Radni wydłużyli termin kontroli na basenie
O miesiąc dłużej radni będą kontrolować burmistrza w zakresie sprawowanego przez niego nadzoru właścicielskiego nad basenem. Kolejna kontrola rajców tym razem dotyczyć będzie skażenia bakteriologicznego ropą błękitną, braku wdrożenia odpowiednich procedur oraz informacji dla klientów.
Rada miejska zdecydowała o potrzebie kontroli przed świętami Bożego Narodzenia. Od tego czasu komisja rewizyjna odbyła tylko jedno posiedzenie w dniu 16 stycznia. Zajmowała się jednak innymi zagadnieniami, co mieli okazję wysłuchać obecni na obradach dziennikarze. Kiedy przyszło do tematu basenu, za obecność podziękował im szef gremium Edward Gabryś. - Ja planuję po zakończeniu posiedzenia komisji, po 10-minutowej przerwie, rozpocząć ten temat. Tu już państwu podziękuję - zwrócił się do mediów. Zapoznacie się z później protokołem kontroli.
Reklama | Czytaj dalej »
- Po zakończeniu posiedzenia komisji...
Nawet sam kontrolowany, czyli burmistrz, liczył na szybsze działania komisji. Jeszcze w ogóle przed pierwszym spotkaniem radnych ws. basenowej kontroli, obwieścił, że jej rezultaty przedstawi 20 stycznia podczas konferencji prasowej.
- Na przyszłej konferencji prasowej na pewno będziemy rozmawiali już o wynikach kontroli...
Tematu, którym zajmuje się słupska prokuratura i wojewódzki sanepid, który przejął nadzór nad chojnicką pływalnią od powiatowej jednostki, nie da się jednak załatwić jednym spotkaniem grupy kilku rajców. Dlatego mimo zapowiedzi Arseniusza Finstera o rychłym sprawozdaniu wyników, komisja "śledcza" zwróciła się o wydłużenie do końca lutego terminu kontroli działań burmistrza Chojnic w ramach sprawowanego przez niego nadzoru właścicielskiego nad spółką Centrum Park w przedmiocie możliwego naruszenia zasad bezpieczeństwa sanitarno-epidemiologicznego. Na co jednogłośną zgodę wyraziła cała rada miejska.
- Komisja rewizyjna wnioskuje...
Jak udało się nam dowiedzieć, na 4 lutego planowane jest spotkanie radnych z komisji rewizyjnej z członkami rady nadzorczej spółki Centrum Park.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (34)
- Komentarze Facebook (...)
34 komentarzy
U doktora moskiewskiego Finstera rozwinęła się trwała choroba psychiczna Mitomania, nazywana również pseudologią bądź zespołem Delbrücka, to choroba psychiczna, objawiająca się patologicznymi skłonnościami do mówienia nieprawdy kłamstwa?
A ,Ja Działacz Ruchu Ludowego widzę podając do wiadomości, że doktor Finster nie zdaje sobie sprawę ,że często nie pamięta swoich kłamstw, ale przyłapany na tym przez mieszkańca to ,jest wtedy wielce oburzony.
Jako mitoman kłamie by kłamać podobnie jak alkoholik pije alkohol albo palacz palący tytoń pali dla sportu????????????????
Bo ja burmistrza już dawno na tym odzwierciedliłem i złapałem w pułapkę szczura jako czysty agent.
A ,że burmistrz jest kłamcą to ja nie jestem jedynym już wyrazicielem jego choroby .
Bo w Nr . Czasu Chojnic 1.12.2016 prasa opublikowała moje wcześniejsze odzwierciedlenia podkreślam ponownie jak ja złapałem burmistrza w pułapkę szczura jako czysty agent
Finster twierdzi ,że na pływalni bezpiecznie lecz Jacek Studziński jest kolejną osobą która ma takie same zdanie co Ja ,że,, BURMISTRZ KŁAMIE"
W przerwie z kolei doszło do pyskówki na korytarzu ciemny, mroczny ,pochmurny Arseniusz Finster dał się, w polemikę z Radosławem Sawickim, Kamilem Kaczmarkiem, Marzeną Osowicką , Mariuszem Brunką .
Bez wsi nie ma wolności – Dość już niewoli i poniżenia, dość nędzy i upokorzenia, dość kategorii społeczeństwa i dość na społeczeństwie biurokratycznej zemsty i prześladowania. Czarne owce w Platformie Obywatelskiej.
Platforma Obywatelska - Platforma Oszustów?!
