O piekle na ziemi. Archeolodzy podsumowali badania w Dolinie Śmierci
Przez ostatnich kilka miesięcy w chojnickiej Dolinie Śmierci zespół naukowców pod kierunkiem dra Dawida Kobiałki prowadził badania w ramach projektu "Archeologia Doliny Śmierci". Co pozostało po miejscach kaźni, masowych egzekucji dokonanych przez Niemców w 1939 i 1945 roku? Całkiem sporo. Archeolodzy znaleźli rzeczy osobiste ofiar, łuski od pocisków, ale i fragmenty ludzkich kości.
Rezultaty kilkumiesięcznych badań w Dolinie Śmierci w miniony czwartek (1.10) w Chojnickim Centrum Kultury przedstawił dr Dawid Kobiałka, chojniczanin, absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza. - Miasto Chojnice wspiera projekt, nawet w większym zakresie niż się spodziewaliśmy. To co wiedzieliśmy o Dolinie Śmierci było legendą zanim w fakty nie zamienił tego dr Dawid Kobiałka - mówił Przemysław Zientkowski z Urzędu Miejskiego w Chojnicach otwierając wykład.
Głównym zamierzeniem projektu była próba odnalezienia materialnych śladów związanych z niemieckimi masowymi mordami, do których dochodziło na północnych obrzeżach Chojnic w czasie trwania II wojny światowej. Informacji na temat tragicznych wydarzeń w Chojnicach naukowcy szukali w różnych archiwach. Przewertowali powojenne prace związane z odnalezieniem i ekshumacją szczątków, aż po materiały Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni Niemieckich. - W ich ramach zrobiliśmy nieco ponad 1000 zdjęć dokumentom, które w taki czy inny sposób dotyczą Doliny Śmierci - mówił dr Dawid Kobiałka.
Nie każdy wie, że dzisiejszy teren, który nazywamy Doliną Śmierci nie jest obszarem, który został tym mianem określony jesienią 1939 r. - To właśnie pola znajdujące się na wysokości dzisiejszych Igieł były Doliną Śmierci. Mordów dokonywano w kilku miejscach, które zlokalizowane były mniej więcej od dzisiejszej mleczarni, aż po oczyszczalnię ścieków. To właśnie tam jesienią 1939 r. stojąc nad polskimi okopami przygotowanymi na wypadek wojny życie tracili przedstawiciele lokalnej inteligencji - nauczyciele, duchowni, urzędnicy państwowi, kupcy, ci co należeli do Polskiego Związku Zachodniego itd. - ale też członkowie miejscowej społeczności żydowskiej, a kończąc na co najmniej 218 pensjonariuszach Krajowych Zakładów Opieki Społecznej w Chojnicach - informował archeolog. W drugiej połowie stycznia 1945 w Dolnie Śmierci życie straciło kolejne kilkaset osób, kolumna więźniów.
W swojej pracy naukowcy posłużyli się metodami i technikami badawczymi, charakterystycznymi dla trzech dyscyplin naukowych, tj. historii, archeologii oraz etnografii. Analizowali m.in. historyczne i współczesne zdjęcia lotnicze, prowadzili badania przy użyciu wykrywaczy metali, przy badaniach geofizycznych korzystali choćby z metody magnetycznej czy georadarowej. Wszystkie te działania miały pomóc w wytypowaniu miejsc pod wykopaliska. - W sumie kopaliśmy w 8 różnych miejscach. W żadnych z nich nie natrafiliśmy niestety na kości ludzkie. Na szczęście w trakcie badań powierzchniowych udało nam się jedno z takich miejsc odkryć. Jest to punkt egzekucji i palenia ciał ofiar najprawdopodobniej z drugiej połowy stycznia 1945 r., o których informacje znaleźliśmy w niektórych materiałach archiwalnych. To najważniejsze z odkryć w ramach projektu "Archeologia Doliny śmierci".
Z ciał osób zamordowanych w 1945 roku pozostały niewielkie fragmenty kości, zębów. Dla archeologów niezwykle cenny materiał badawczy. Zachowały się też fragmenty drewna ze stosu ciałopalnego. Wszystkie należą do sosny zwyczajnej, gatunku, który nie rośnie na terenie podmokłym, jakim była i jest Dolina Śmierci. - Nasza wstępna hipoteza jest taka, że Niemcy specjalnie sprowadzili do Doliny Śmierci drewno sosny z zamiarem budowy stosu. Mimo, że był to sam koniec wojny, kiedy to panował jeden wielki chaos, to mimo to zbrodnia ta została dobrze i skrupulatnie przemyślana. Sosna to przecież drewno z dużą ilością żywicy, materiał łatwopalny. Żeby uzyskać wyższą temperaturę stosu najprawdopodobniej Niemcy polewali go jeszcze benzyną. Jeden ze znalezionych fragmentów drewna szczególnie szokuje. Jego biała struktura to nic innego jak wtopiony w drewno fragment spalonych kości, brązowa to fragment gliny przesiąkniętej ludzkim tłuszczem.
