'Coś się wydarzyło. Nie wiem co. Wszystko leży'
To tylko fragment wiadomości, jaką 11 sierpnia 2017 r. po godz. 23 st. kpt. Błażej Chamier Cieminski otrzymał od dowódcy zmiany. Na służbę zostali wezwani wszyscy strażacy z chojnickiej jednostki. - Mimo, że pracuje u nas 60 ludzi, większość nie zdołała dotrzeć do komendy. Przez powalone drzewa nie byli w stanie wyjechać ze swoich miejscowości. Zaczęli się więc formować z okolicznymi jednostkami OSP - rok po przejściu przez nasz region nawałnicy tragiczną noc i późniejsze wydarzenia wspomina komendant KPP SP w Chojnicach.
Feralnej nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku Błażej Chamier Cieminski, wtedy jeszcze nie komendant a zastępca naczelnika wydziału operacyjno-kotrolno-rozpoznawczego, został wezwany do pomocy na stanowisku kierowania. W drodze z rodzinnych Charzyków minął tylko kilka powalonych drzew, nie miał więc pojęcia, z czym przyjdzie mu się mierzyć. Przez telefon od dowódcy zmiany usłyszał: „Słuchaj, coś się wydarzyło. Nie wiem co. Jedziemy do pierwszego zdarzenia w kierunku Tucholi i wszystko leży. Będzie bardzo dużo roboty”.
W dyżurce telefony się urywały. - Przez pierwszą godzinę odebraliśmy fizycznie półtora godziny rozmów. Na stanowisku obsługiwanym na co dzień przez jedną osobę, dodatkowe siedem par rąk do pracy nie wystarczało. - Zaczęliśmy przyjmować tylko zgłoszenia dotyczące zagrożenia zdrowia lub życia - wspomina st. kpt. Chamier Cieminski. O 23:48 pojawiła się informacja o harcerzach z Suszka. Wcześniej wpłynęły zgłoszenia o innych zdarzeniach z ofiarami śmiertelnymi w powiecie chojnickim. Aby do nich dotrzeć, strażacy musieli torować sobie drogę w różnych kierunkach - Zielona Chocina, Małe Swornegacie, Zapora (Mylof) i ww. Suszek. Przypomnijmy, łącznie z dwiema harcerkami żywioł pozbawił życia pięć osób w naszym powiecie.
Dowództwo nad akcją objął komendant wojewódzki. - Trudnością było to, że gdzie byśmy nie wysłali naszych zastępów, a pracowały wszystkie jednostki z powiatu, one wszędzie się zatrzymywały i nie mogły dotrzeć do miejsca, do którego były dysponowane. Nikt z nas na tamtą chwilę nie zdawał sobie sprawy z tego, co się wydarzyło na terenie Rytla, ale nie tylko. Spiesząc z pomocą utknęli nie tylko strażacy. - Karetki pogotowia były po prostu uziemione na drogach. Jedna na trasie do Bytowa, druga na drodze krajowej 22 w okolicach Rytla. Dopiero około 2 w nocy zdaliśmy sobie sprawę, że największe spustoszenie, epicentrum nawałnicy było w okolicach Rytla. Złomy drzew tworzyły zwały na 2 metry. Leżało drzewo na drzewie. Niedowierzaniem dla nas było, że 50 pilarzy, którzy byli już skoncentrowani na drodze krajowej nr 22 przez godzinę przechodziło około 200 metrów. Normalnie udrażniali kilometr w przeciągu 15 minut. To były dla nas bardzo trudne momenty. Właśnie około godziny 2 mieliśmy zarys sytuacji, gdzie całkowicie nie możemy przejechać i że to nie są pojedyncze drzewa, tylko ogromna ilość. Temu wszystkiemu towarzyszyła masa trudności logistycznych. W nocy na terenie powiatu chojnickiego nie działała żadna stacja paliw. Musieliśmy jeździć tankować do Człuchowa. Bolączką OSP był z kolei brak agregatów prądotwórczych.
