Czy burmistrz kłamał przed sądem?
To ustala Prokuratura Rejonowa w Słupsku. Postępownie w sprawie złożenia fałszywych zeznań pod przysięgą przez Arseniusza Finstera wszczęto po zawiadomieniu tenora Marka Torzewskiego.
Już drugi rok w Sądzie Okręgowym w Słupsku toczy się sprawa, jaką Promocji Regionu Chojnickiego za niedopełenienie obowiązków organizatora imprezy masowej, tj. Dni Chojnic, wytoczył Marek Torzewski. Chodzi o zamieszczenie nagrania video z koncertu w internecie przez jeden z chojnickich portali. W związku z nieprzesłuchaniem jednego ze świadków i nieodwołaniem go, proces został otwarty na nowo. Na kanwie właśnie tej sprawy do Prokuratury Rejonowej w Słupsku trafiło zawiadominie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez burmistrza Chojnic.
Reklama | Czytaj dalej »
- Prokuratura Rejonowa w Słupsku nadzoruje postępowanie w sprawie złożenia fałszywych zeznań przed Sądem Okręgowym w Słupsku wytoczonych z art. 233 par. 1 Kodeksu Karnego. Postępowanie toczy się w sprawie. Zostało wszczęte w związku ze złożonym zawiadomieniem przez pana Marka Torzewskiego - informuje Justyna Dylewska, zastępca prokuratora rejonowego w Słupsku. Jak zaznacza pani prokurator, postępowanie zostało wszczęte w maju i jest na początkowym etapie. - Zwrócono się o akta sądowe. Jest to standardowe postępowanie w takich sprawach. Dopiero po zgromadzeniu całego materiału i zapoznaniu się z nim prokurator będzie decydował o dalszych czynnościach, ewentualnych przesłuchaniach - dodaje Dylewska.
Po zgłoszeniu tenora zmienił się prokurator prowadzący śledztwo. Marek Torzewski wskazywał na konflikt interesów z racji prowadzenia sprawy w prokuraturze i sądzie przez siostry. - 9 maja pan zawiadamiający poinformował nas drogą mailową, o takim fakcie, że może istnieć pokrewieństwo między panią prokurator, która miała postępowanie przydzielone do prowadzenia a sędzią, która postępowanie prowadziła przed Sądem Okręgowym w Słupsku. 10 maja pani prokurator, która prowadziła to postępowanie potwierdziła, ustaliła to, że taka okoliczność ma miejsce i wydane zostało zarządzenie o zmianie prokuratora nadzorującego - informuje prokurator Dylewska.
O postępowanie toczące się w sprawie burmistrza na ostatniej sesji dopytywała Marzenna Osowicka, radna opozycyjnego PChS-u. - Ja nie mam wiedzy, że prokuratura prowadzi takie postępowanie, bo prokuratura jak prowadzi sprawę takich zawiadomień nie wysyła - odpowiedział burmistrz. Zdaniem Arseniusza Finstera kwestia zgody na zamieszczenie nagrań w sieci została dana ustnie na spotkaniu w jednym z okolicznych hoteli. - Nie wiem dlaczego Marek Torzewski nie mówi prawdy i jego szlachetna małżonka, która również brała udział w tym spotkaniu - powiedział burmistrz, który jest gotowy nawet podpiąć się do wariografu.
ja-nie-ma-wiedzy-czy-prokuratura-prowadzi-postepowanie.mp3
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (39)
- Komentarze Facebook (...)
39 komentarzy
Poprzednia małżonka burmistrza chętnie potwierdzi, że Arek jest uczciwy i zawsze mówi prawdę!
Dlaczego jeszcze nie pracujesz, nie ma pracy dla takiego chłopskiego filozofa?
I nich maestrunio - burmistrz sam pieknie spiewa zamiast tenora ale bez falszywych nutek .
Ale bedzie koncercik .
Super misja !!!!!!!!
Trwająca pół wieku „Zimna Wojna“ została rozstrzygnięta nie na polach bitew, lecz na giełdach i w gabinetach księgowych. Rywalizacja gospodarcza między krajami demokratycznymi, a komunistyczną dyktaturą, początkowo traktowana była jako przygotowanie do starcia militarnego. Okazało się jednak, że konsekwencje rywalizacji gospodarczej zadecydowały o wyniku całego starcia. Komunizm rosyjski upadł, a wojna ekonomiczna ma wszelkie szanse stać się podstawowym orężem zmagań imperiów „postkapitalistycznych“ w XXI wieku.