Reklama | Czytaj dalej »
Fot. J. Rennwanz, A. Banaszak, D. Kobiałka
Mimo palenia ciał ofiar archeolodzy odkryli na spalonych kościach fragment tkaniny, która nie ma nawet 1 milimetra. - Pod mikroskopem jednak jest wyraźnie czytelna, jak i sam splot. W pobliżu odnalezionych kości, łuski i pociski od niemieckich pistoletów Walther PPK oraz P08 Parabellum. To broń krótka, z której strzelano z bliskiej odległości, używana przez Gestapo i służby policyjne. - Na chwilę obecną, mamy odnalezionych ponad 90 łusek pistoletowych. W przypadku masowych egzekucji zasada jest mniej więcej taka jedna łuska to jedna ofiara.
Prace terenowe przyniosły także inne odkrycia. Rzeczy, które mogły ale też nie musiały należeć do ofiar, które straciły życie w Dolinie Śmierci. Takimi są np. odznaka Przysposobienia Wojskowego Kobiet, paramilitarnej organizacji z czasów II Rzeczypospolitej czy też spinka do mankietu. Artefakty, które już należały do zamordowanych w drugiej połowie stycznia 1945 r. to: aluminiowy medalik z Matką Boską, męski zegarek francuskiej albo belgijskiej produkcji, podkówka, czyli podbicie but wraz z wtopionymi ludzkimi kośćmi, klamra do pasa czy wpinka z przedwojennym herbem Torunia.
Kim były ofiary z drugiej połowy stycznia 1945 roku? - Według najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń, ofiary z 1945 roku to kolumna osadzonych w więzieniu Gestapo w Bydgoszczy przy ul. Wały Jagiellońskie 4. Na przełomie 1944 i 1945 r. Gestapo wyłapywało intensywnie członków polskiego podziemia z Bydgoszczy, torunia, Grudziądza i okolic. Wraz ze zbliżającą się Armią Czerwoną więźniów ewakuowano. Jedna z kolumn miała zajść, aż do Chojnic i w Dolinie Śmierci zostać zamordowana.
Ostatnim komponentem projektu była etnografia Doliny Śmierci. W jej ramach naukowcy rozmawiali z mieszkańcami miasta na temat tego miejsca. Szczególnie cennymi informatorami byli ci, którzy stracili swoich rodziców, dziadków czy też pradziadków na Polach Igielskich. - W ten sposób zdobyliśmy wiele cennych, wcześniej niepublikowanych zdjęć, dokumentów oraz wspomnień. Dowiedzieliśmy się także jakimi sposobami pamięć o bliskich, którzy zostali zamordowani w Dolinie Śmierci była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Wśród ofiar Zbrodni Pomorskiej 1939 roku, bo tak obecnie historycy nazywają mordy z 1939 roku na Pomorzu, byli m.in. Józef Kościelny, Alojzy Słomiński, Jan Dzwonkowski czy też chociażby Łukasz Szulc. W ramach naszego projektu staraliśmy się przekazywać rodzinom dokumenty dotyczące ich bliskich, które znaleźliśmy w różnych archiwach.
- Po wojnie dzieci były straszone przez rodziców, żeby nie chodziły do Doliny śmierci, bo "diabeł pali tam złoto", jak powiedział nam jeden z informatorów. Była to przestroga przed miejscem otoczonym ponurą i złowrogą aurą. I faktycznie, badania archeologiczne jednoznacznie pokazują, że to co działo się w Dolinie to było dosłownie piekło na ziemi.
Kończąc swoją prelekcję archeolog dziękował wszystkim osobom, instytucjom i prywatnym firmom, które pomogły naukowcom przy realizacji przedsięwzięcia. Skład zespołu badawczego, zajmującego się Doliną Śmierci, poza Dawidem Kobiałką tworzą: Filip Wałdoch, Mikołaj Kostyrko, Katarzyna Kość-Ryżko, Ewelina Ebertowska, Zbigniew Kubiatowski, Przemysław Zientkowski.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (0)
- Komentarze Facebook (...)
Brak komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!