Agata Wiśniewska - 2021-09-03 09:42:04
Magia igrzysk. Jeszcze nie ochłonęli po Tokio, a już myślą o Paryżu
Z wypiekami na twarzach olimpijczycy Lech Stoltman i Magdalena Kwaśna opowiadali wczoraj (2.09) w chojnickim ratuszu o swoich startach w Tokio. Kulomiot po raz drugi na Igrzyskach Paraolimpijskich zdobył brązowy medal, natomiast żeglarka ChKŻ na swoim pierwszych Igrzyskach Olimpijskich rywalizację w klasie Laser Radial zakończyła na 17. pozycji.
Od gratulacji, życzeń i wręczenia bukietów kwiatów włodarz Chojnic rozpoczął spotkanie z naszymi olimpijczykami. - To wielkie przeżycie was oglądać w takich miejscach. To wielkie przeżycie móc was wspierać przez długi okres czasu. Jestem przekonany, że dalej będziecie swoją karierę prowadzić. To wielka promocja Chojnic, Chojnickiego Klubu Żeglarskiego, miasta - mówił Arseniusz Finster. A sportowcy nie pozostali dłużni. Lech Stoltman podarował włodarzowi Chojnic sake, a Magdalena Kwaśna koszulkę lidera regat, dla której zastępca burmistrza znalazł od razu przeznaczenie. - Wystawimy ją na licytację WOŚP - poinformował Adam Kopczyński. Ze strony żeglarki padła też ważna deklaracja. - Nigdy w ogóle mi przez myśl nie przeszło, żeby reprezentować inny klub. Nigdy nie myślałam o tym, żeby być gdzie indziej i nigdzie nie miałabym tak dobrze, jak mam tutaj i naprawdę to doceniam. A potem olimpijczycy dzieli się swoimi wrażeniami z igrzysk, którym z dużą przyjemnością poza włodarzami przysłuchiwali się m.in. radni.
"Złamane serce" - cena za olimpijskie doświadczenie
Magdalena Kwaśna w 2018 roku wywalczyła nominację olimpijską dla kraju. Przez kolejne 2,5 roku pracowała na to, aby to właśnie ona mogła reprezentować Polskę w klasie Laser Radial. Choć z Tokio wróciła bez medalu, to jednak z doświadczeniem na wagę złota. Jak mówiła wczoraj (2.09) IO nie da się porównać z jakimkolwiek innymi zawodami, to też emocje towarzyszące lipcowym startom jeszcze z niej schodzą.
- Igrzyska Olimpijskie to wydarzenie, które długo się trawi. Wiele lat pracy, przygotowań zostaje sprowadzone do tych dwóch tygodni. To jest potężna kumulacja emocji, duża presja. Każdy się stara, nikt nie odpuszcza - mówiła żeglarka. Już drugiego czy trzeciego dnia startów w Tokio "żeglarstwo złamało jej serce". - Na wodzie robiłam wszystko, co tylko mogłam a okazało się, że to i tak było niewystarczające. To był dla mnie trudny moment - tak żeglarka nawiązała do zmieniających się warunków wiatrowych. A ten najlepszy moment? Serdeczne, ludzkie gesty ze strony rywali. Magda też nie spodziewała się, że tyle osób będzie jej kibicować i da temu wyraz poprzez wysyłanie wiadomości choćby na fb. - To czasami było też przytłaczające, bo my jako żeglarze nie jesteśmy przyzwyczajeni do kibiców.
Covid-19 odebrał dużo igrzyskom
Przez trwającą pandemię koronawirusa tegoroczne IO miały mniej przyjemną formułę dla zawodników. Sportowcy nie mogli obserwować zmagań pozostałych rodaków. Mocno we znaki dały się obostrzenia. Jeszcze przed pobytem w wiosce olimpijskiej Magdzie udało się wybrać na krótką wycieczkę, potem trzeba było zaakceptować niezwykle sztywny rozkład dnia "hotel - port - hotel", który nie uwzględniał indywidualnych potrzeb zawodników. Do tego odseparowanie od pozostałych gości hotelowych, co przekładało się na śniadanie między godziną 5:50 a 6:25 czy zakaz przemieszczania się windą. Na 7. piętro, gdzie żeglarka miała pokój, wchodziła zewnętrznymi schodami przeciwpożarowymi. Pandemia uniemożliwiła też przyjazd rodzinom sportowców. - Swoją nieobecność na różnych rodzinnych uroczystościach, czy takim codziennym życiu chciałam swoim bliskim wynagrodzić tym, że będą mi towarzyszyć na igrzyskach. Niestety to okazało się niemożliwe - przyznała Magda.