Priorytetem stało się dostanie nad Jezioro Śpierewnik, gdzie odciętych od świata zostało blisko 150 harcerzy. - Od pierwszych chwil ściągaliśmy posiłki z pobliskich powiatów. 30 minut po północy zostały zadysponowane środki spoza województwa. Na pomoc chojnickim strażakom ruszyli koledzy z zachodniopomorskiego. Półtorej godziny później uruchomiono także strażaków z mazowieckiego. - Dotarli na teren naszego powiatu przed 7 rano.
Do komendy wciąż napływały zgłoszenia o harcerzach. - Dostawaliśmy informacje zarówno od uczestników obozu, opiekunów i rodziców z różnych stanowisk kierowania w Polsce. One bardzo od siebie się różniły. Np. mieliśmy informację, że harcerze przemieszczają się w kierunku drogi nr 22. Cały czas musieliśmy te informacje weryfikować. Musieliśmy sprawdzić też sytuację harcerzy z obozów w Kopernicy i Czernicy. Dotarła do nas informacja, że zdążyli się ewakuować, ale to i tak trzeba było zweryfikować.
Reklama | Czytaj dalej »
Trasę, którą strażacy dotarli do Suszka, wskazali mieszkańcy Nowej Cerkwi. - Z Chojnic wyjechało sześć zastępów w kierunku Silna. Potem jechaliśmy przez Gockowice, Nicponie, Lotyń. Kolejne jednostki próbowały się przedostać od strony Racławek, ale wciąż napotykały na powalone drzewa. Nie bez przeszkód też strażacy dojechali w końcu do Lotynia. Stamtąd przez łąki mieli dostać się do harcerzy. Udrażnianiem drogi koordynował miejscowy - operator koparko-ładowarki Jerzy Łangowski. - Wyjaśnił nam, że dojazd od tamtej strony jest możliwy przy użyciu auta terenowego. Ja akurat posiadałem auto z napędem 4x4. Ostatni odcinek drogi pokonali pieszo. - Weszliśmy do obozu o 5:36. Przez niecałą godzinę udzielaliśmy poszkodowanym pierwszej pomocy. O 6:40 rozpoczęła się ewakuacja. Zakończyła o 9:08. Akcją kierował komendant wojewódzki, który na teren obozu dotarł łodzią. Dzieci z powalonego lasu wywożono pick-upami, które wcześniej działały na krajowej 22. - Do jednego auta pakowaliśmy 3 harcerzy i ratownika medycznego. Dowoziliśmy do Lotynia, gdzie powstał punkt medyczny. Tam lekarz decydował, co dalej. 38 osób trafiło do szpitali, reszta została przetransportowana do szkoły w Nowej Cerkwi, gdzie czekało miejsce do spania i pomoc psychologiczna. Zadaniem strażaków było również wydobycie ciał ofiar nawałnicy, dwóch dziewczynek. - Ewakuacja była bardzo trudna i czynności związane z tymi dziewczynkami też.
Mało kto wie, że na teren, przez który przeszedł żywioł, wielokrotnie dysponowano Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ze względu na warunki pogodowe śmigłowce musiały zawrócić. Podobnie było z jednostkami marynarki wojennej z ratownikami wysokościowymi na pokładzie. - Oni o 4:30 wylecieli z Gdyni. Niestety, nad miejscowością Przywidz musieli zawrócić z powodu warunków pogodowych. Mieli spuścić się do obozu w Suszku po linach.
Przez kolejne dwa tygodnie strażacy z powiatu chojnickiego wsparci posiłkami z całej Polski usuwali skutki nawałnicy. - To była ogromna praca i ilość zaangażowanych sił i środków. Bardzo dobrze sprawdził się nasz system ratowniczy, dlatego że PSP jako służba wiodąca i koordynująca wszystkie działania potrafiła zadysponować z terenu całego kraju różne jednostki. Był m.in. Lublin, Łódź, Warszawa, Kraków, Poznań, Wieliczka. Na przykład do Sępólna Krajeńskiego przyjechali strażacy z Olsztyna będący na służbie. Po otrzymaniu dyspozycji od razu wyruszyli.