W każdej społeczności znajdują się czasem tzw. "CZARNE OWCE", ale ostatnio ujawniane afery pokazują, że w Platformie Obywatelskiej znajdują się tylko czasem i to bardzo rzadko "BIAŁE OWCE". Czy liberałowie to wyłącznie aferzyści, a ich partie tj. Platforma Obywatelska to ich polityczna reprezentacja?
I obecna władza Czarne owce w Platformie Obywatelskiej Platforma Obywatelska - Platforma Oszustów?!
I tym samym za liczne błędy obecna władza miasta Chojnice , z powodu braku rozwoju
Zakładów pracy i sprzedaży majątku powinna ponieść konsekwencje utraty stanowisk. – apeluje do mieszkańców z miasta Chojnice jak i całej ojczyzny w 2017-2018 roku Marcin Dobaj. – Czas ostatni na zmiany, na zmiany wielkie, głębokie i trwałe.
Jeśli ktoś szuka czynnika społeczno-twórczego by wspierać(być po czyjejś stronie, być za kimś, dawać komuś oparcie, dawać komuś wsparcie, dopomagać, nieść komuś pomoc, okazywać komuś pomoc, orędować, patronować, polecać, pomagać, popierać, protegować, przychodzić komuś z pomocą, sekundować, służyć komuś ramieniem, sprzyjać, stać murem za czymś, stać murem za kimś, stać po czyjejś stronie, stać przy czyimś boku, stać przy czymś, stać przy kimś, stać u czyjegoś boku, stać za kimś, torować drogę, udzielać komuś pomocy, udzielać komuś poparcia, ułatwiać, wspomagać, wstawiać się za kimś, wyrażać aprobatę, dać komuś oparcie, dać komuś wsparcie, dofinansować).
Niech się kieruje tego typu wyżej polityką .
Jeśli ktoś szuka ładu( harmonijnego układu czegoś; porządku ) niech idzie do świątyni.(...) Filozofia jest żyjącą inteligencją, żywym myśleniem, któremu przyświecać powinna dobra wola i intelektualna uczciwość. To właśnie jest mądrość, której szukamy by pomagać innym a zarazem sobie.
Od 1990 do końca ubiegłego roku, jak informuje w oficjalnym raporcie Ministerstwo Skarbu Państwa, przekształceniami własnościowymi objęto 5 tys. 992 państwowe przedsiębiorstwa. Gdy prywatyzacja startowała, państwo było właścicielem około 8,5 tys. zakładów.
Pierwszym akordem skoku na majątek wypracowany przez kilka pokoleń Polaków było uwłaszczenie się komunistycznej nomenklatury. Skala tego złodziejstwa była ogromna – w latach 1988-1989 powstało około 12 tys. spółek, które na bazie państwowego majątku zakładali dyrektorzy zakładów przy współudziale członków rodzin, urzędników i działaczy partyjnych. To ze spółek nomenklaturowych wyrosły fortuny ludzi, spośród których wielu jest dziś obecnych na listach najbogatszych. Inną formą wysysania aktywów z państwowych firm były przedsięwzięcia typu joint venture, w które zaangażowały się firmy zagraniczne lub polonijne – zakładane często przez komunistyczne służby specjalne.
Balcerowicz wzywa do wyprzedaży
Wyprzedaż za bezcen majątku narodowego była bardzo istotnym elementem programu Leszka Balcerowicza. Wicepremier – minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, a potem Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jerzego Buzka – ochoczo wdrażał w Polsce pomysły amerykańskiego spekulanta George´a Sorosa i ekonomisty Jeffreya Sachsa oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego: połączenia finansowej terapii szokowej z wyprzedażą firm państwowych. Balcerowicz naciskał na szybką prywatyzację, osoby krytykujące wyprzedaż majątku, pokazujące oszustwa, patologie przy prywatyzacji nazywał demagogami, populistami, szkodnikami itp.
Pierwszy minister przekształceń własnościowych Waldemar Kuczyński (Unia Wolności) co prawda szybko odszedł, bo wraz z premierem Tadeuszem Mazowieckim (grudzień 1990), ale przygotował przedpole dla swojego następcy Janusza Lewandowskiego (KLD, potem UW, teraz PO) – ministra w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Hanny Suchockiej (1992-1993). To Lewandowski stał się “znakiem firmowym” prywatyzacji, zarzucano mu potem wielokrotnie łamanie prawa przy przekształceniach własnościowych, zaniżanie wartości sprzedawanych zakładów. Do sądu trafiła sprawa prywatyzacji dwóch krakowskich spółek: Techmy i KrakChemii, ale po wielu latach i kilku procesach obecnego eurodeputowanego PO uniewinniono. Premier Jan K. Bielecki i inni politycy KLD nie kryli swojej dewizy, że “pierwszy milion trzeba ukraść”, uważali, iż to po prostu koszt transformacji. Nic więc dziwnego, że byli przez Polaków nazywani nie liberałami, a aferałami. A hasło KLD z kampanii wyborczej w 1993 r. “Milion nowych miejsc pracy” przerobiono na “Milion nowych afer”.