Po oręż ekonomiczny sięgają zarówno korzystające z siły militarnej Stany Zjednoczone, jak i pokojowa z przymusu Unia Europejska, przeżywająca kryzys Rosja, oraz kapitalistyczne w formie - a komunistyczne w treści Chiny.
Przyczyny są dosyć oczywiste: agresję gospodarczą trudno udowodnić. Często posługuje się ona tymi samymi narzędziami, co klasyczna polityka protekcjonizmu państwowego, traktowana jako coś zupełnie naturalnego we współczesnym świecie (naturalnego, choć archaicznego, jeśli uwzględnić globalną tendencję do liberalizacji wymiany gospodarczej).
W większości przypadków agresywne i zaplanowane akcje można usprawiedliwić naturalnymi procesami rynkowymi, co ułatwia maskowanie zamierzeń agresora. Przewagi lub narzędzia oddziaływania można uzyskiwać dzięki „grze rynkowej“, a dopiero po fakcie wykorzystywać je w celach politycznych (przy czym już samo skorzystanie z „praw rynku“ może mieć charakter celowy).
Wreszcie inicjatorami agresji nie muszą być państwa, lecz mogą po nią sięgać korporacje międzynarodowe oraz instytucje finansowe. W konsekwencji taka agresja wymyka się z ram tradycyjnie definiowanej „wojny“ (już samej rywalizacji gospodarczej wielu konserwatywnych teoretyków odmawia miana „wojny”, chociaż ich klasyczne definicje stoją w sprzeczności z faktami).
Kapitał też ma narodowość
Z reguły za agresją korporacji, czy międzynarodowej instytucji finansowej, stoi (lub wspiera ją) jakieś państwo (blok państw sojuszniczych). Między bajki trzeba włożyć jeden z dogmatów szkoły liberalnej mówiący, iż „kapitał nie ma narodowości“. „Kapitał“ ma narodowość i będzie tak przynajmniej do czasu, gdy wielkie korporacje nie zbudują własnych sił zbrojnych równie sprawnych, co siły narodowe oraz nie zapewnią im uznania w prawie międzynarodowym.
Przewiduje się, że pierwsze „korporacyjne armie“ mogą (ale nie muszą) powstać za 10-15 lat. Ich legalizacja w prawie międzynarodowym może nastąpić albo wskutek demontażu obecnego ładu prawnego (korporacje będą wykorzystywać swoje wpływy w rządach, by inicjować działania prowadzące do osłabienia autorytetu ONZ aż do ostatecznego rozpadu organizacji i powstania na jej miejsce nowego organizmu uwzględniającego już podmiotowy charakter korporacji i instytucji międzynarodowych w prawie międzynarodowym), albo pokojowo przez uznanie nowych sił za czynnik stabilizujący świat (gdy na przykład swoją karierę armie korporacyjne rozpoczną od „interwencji pokojowych w ramach mandatu ONZ“).
W chwili obecnej koncerny, realizując swoje cele gospodarcze, potrzebują wsparcia militarnego, dyplomatycznego i wywiadowczego ze strony państwa, z którym się utożsamiają. Mamy do czynienia z symbiozą interesów państwa i koncernów z nim współpracujących w osiąganiu celów strategicznych, korzystnych dla obu stron. Przy czym jedna z opinii mówi o rosnącym wpływie koncernów na polityków, a przez to o prymacie interesu korporacyjnego nad interesem narodowym.
Z drugiej strony obserwujemy przykłady przeciwne – czego jaskrawym dowodem jest Rosja Władimira Putina. Tam koncerny nie realizujące strategii państwowej poddawane są represjom, renacjonalizowane lub przejmowane przez podmioty posłusznie wykonujące polecenia Kremla. Mechanizmy rynkowe są wykorzystywane do uzyskiwania przewagi strategicznej w państwach respektujących prawa wolnego rynku, a uzyskane atuty mają w przyszłości służyć sterowanej przez państwo rosyjskie agresji.
Rosja jest zresztą o tyle ciekawym przykładem, że strategię agresji ekonomicznej dosyć powszechnie wykorzystywała w minionych 10 latach względem byłych republik radzieckich. Wypracowane w tym czasie mechanizmy wpływania na decyzje polityczne swoich sąsiadów Kreml usiłuje przenieść na państwa Unii Europejskiej, a w szczególności kraje Europy środkowej, z Polską na czele, czego skutki możemy śledzić we wstępnych wynikach prac komisji sejmowej badającej sprawę Orlenu.