Komendant zawodowych strażaków składa ogromny ukłon w stronę ochotników. - Działanie OSP było niesamowite. Te jednostki potrafiły same się zmobilizować i odgruzowywać swoje miejscowości, do których nie było praktycznie dojazdu. To były bardzo ważne miejsca. W pierwszym momencie działań tam zbierały się sztaby, tam były wydawane posiłki a z pomocą dochodzili mieszkańcy. Oni byli na pierwszym froncie. OSP to nie tylko druhowie, którzy wyjeżdżają do akcji, ale i kobiety i ludzie starsi wspierający jednostkę chociażby przez przygotowywanie posiłków. - Jest ogromna siła ochotniczych straży. Choć utrzymanie jednostek OSP kosztuje, to nawałnica pokazała jak ważne one są. Co z tego, że w naszej komendzie pracuje 60 ludzi, skoro znaczna większość nie zdołała do niej dotrzeć. Dzięki rozproszeniu jednostek OSP mogli formować się z nimi.
Na terenie województwa pomorskiego w akcji usuwania skutków nawałnicy udział wzięło 6365 zawodowych strażaków i 22177 ochotników! Użyto 2268 pojazdów PSP i 4184 OSP.
Od czasu nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku dla naszego regionu wydano czterokrotnie takie samo ostrzeżenie pogodowe. Burze z gradem 2. stopnia zapowiadano 3, 11 i 28 maja br. oraz 28 lipca. W tych dniach strażacy podjęli dwie interwencje. W Brusach poprawiali plandekę na dachu. Do Czarnowa jechali w sprawie zerwanego dachu na budynku gospodarczym. - Jak się przygotować na nadejście żywiołu? Mieliśmy cztery takie same ostrzeżenia pogodowe jak w dzień nawałnicy i tak naprawdę nic szczególnego się nie wydarzyło.
Pierwszą rocznicę nawałnicy strażacy uczczą bez niepotrzebnego rozgłosu, a na dniach opublikują film, który pokaże, co działo się na stanowisku kierowania pamiętnej sierpniowej nocy...
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (4)
- Komentarze Facebook (...)
4 komentarze
Podziękowania dla strażaków - zawodowych i ochotników - i dla wszystkich innych osób włączonych w akcje ratownicze i usuwających skutki nawałnicy! We wielu miejscowościach mieszkańcy w obliczu żywiołu sami zorganizowali akcje ratownicze zanim dotarły do nich jednostki straży. A po kilki dniach dołączyli do mieszkańców wielu miejscowości ochotnicy z całej Polski chcący im udzielić pomocy - do usuwania skutków nawałnicy ochotniczo włączyli się mieszkańcy lokalnych miast, wsi, przebywający w okolicy turyści, harcerze, włącznie z wieloma ludźmi, którzy na własnych koszt przyjeżdżali chociaż na kilka dni by udzielić pomocy poszkodowanym mieszkańcom z usuwaniem skutków nawałnicy. Podziękowania należą się także wszystkim osobom organizującym zbiorki zaopatrzenia i darczyńcom, którzy okazali pomoc materialną i finansową dla mieszkańców poszkodowanych terenów.
Wszystkim tym ludziom biorącym udział w akcjach ratowniczych i w usuwaniu skutków żywiołu należą się serdeczne podziękowania! Chwała im za poczucie obowiązku udzielenia pomocy ludziom w potrzebie i za troskę o dobrobyt poszkodowanych w wyniku nawałnicy mieszkańców terenów nawiedzionych żywiołem!
Z drugiej strony można także zidentyfikować systemy i osoby, które zawiodły społeczeństwo i poszkodowanych ludzi w czasie tragedii jaką była nawałnica i wyrządzone przez nią tragedie ludzkie i szkody materialne:
- Na lokalnym powiatowym szczeblu zawiódł starosta Staszek Skaja i zdegenerowana rada powiatowa złożona w większości ze skorumpowanych i pozbawionych etyki radnych. Starosta pomimo wymogów prawnych nie zorganizował w powiecie chojnickim struktur i systemu zarządzania kryzysowego na wypadek kataklizmów. W wyniku tego w gminach, sołectwach, i miastach nie istniały cywilne systemy zarządzania kryzysowego. Tak wiec nawet gdyby telefony i komputery działały w starostwie w dniu wystąpienia nawałnicy to i tak były dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego nie miał by do kogo dzwonić z ostrzeżeniami bo na terenie powiatu chojnickiego system cywilnego zarządzania kryzysowego w praktyce nie istniał. Nie było ludzi ani struktur organizacyjnych by te ostrzeżenia odebrać i by na ich podstawie podjąć działania prewencyjne i ratownicze. Przez lata skorumpowana i zdegenerowana rada powiatu nie podjęła działań i w żaden sposób nie wpłynęła na starostę by ten dopełnił swojego obowiązku zorganizowania na terenie powiatu cywilnego sytemu i struktur zarządzania kryzysowego na wypadek zaistnienia kataklizmów i sytuacji kryzysowych.