Oddam zakład za półdarmo
W lipcu 1990 r. parlament przyjął ustawę o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, otwierając drogę także sprzedaży majątku narodowego w obce ręce. Inwestorzy domagali się, aby przy procesie prywatyzacji pracowały firmy doradcze, ale takich w pierwszych latach transformacji w Polsce nie było – więc wynajmowano zagraniczne, które kazały sobie słono płacić za usługi. Ekonomista dr Ryszard Ślązak wyliczył, że np. w 1994 r. wynagrodzenie dla doradców sięgnęło prawie 7 proc. wpływów z prywatyzacji. Zdarzało się też nieraz, że więcej zapłacono doradcy, niż uzyskano ze sprzedaży. Skrajnym przykładem są Zakłady Papiernicze w Kostrzynie nad Odrą, które sprzedano za 80 zł (!), a za doradztwo ministerstwo dostało fakturę na ponad 80 tys. dolarów.
Ten przykład pokazuje inną poważną patologię: powszechną praktyką było zaniżanie wartości sprzedawanego przedsiębiorstwa. Obowiązywała propaganda, że “firma jest warta tyle, ile inwestor jest gotów za nią zapłacić”. Urzędnicy celowo np. zaniżali wartość gruntów lub całkowicie pomijali je przy wycenie. Dlatego bardzo nowoczesne zakłady celulozowe w Kwidzynie, produkujące np. ponad połowę papieru gazetowego w Polsce, sprzedano za 120 mln dolarów – to niewiele, bo gdyby amerykański inwestor chciał zbudować taki zakład w szczerym polu, musiałby wydać zapewne dużo więcej niż 500 mln dolarów.
Z kolei Elektrownia Połaniec, o mocy 1800 MW, została sprzedana przez ministra Emila Wąsacza z AWS Belgom z Electrabela w dwóch transzach (2000-2003) za blisko 250 mln dolarów. Tymczasem na Zachodzie przyjmowano, że nabywca powinien zapłacić przynajmniej 1 mln dolarów za 1 MW mocy, czyli w przypadku Połańca powinno to być 1,8 mld dolarów (!).
W latach 90. Niemcy, Francuzi, Irlandczycy, Belgowie wykupili za kilkaset milionów złotych nasze cementownie, co stanowiło ułamek ich wartości. Skutek był taki, że zamknięta została Cementownia w Wierzbicy, bo jej modernizacja dla Lafarge była nieopłacalna, a my mieliśmy najdroższy cement w Europie.
A jak było z Polskimi Hutami Stali? Pojedynczo nasze huty nie stanowiły wielkiej siły, więc słusznie przeprowadzono ich konsolidację (Huta Katowice, Sendzimira, Cedler i Florian). Szybko jednak PHS zostały sprzedane przez ministra Wiesława Kaczmarka (SLD) hinduskiemu koncernowi Mittal, który zapłacił za niego zaledwie 6 mln zł (!), przejmując 70 proc. rynku, choć do tego doszło, jak mówił rząd, 3 mld zł długów (prawdopodobnie inwestor wynegocjował i tak redukcję długu z wierzycielami). W kolejnych latach Mittal dostał jednak aż 2,5 mld zł pomocy publicznej, więc w praktyce państwo polskie jeszcze zapłaciło inwestorowi za to, że przejął kontrolę nad hutami.
Wiesław Kaczmarek w 2002 r. sprzedał za 1,5 mld zł STOEN niemieckiemu RWE, co przez większość ekspertów zgodnie zostało uznane za cenę kilkakrotnie zaniżoną. Niewiele brakowało, a za marne pieniądze kontrolę nad polskim rynkiem cukru przejęliby za rządów Buzka Niemcy i Francuzi. Tylko determinacji części posłów AWS, w tym Elżbiety Barys, Gabriela Janowskiego, Adama Bieli, Mariana Dembińskiego, Tomasza Wójcika, Zdzisława Pupy, zawdzięczamy powstanie Polskiego Cukru, który zdążył jeszcze zachować około 40 proc. rynku. Co dla inwestorów było najważniejsze, to fakt, że przejmowali chłonny polski rynek i pozbywali się potencjalnych konkurentów. Niejednokrotnie chodziło też o kupienie polskiej firmy, aby ją zwyczajnie zniszczyć i zamknąć. Już w 1998 r. prof. Andrzej Karpiński z PAN alarmował, że Polska straciła przemysł elektrotechniczny, bo nasze firmy zostały przez nowych właścicieli zlikwidowane.