Dlaczego nie klasyczna wojna
W przypadku państw wysoko rozwiniętych na pierwszy plan wybijają się trzy zalety „wojny ekonomicznej“:
konflikt ten nie niesie za sobą strat w ludziach,
pozwala uniknąć katastrofalnych skutków zniszczeń, jakie są konsekwencją otwartej wojny,
wreszcie pozwala toczyć wojnę z rywalem, z którym starcie zbrojne zakończyłoby się niemal pewną porażką.
Bardzo niska społeczna akceptacja dla ofiar w konfliktach zbrojnych jest jedną z przyczyn niechęci, z jaką liderzy państw europejskich odnoszą się do interwencji militarnych. Socjologowie dowodzą, że w Europie od zakończenia II wojny światowej społeczeństwa są coraz bardziej pacyfistyczne.
Za dowód podaje się między innymi pacyfistyczne protesty w Europie zachodniej w momentach przesileń, jakie miały miejsce podczas „Zimnej Wojny“ czy też masowe manifestacje antywojenne, do jakich doszło przed amerykańską interwencją w Iraku. Także badania opinii publicznej potwierdzają niechęć Europejczyków do ponoszenia ofiar w konfliktach zbrojnych.
Pomija się przy tym zupełnie fakt, że zarówno w czasach „Zimnej Wojny“ jak i obecnie europejski pacyfizm jest z dużej mierze wytworem propagandy.
Wówczas, o czym dowiedzieliśmy się po latach, ruchy pacyfistyczne były współfinansowane i inspirowane przez KGB, podobnie jak pod takim wpływem byli liczni publicyści i politycy o „nastawieniu antywojennym”. Obecnie zaś „pokojowa“ propaganda była instrumentem antyamerykańskiej polityki niektórych rządów państw europejskich, które w ten sposób starały się bronić swoich interesów ekonomicznych w Iraku (francuskie, niemieckie i rosyjskie firmy wykorzystując amerykańsko-iracki konflikt trwający od czasów pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, zawierały kontrakty długoterminowe na eksploatację złóż ropy naftowej w Iraku w zamian za potajemne wspieranie reżimu Saddama Husajna – łamanie embarga na import ropy, przymykanie oczu na niezgodne z zaleceniami ONZ wykorzystywanie środków z programu „ropa za żywność“, eksport do Iraku technologii wojskowych zakazanych w rezolucjach Narodów Zjednoczonych itd...).
Atakować „sojusznika“
Wojna pomiędzy krajami wysoko rozwiniętymi nieuchronnie doprowadziłaby do straszliwych zniszczeń po obu stronach. Byłby to zbyt dotkliwy cios dla gospodarek państw, w których starannie oblicza się każdego dolara wydanego na zbrojenia.
Wydaje się nawet, że do świadomości zsocjalizowanych Europejczyków silniej niż „straty w ludziach“ przemawiają wysokie koszty wojny. Jeśli nie przynosi ona spektakularnych korzyści i nie umacnia dumy narodowej (jak francuskie interwencje w Afryce) społeczeństwa europejskie odrzucają „niepotrzebne koszty“ przedkładając wygodę socjalną nad poczucie siły (inaczej niż Amerykanie czy Rosjanie, gotowi ponosić wyrzeczenia w imię potęgi militarnej, choć i w USA ofiary w ludziach są niechętnie widziane).
Wreszcie jednym z głównych celów „wojny gospodarczej“ są dziś Stany Zjednoczone (same równie chętnie sięgające po ten oręż). Wiodąca w dziedzinie wynalazczości gospodarka amerykańska jest naturalnie predysponowana do roli ofiary technologicznych pasożytów, starających się przy możliwie niskich nakładach własnych osiągnąć podobne rezultaty gospodarcze.
Przede wszystkim jednak trudno wyobrazić sobie obecnie skuteczną rywalizację militarną jakiegokolwiek państwa czy organizacji międzynarodowej z USA. Nie oznacza to jednak, że w świecie nie ma przywódców, którym marzy się, by ich własny kraj pełnił rolę światowej super-potęgi. A droga do tego, w ich opinii, wiedzie przez złamanie hegemonii amerykańskiej. Korzysta się zatem w walce z USA z narzędzi gospodarczych.
