Moje miasto
Spaceruję sobie po Chojnicach. Przy ulicy Gdańskiej pewien sklep obuwniczy chętnie zatrudni panienkę, która wykaże się "kreatywnością". Po cholerę sprzedawcy obuwia kreatywność, myślę sobie, nie mam pojęcia. Gdyby chodziło o księgową, można by to jakoś zrozumieć, istnieje przecież coś takiego jak "kreatywna księgowa".
Na miejscowym cmentarzu dowiaduję się z pewnego nagrobka, że w tym oto miejscu pochowano magistra. Mój Boże, jakby tytuł naukowy stanowił przepustkę do nieba.
W okolicach Wysokiej natykam się na "Galerię Paznokcia". Czyżby pan Jutrzenka-Trzebiatowski miał konkurencję? Dlaczego nie, sztuka nowoczesna nie zna granic i może wszystko.
Reklama | Czytaj dalej »
O ulicy Piłsudskiego może lepiej nie pisać; powyżej wprawdzie komisariat policji, ale wiadomo: najciemniej pod latarnią. Gdyby tylko tutejsze chodniki umiały mówić, opowiedziałyby pewnie niejedną mrożącą krew w żyłach historię. Mogłyby się rozpoczynać od słów: "pod bramą spotkałem kumpli, wypilim po winie. Poszłem po jeszcze do nocnego i wylądowalim na plantach".
Siadam na jednej z rynkowych ławeczek. Spoglądam na fontannę, jedna z trzech nimf ostentacyjnie podpiera ręką głowę, jakby pytając w zadumie - "a kto zapłaci za wodę?". Patrzę wyżej, na siedzibę rajców miejskich i mam jakieś dziwne wrażenie, że głowa tura z czerwonym kwiatkiem między rogami obserwuje mnie nieufnie. Spode łba.
Na placu Jagiellońskim chyba orzeł śledzi mieszkańców jakoś tak patriotycznie, godnie, z rozpostartymi skrzydłami. Nie wiem czy wymyślono już nazwę dla tego pomnika, ale w kontekście ostatniej wizyty premiera proponuję nazwę "Orlik". Posunięcie jak najbardziej poprawne politycznie i nie szkodzące sondażom.
Z innego pomnika u zbiegu Strzeleckiej i Bytowskiej gość w zabawnym, upierzonym kapeluszu celuje z karabinu do - o wiejąca zgrozą statystyko wypadkowa! - nadjeżdżających samochodów. Kto tam stoi uzbrojony na wysokości - nie mam zielonego pojęcia; może to jakiś miejscowy VIP w czasie polowania? Tylko ta czapeczka z piórkiem jakby niemiejscowej mody, więc pewnie chodzi o import z Bawarii.
Lecz lubię to miasto - momentami śmieszne do łez, momentami poważne śmiertelnie, czasami obce, a czasem bliskie. I kiedy przyglądam się wieczorem Bramie Człuchowskiej, zabytkowym murom, kamieniczkom i kościołom wiem, że tutaj jest moje miejsce. I że życie mieszkańców tego miejsca też w pewien sposób wpisuje się w te wiekowe kamienie, wykusze i witraże tak jak życie poprzednich pokoleń chojniczan - dopisując kolejne karty wspaniałej historii miasta.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (31)
- Komentarze Facebook (...)
31 komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!