Zdaniem zawodniczki ChKŻ na stres związany z IO nie da się przygotować. - Dzień po regatach czułam się tak, jakbym odzyskała wzrok. Wtedy zdałam sobie sprawę, jaki to był stres. Podobnie odczuła to Iga Świątek, z którą wracałam jednym samolotem do kraju.
Po oficjalnej części spotkania były jeszcze rozmowy w kuluarach. Na zdjęciu nasi olimpijczycy w towarzystwie Marka Szanka, przewodniczącego komisji kultury i sportu.
Początek mało przyjemny...
Lech Stoltman jako brązowy medalista Igrzysk Paraolimpijskich z Rio do Tokio leciał z mniejszą presją, ale nie z brakiem apetytu na kolejny krążek. Podróż kulomiota do stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni trwała aż 35 godzin. Na "dzień dobry" czekała na niego przykra niespodzianka. Pokoje w hotelu nie były przystosowane dla sportowców poruszających się na wózku inwalidzkim. Lech został zakwaterowany więc w jednym z boksów, usytuowanych na sali gimnastycznej. - Jak to zobaczyłem to od razu miałem ochotę wracać do Polski - opowiadał. Niedogodności związane z noclegiem szybko jednak zeszły na dalszy plan, na co wpływ mieli sami gospodarze paraolimpiady. - Kultura japońska jest po prostu nie do opisania. Jeśli byśmy powiedzieli, że chcemy gwiazdkę z nieba to oni już by rozstawiali drabinę, żeby nam ją przynieść.
Upał nie przeszkodził Lechowi w zdobyciu medalu
Jeśli chodzi o same zawody, ich poziom był dużo wyższy niż w Rio. Niesamowitą siłą imponował Rosjanin, a zdobywca złotego krążka w pchnięciu kulą Wallace Santos z Brazylii w Tokio ustanowił nowy rekord świata na 12 metrów i 63 centymetry. Lekkoatleci rywalizowali w wielki upale. Przy 35°C na termometrze odczuwalna temperatura była o 10 stopni wyższa.
- Szczęście mieli ci, co startowali jako pierwsi, tak jak Brazylijczyk, że nie czekał długo na konkurencję. Nie przegrzał się, mógł od razu zaatakować. Tym bardziej, że na rzutni nas mogło być dwóch, a reszta musiała czekać w namiocie, w którym dopiero było duszno - relacjonował Lech Stoltman. Pomimo trudnych warunków, Leszek po raz drugi w swej karierze zdobył paraolimpijski brąz. Miejsce na podium zapewniło mu pchnięcie kuli, ważącej 7 kg, na odległość 12 metrów i 15 centymetrów.
W opowieści kulomiota nie zabrakło też wątków ze stresem. Niektórzy zawodnicy nie byli w stanie z siebie słowa wydusić, a Bułgar Ruzhdi Ruzhdi, choć zajął drugie miejsce do dekoracji ustawił się na pierwszym. - Igrzyska mają to do siebie, że jest to ogromna presja. W końcu jedzie się po to, aby zdobyć medal. Niektórzy tej presji nie wytrzymują.
W myślach już Paryż
Nasi olimpijczycy cieszą się, że choć z rocznym poślizgiem igrzyska w Tokio w ogóle doszły do skutku. Obydwoje myślą już o kolejnych w Paryżu, za 3 lata. Teraz jeszcze chwila laby i odpoczynku od treningów. Od października Magda wraca na studia, co też ma pomóc złapać jej dystans i w efekcie przełożyć się na lepsze żeglowanie. Lech, dopóki warunki pogodowe pozwolą, tradycyjnie już będzie trenował na terenie gminy Chojnice, w ogrodzie teściowej, a zimą obierze kierunek Słupsk, gdzie jest hala z wpięciem do wózka i specjalnymi materacami, które chronią parkiet przed uszkodzeniem. Naszych włodarzy zapytaliśmy czy takiego rozwiązania nie można by wprowadzić na którymś z naszych obiektów, w końcu miasto ma w planach modernizację hali sportowo- rekreacyjnej przy Centrum Parku. - Pan dyrektor wydziału sportu sprawdzi, co by można w temacie zrobić - odpowiedział Arseniusz Finster.
Artykuł pochodzi z portalu www.chojnice24.pl
Brak komentarzy
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!