Według Samuela Huntingtona, co najmniej od lat 70-tych XX wieku, Japonia prowadzi regularną wojnę ekonomiczną ze Stanami Zjednoczonymi. Od początku lat 80-tych podobnie kształtują się stosunki amerykańsko-niemieckie, a od lat 90-tych - stosunki między USA a Unią Europejską. Japonia oraz UE (z Niemcami i Francją na czele) usiłują podkopać amerykańską potęgę przy pomocy instrumentów gospodarczych, lub uzyskać wpływ na gospodarkę Ameryki gwarantujący w przyszłości przewagę w rywalizacji strategicznej.
Każdy broni swego
W wojnie tej obie strony odnoszą zwycięstwa i porażki. Korzyści odnoszone przez jednych wiążą się nieuchronnie ze stratami innych, nawet, jeśli na pierwszy rzut oka każda ze stron odrobinę zyskuje.
To dlatego w roku 2002 USA nałożyły wysokie cła na import stali, uderzając tym między innymi w koncerny europejskie, a z kolei francuski rząd wraz z francuskimi udziałowcami zamierza bronić narodowego charakteru koncernu informatycznego Ubi Soft (do przejęcia którego przymierza się amerykański gigant komputerowej rozrywki Electronic Arts - EA Games).
Na pierwszy rzut oka oba posunięcia są nieracjonalne – cła uderzyły w amerykańskich producentów korzystających z wyrobów stalowych, zaś Ubi Soft dzięki udziałom EA Games uzyska wzrost wartości kapitałowej, większe możliwości ekspansji itd. itp.
Jednak w dłuższej perspektywie straty amerykańskiej gospodarki spowodowane uzależnieniem się w pełni od dostaw stali z zewnątrz (w przypadku bankructwa hut amerykańskich) czy utrata kontroli nad dochodowym koncernem elektronicznym przez Francuzów przyniosłyby znacznie więcej strat, niż koszty nierynkowych ingerencji, jakich dopuszczają się obie strony.
Surowce energetyczne w centrum uwagi
Szczególnie ostra i bezpardonowa rywalizacja ma miejsce w dziedzinie surowców strategicznych (tu dochodzi nawet do użycia siły przez tych, którzy taką siłą dysponują).
Gospodarki krajów wysoko-rozwiniętych i rozwijających się potrzebują ogromnych ilości energii do prawidłowego funkcjonowania i rozwoju. Z każdym rokiem potrzeba jej coraz więcej. Tymczasem surowców energetycznych jest w świecie ograniczona ilość. Różne szacunki mówią o zapasach pozwalających na w miarę komfortowe funkcjonowanie gospodarki światowej przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Jedni mówią o zapasach wystarczających na lat 20, inni, że na lat 100.
Rozbieżność w szacunkach potęguje jedynie poczucie niepewności, szczególnie na nadzwyczaj podatnych na impulsy psychologiczne rynkach finansowych. Z roku na rok coraz ważniejszym czynnikiem oceny ryzyka makroekonomicznego konkretnej gospodarki jest jej obecne i przyszłe bezpieczeństwo energetyczne, będące wypadkową szacowanego spożycia, możliwości zaopatrywania i sprawnej dystrybucji energii.
Nie dziwi zatem, że państwa chcą wszelkimi metodami zabezpieczyć sobie długofalowe bezpieczeństwo energetyczne.
Ropa to bezpieczeństwo
Stany Zjednoczone już od lat 70-tych uważają bezpieczeństwo energetyczne za jeden z kluczowych składników bezpieczeństwa narodowego. W znacznej mierze przyczynił się do tego kryzys gospodarczy pośrednio wywołany embargiem na dostawy ropy naftowej, jakie w roku 1973 na USA nałożyły państwa OPEC w ramach retorsji za wsparcie Izraela w wojnie arabsko-żydowskiej.
Ówczesny sekretarz stanu Henry Kissinger zapowiedział w roku 1974, że USA są gotowe użyć siły militarnej w przypadku świadomej próby zduszenia rozwoju gospodarczego w państwach wysoko rozwiniętych.
W roku 1997 w oficjalnym dokumencie Białego Domu zatytułowanym „National Security Strategy for a New Century" zapisano, że zapewnienie sobie dostaw ropy naftowej „po rozsądnych cenach“ jest jednym z zasadniczych celów administracji. Podobnie najnowsza strategia bezpieczeństwa narodowego z 2002 roku za najważniejszy cel w obszarze bezpieczeństwa ekonomicznego uważa zapewnienie gospodarce amerykańskiej stabilnych i bezpiecznych dostaw surowców energetycznych z różnych źródeł (czyli bezskutecznie postulowaną w polskich warunkach dywersyfikację dostaw).