Nie mamy banków
Innym przykładem wyprzedaży za półdarmo państwowego majątku jest prywatyzacja sektora bankowego, która rozpoczęła się już w 1991 roku. Zagranicznych właścicieli znalazły prawie wszystkie banki komercyjne, częściowo sprywatyzowany jest też PKO BP. To wszystko spowodowało, że zagraniczny sektor bankowy opanował około 80 proc. rynku. Dla przykładu w Niemczech, Francji czy Włoszech udział zagranicznych banków w rynku jest symboliczny, wynosi co najwyżej około 10 procent. W dodatku zrobili to bardzo tanio, bo trudno za dobry interes uznać 6,5 mld zł, jakie Włosi z UniCredit zapłacili za Pekao SA, albo nieco ponad 2 mld zł, które za BZ WBK zapłacili Irlandczycy z AIB – wartość tych banków była kilka razy wyższa.
Z kolei za 30 proc. akcji PZU Eureko i BiG Bank Gdański zapłaciły ponad 3 mld zł, choć grupa była warta wtedy co najmniej 30-50 mld złotych. Minister Emil Wąsacz wybrał wówczas inwestora bez zgody rządu i w atmosferze skandalu został zdymisjonowany. Kulisy tej prywatyzacji odsłoniła sejmowa komisja śledcza, a Wąsacza postawiono przed Trybunałem Stanu (także za sprzedaż Domów Towarowych Centrum po zaniżonej cenie).
Friedman ostrzegał
Skandalicznie prowadzona prywatyzacja przyniosła Polakom upadek całych gałęzi przemysłu, gigantyczne bezrobocie, spadek poziomu życia. W roku 1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5 proc., a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2 proc. (2,1 mln), a w 1994 – 16,4 proc. (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji mieliśmy także do czynienia z drastycznym spadkiem PKB – w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku.
Przed skutkami takiej polityki prywatyzacyjnej przestrzegał Polaków jeszcze w 1990 r. prof. Milton Friedman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla. Apelował, abyśmy nie popełniali błędu w postaci sprzedaży polskich firm cudzoziemcom, bo sprzedamy je “niemal za nic” i nic na tym nie zyskamy. – Pamiętajcie jedno: cudzoziemcy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, ale po to, by pomóc sobie – mówił Friedman w wywiadzie dla “Res Publiki”.
Stoczniowy biznes Tuska i Grada
Ogromnym skandalem okazała się w ostatnich latach prywatyzacja przemysłu stoczniowego. Rząd Donalda Tuska nie chciał obronić stoczni przed decyzjami Komisji Europejskiej o zwrocie pomocy publicznej, co skazywało je na upadek. W tym samym czasie Niemcy hojnie dotowali swoje stocznie (ponad 300 mln euro) i ani myśleli przejmować się groźbami Brukseli. Tymczasem u nas zgodzono się na bankructwo stoczni, a minister Aleksander Grad gorączkowo szukał dla nich inwestora i “znalazł go” tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Stocznie miał kupić tajemniczy inwestor z Kataru, którego jednak nikt nigdy nie zobaczył.
Taki obrót sprawy był na rękę rządzącym. Stocznie, zwłaszcza ta w Gdańsku, były symbolem zwycięstwa “Solidarności”, jedności narodowej i oporu społecznego, także w III RP. Doprowadzając do zniszczenia wielkie zakłady stoczniowe zatrudniające tysiące ludzi, władze likwidowały także potencjalne ogniska sprzeciwu wobec polityki rządu.
Oszukani Polacy
Polska prywatyzacja jest pełna afer. I słusznie większości Polaków kojarzy się ze złodziejstwem. Dopiero po latach dowiadujemy się o roli różnego typu lobbystów w rodzaju Marka D., Gromosława C. czy ludzi z holdingu Jana Kulczyka zaangażowanych przy prywatyzacji TP SA.
Za sztandarowy przykład aferalnej prywatyzacji trzeba uznać Program Powszechnej Prywatyzacji z połowy lat 90., który miał z milionów Polaków uczynić właścicieli. Jego pomysłodawcą był minister Janusz Lewandowski, a realizacją zajął się Wiesław Kaczmarek. Program zakończył się klapą, Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI) zarządzające ponad 500 firmami po kolei bankrutowały, wyprzedając za grosze wiele przedsiębiorstw. Polacy nie zyskali nic, ci, którzy w odpowiednim czasie sprzedali swoje świadectwo udziałowe (trzeba było za nie zapłacić 20 zł), mogli dostać za nie najwyżej 100 zł, a NFI nazwano najdroższą porażką III RP. Pieniądze zarobiła na tym grupa biznesmenów i polityków, często uciekających się do korupcji i innych przestępczych działań.
Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego po 1989 r. poraża skalą celowego niszczenia dobra, które mogło służyć ludziom. Zakłady zaorano, pracownicy poszli na bruk. Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności.
Wniosek
Wnoszę o wszczęcie postępowania w sprawie wygaszenia mandatu radnego
Rady Miejskiej Chojnic- Mirosława Janowskiego.
Uzasadnienie:
Radny Mirosław Janowski prowadzi działalność gospodarczą z
wykorzystaniem mienia komunalnego, co stoi w jawnej sprzeczności z Ustawą
o ograniczeczu działalności gospodarczej przez osoby publiczne.
Jako radny, prowadzi działalność gospodarczą na rzecz Zakładu
Gospodarki Mieszkaniowej, która zarządza mieniem stanowiącym własność
gminy miejskiej Chojnice.
Prezesem ZGM-u jest szwagier radnego Janowskiego, Zbigniew Odya. W takim
łamaniu prawa nie widzi nic , a nic
złego Dyrektor Generalny Urzędu Miasta Chojnic, Robert Wajlonis.
Żona Wajlonisa prowadzi działalność w domu,którego właścicielem jest
Janowski, a Wajlonis pracuje w kancelarii
adwokackiej,która ma biuro w tym samym domu.
Wobec powyższego wnoszę jak we wstępie.
Wszcząć Postępowania
Do pomocy a zarazem drogi i jako nauczyciel kieruje was na prawidłową drogie od kłamstwa do prawdy.
Finster do wyborów szedłeś z hasłem: GOSPODARZ NIE POLITYK. Gówniane hasło bo to jedno wielkie KŁAMSTWO i ściema. GOSPODARZ to ty jesteś dla siebie i swoich kolesi. Sobie i im nabijasz kabzy.
To prawda nie fałsz jako działacz ruchu ludowego to potwierdzam i popieram.
Przykładem zaufania w moim kierunku stał się mało wiarygodny niezrównoważony emocjonalne Doktor Finster i jego szajka w mieście Chojnice.
Burmistrz Arek rozkazał swoim mechanicznym radnym przedłużyć kontrole w zakresie sprawowanego przez niego nadzoru właścicielskiego nad basenem. Skandaliczny nadzór burmistrza nad Centrum Parkiem i bezkrytyczne utrzymywanie na siłę partacza Mariusza Paluszka na stanowisku prezesa wzbudził potępienie i żądanie usunięcia partacza i jego popleczników z przynoszącej milionowe straty spółki miejskiej. Chroniący za wszelką cenę Mariusza Paluszka burmistrz Arek wie dobrze, że zwykle powiedzenie "nie bo nie" jako uzasadnienie decyzji by dalej utrzymywać partacza na stanowisku prezesa już nie wystarczy. Burmistrz chce użyć marionetkową rade nadzorczą złożoną ze samych "doktorów" by na nich skupić winę i gniew mieszkańców za nieporadność w prowadzeniu parku wodnego przynoszącego coroczne milionowe straty pod rządami partaczy.
Tym razem Arek planuje obarczyć za partactwa prezesa Mariusza "doktorów" z rady nadzorczej, którą Arek osobiście sam wybrał by służyli mu jako listek figowy do ukrycia jego nieudolności i partactwa w ręcznym sterowaniu prezesem i funkcjonowaniem parku wodnego. W Chojnicach jest to tajemnicą poliszynela, że partacz Mariusz Paluszek wszystkie swoje "nieprzeciętne i nowatorskie" decyzje administracyjne wprowadzane w parku wodnym zawsze uzgadniał z burmistrzem Arkiem. Praktycznie za każdą decyzją i działaniem Mariusza Paluszka stoi burmistrz Arek i jego geniusz menadżerski. Tym razem za efekty działalności burmistrza jako kozły ofiarne będą odpowiadać "doktorzy" z rady nadzorczej parku wodnego. Spektakl publicznego obarczenia winą za partactwa w parku wodnym będzie odbywał się w czasie najbliższego zebrania rady nadzorczej w lutym 2017.
- to zależy, od tego kiedy będą wybory.
- jak to kiedy? Przecież w 2018 roku!
- nie, wybory będą w listopadzie 2017 roku, zaraz jak będzie nowelizacja ustaw: o samorządzie gminnym, ordynacji wyborczej oraz o uznawalności stopni i tytułów
- Oj, oj, to się porobiło...
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!