- Na poziomie wojewódzkim zawiódł pisowski wojewoda pomorski, który w pierwszych dniach naturalnej klęski lekceważąco minimalizował skale tragedii trywialnie tłumacząc swoją pasywność, że nie będzie udzielać pomocy w sprzątaniu liści straconych przez nawałnicę. W wyniku lekceważenia i zaniechań pisowskiego wojewody pomoc ze strony struktur administracyjnych województwa przybyła na poszkodowane tereny ze znacznym opóźnieniem. Nawet pomoc wojska z potrzebnym ciężkim sprzętem koniecznym do torowania dróg i do udrożnienia rzek i kanałów przybyła w wyniku lekceważenia wojewody z ponad tygodniowym opóźnieniem. Pisowski wojewoda zawiódł kompletnie poszkodowanych mieszkańców nawiedzonych kataklizmem terenów. Na dodatek jego lekceważąca i trywializująca kataklizm postawa była okazaniem jawniej pogardy dla poszkodowanych kataklizmem i cierpiących mieszkańców województwa pomorskiego.
- Na poziomie władz krajowych przebywający na wakacjach w czasie zaistnienia kataklizmu członkowie rządu - pani premier i wielu ministrów - nawet nie przerwali sobie na chwile wakacyjnego odpoczynku by uruchomić rządową pomoc materialną i finansową na usuwanie skutków kataklizmu i na pomoc poszkodowanym w wyniku nawałnicy ofiarom. Dopiero po ponad tygodniu pisowski rząd krajowy rozpoczął niemrawe działania by udzielić pomocy w usuwaniu skutków nawałnicy. Jakkolwiek najważniejszą częścią tej "pomocy" pisowskiego rządu było to by rozreklamować się poprzez zdjęcia i nagrania wideo na tle zniszczonych przez nawałnicę terenów i w towarzystwie lokalnych ofiar kataklizmu. Przybyli na poszkodowane tereny członkowie pisowskiego rządu robili wszystko by nie spotkać się z członkami lokalnego samorządu w celu koordynacji wysiłków ratunkowych i porządkowych. Jedynie członkowie pisowskiego rządu wykorzystali okazje do celów propagandowych by promować siebie i lokalnych pisowców jako jedynych, którzy udzielają pomocy mieszkańcom poszkodowanych terenów.
- Chociaż na nawiedzionych przez nawałnicę terenach prawie wszyscy mieszkańcy to katolicy to jednak kolosalny w swoich rozmiarach polski kościół katolicki jako organizacja nie podjął żadnych znaczących działań na rzecz pomocy poszkodowanym przez nawałnice ludziom. Praktycznie na poszkodowanych terenach nie działały żadne kościelne struktury pomocy charytatywnej ani nie było widać tam członków kościelnych organizacji. Nie byłbym zdziwiony gdyby z czasem okazało się, że lokalni proboszcze i katolickie struktury kościelne obłowiły się na darach społecznych na rzecz poszkodowanych, i że wykorzystały kataklizm by skorzystać finansowo na tragedii mieszkańców. To przecież tradycja polskiego kościoła katolickiego, ze na każdym nieszczęściu społeczeństwa usiłują skorzystać finansowo kosztem naiwnego i ogłupionego polskiego społeczeństwa. Ciekawe ile funduszy i zasobów materialnych hierarchowie polskiego kościoła katolickiego wyłudzili od polskiego rządu i społeczeństwa na rzecz poszkodowanych przez nawałnicę, a które nigdy nie dotarły do ofiar kataklizmu?
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!