmiotów ścisłych i języków! Będzie jeszcze bardziej śmiesznie, gdy za parę lat okaże się, ze znajomość tych przedmiotów będzie potrzebna do ukończenia elementarnej i średniej edukacji i do zdania matury!
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!