Podobnie dużo uwagi problemom energetycznym poświęcają oficjalne dokumenty Unii Europejskiej. Europa jest o tyle w niewygodnej sytuacji, iż praktycznie w całości jest uzależniona od dostaw surowców z zewnątrz. Toteż kluczowym problemem jest dywersyfikacja dostaw (zapewnienie sobie alternatywnych źródeł zasilania w wypadku kryzysu) oraz zagwarantowanie stabilności polityczno-gospodarczej na obszarach, gdzie wydobywa się surowce dla UE i przez które przebiegają linie tranzytowe łączące złoża z odbiorcami.
Z tych, między innymi, względów między Polską a krajami Europy zachodniej należącymi do UE występuje ostry konflikt interesów w stosunkach z Rosją. UE jest zainteresowana polityczną stabilnością na wschodzie, nawet, jeśli stabilność tę gwarantuje siłowa paradyktatura w stylu prezydencji Władimira Putina. Ponadto UE zależy na zwiększeniu dostaw ropy i gazu z Rosji, jako alternatywy dla dostaw z rejonu Zatoki Perskiej.
Polska, która w 60 procentach jest zależna od rosyjskiego gazu i w 90 od rosyjskiej ropy, jest zainteresowana zmniejszeniem dostaw ze wschodu i zastąpienie ich innymi źródłami zaopatrywania się w surowce. Ponadto w naszej ocenie, każda dyktatura na Kremlu stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego. Dystansujemy się zatem od bazujących na przemocy systemach rządów, jakie triumfują na wschodzie, a popieramy demokratyzację – taką, z jaką mamy do czynienia na przykład na Ukrainie.
Unia z kolei jest gotowa przymknąć oko na akty bezprawia i barbarzyństwa za wschodnią granicą, byle tylko zagwarantować sobie szczególnie przyjazne relacje z Kremlem.
Trzeba wiedzieć, czego chcemy bronić
Gdzie kończą się „brutalne prawa rynku“ a zaczyna „wojna gospodarcza“? Przede wszystkim należy sobie zdefiniować samą „wojnę gospodarczą“. Najszerszą i chyba najbliższą rzeczywistości definicję tego zjawiska odnajdziemy w słowniku terminów wojskowych amerykańskiego Departamentu Obrony, gdzie określa się tym mianem każde agresywne użycie środków ekonomicznych dla osiągnięcia celów narodowych.
Od „reguł rynku“ odróżniać będzie zatem „wojnę gospodarczą“ w istocie jeden tylko fakt: że za podejmowanymi działaniami kryje się czyjaś państwowa (a w ujęciu szerszym także korporacyjno-państwowa) strategia.
Na pierwszy rzut oka trudno odróżnić międzynarodowe mechanizmy rynkowe od agresywnych działań wymierzonych przeciw nam przez przeciwnika oczekującego konkretnych korzyści materialnych bądź narodowych. Dodajmy do tego niezmienną od wieków zasadę wojenną, która mówi: kto broni wszystkiego, nie broni niczego – a okaże się, że dokładne trzymanie się tak szerokiej definicji słownikowej łatwo może nas wpędzić w paranoję.
Jak sobie zatem radzić z odróżnianiem wymierzonej w nas „wojny ekonomicznej“ od mniej lub bardziej korzystnych (czasem także szkodliwych) procesów rynkowych?
Zamiast tropić „wrogą agresję“ w każdym niepokojącym nas zjawisku gospodarczym należy przede wszystkim precyzyjnie zdefiniować swoją własną strategię obronną, również (a może przede wszystkim) w dziedzinie ekonomii.
Stosując taki defensywno-prewencyjny filtr dla „wojny gospodarczej“ możemy sami zdefiniować, którym zjawiskom gospodarczo-finansowym należy się przeciwstawić, w jaki sposób to robić, i jaki cel zamierzamy osiągnąć podejmując działania obronne jak również własne posunięcia ofensywne (obliczone na zapewnienie państwu polskiemu długofalowego bezpieczeństwa gospodarczego – czy po prostu bezpieczeństwa).
Z tym, niestety, polskie elity mają spory problem, a nawet, jeśli już coś zdołają zdefiniować, to jak pokazują to przykłady prób dywersyfikacji dostaw gazu i ropy, realizacja celów strategicznych państwa leży poza możliwościami naszych decydentów.
Życie nie znosi próżni
W szerokim ujęciu, wojną gospodarczą jest zarówno bombardowanie fabryki przeciwnika, jak i wręczanie łapówki urzędnikowi państwowemu, który decyduje o sposobie prywatyzacji ważnego dla bezpieczeństwa państwa przedsiębiorstwa.
Próby przejęcia kontroli nad polskimi firmami przerabiającymi i dystrybuującymi surowce przez Rosjan, wykupywanie większościowych udziałów we wszystkich liczących się mediach regionalnych na obszarach Ziem Odzyskanych przez Niemców, czy administracyjno-traktatowe ograniczanie możliwości rozwoju polskich firm i eksportu naszych produktów na rynki unijne przez brukselską biurokrację w okresie stowarzyszenia – to wszystko działania, które bez problemu można uznać za przejaw wymierzonej w nasze bezpieczeństwo narodowe agresji.
Czy, a jeśli tak, to w jaki sposób bronić się przed tego typu ingerencjami – na te pytania powinna odpowiedzieć strategia obronna i doktryna polityczna, która by taką strategię wspierała.
Tymczasem w Polsce coraz trudniej o porozumienie klasy politycznej w najważniejszych nawet kwestiach. Jedyne w miarę powszechnie akceptowane cele ostatnich lat wiązały się nie z suwerennością, lecz wchodzeniem w układy międzynarodowe mniej lub bardziej tę suwerenność ograniczające.
Państwu, które związało się z innymi krajami silnymi więzami gospodarczo-politycznymi, szczególnie powinno zależeć na wyraźnym zakreśleniu swoich interesów narodowych. W przeciwnym wypadku nasz kraj stanie się przedmiotem cudzych targów, które z reguły kończą się mniej lub bardziej zgodnym podziałem łupów. W takim spektaklu Polsce po raz kolejny w jej 1000-letniej historii może przypaść mało zaszczytna rola zwierzyny łownej.
Rozwaga i konsekwencja
Wywiad gospodarczy, prawa własności przedsiębiorstw, zależności surowcowe, swoboda kapitałowa, możliwość skutecznego przeciwstawienia się negatywnej propagandzie, bezpieczeństwo inwestycyjne, sprawna sieć komunikacyjna, długofalowe bezpieczeństwo energetyczne... to pola działania, na których rozstrzyga się współcześnie bezpieczeństwo narodowe.
Globalizująca się gospodarka nie jest wolna od rywalizacji o narodowe interesy. Wprost przeciwnie, w przypadku krajów wysoko rozwiniętych staje się podstawowym orężem.
Jeśli nawet niektóre segmenty gospodarki kiedyś się wyemancypują spod państwowej kurateli (w co wątpię, łatwiej bowiem sobie wyobrazić ujarzmienie McDonalda przez Chińczyków, niż podporządkowanie sobie wszystkich światowych potęg przez Texaco) to kontrolujące te działy gospodarki koncerny również będą dążyły do osiągnięcia celów strategicznych, często kosztem państw i narodów (o co zresztą oskarża się je już od jakiegoś czasu, przedstawiając całkiem wiarygodne dowody takiej działalności).
Mając tego świadomość nie możemy jednak pozwolić sobie na wyłączenie się z rytmu światowej gospodarki. Czekałby nas wówczas los Korei Północnej lub Białorusi, nawet przy założeniu, że odrzucilibyśmy komunistyczną doktrynę gospodarczą.
By skutecznie bronić swoich interesów i czerpać korzyści z burzliwego środowiska gospodarki globalnej, warto precyzyjnie określić, co i w jakim stopniu decyduje o naszym bezpieczeństwie, a następnie konsekwentnie realizować strategię, która tych celów broni. Rozwaga i konsekwencja zawsze były w polityce cnotą. Szkoda, że obu tych zalet tak bardzo nam dzisiaj brakuje.
Artur Rojek
To śmieszne, że burmistrz, który jak powszechnie wiadomo ma na swoich usługach chojnicka prokuraturę i sąd, nic nie wie o sprawie, która go dotyczy. Chęć podpięcia sie do wariografu to tylko działanie mające odwrócić uwagę mieszkańców Chojnic od przekrętów burmistrza. Pani Marzeno tu nie ma co pytać na sesji. Tu trzeba zgłosić sprawe do CBŚ.
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!