Ostatni dzień targowiska na pl. Piastowskim
Ostatnie zakupy zrobiła m.in. Maria Stępkowska. Uważa, że ceny są tu niższe od pobliskiego rynku na Angowickiej.
Od poniedziałku firma budująca tam parking na zlecenie miasta wchodzi na tę część pl. Piastowskiego. We wrześniu radni mają podjąć uchwałę, w której wykreślą to miejskie targowisko z listy. Ostatniego dnia funkcjonowania na miejscu panował spory ruch. Spotkani klienci zgodnie mówili, że szkoda i żegnali się z zaprzyjaźnionymi sprzedawcami. Część dopiero dziś dowiedziała się, że to już ich ostatnie zakupy. Wielu podpisało się wcześniej pod petycją do magistratu, ale na nic się to zdało. - Do mnie to też jeszcze nie dociera - przyznaje handlujący tam Marek Kniter.
- Jak zwykle pojechałem po świeży towar. A około godz. 10 były już braki, bo np. klienci kupowali ziemniaki na zapas. Dziś to pewnie do 20 będziemy stać. Jutro mimo tego, że jest święto, będziemy zwijać stragan – mówi Marek Kniter, właściciel największego stoiska, które na placu przy gazowni ma już od 15 lat. - Pamiętam dokładnie mój pierwszy dzień. To było 2 sierpnia 2000 roku. Mam pamięć do dat – śmieje się przedsiębiorca, bo z wykształcenia jest właśnie historykiem. Nie ukrywa, że do branży trafił przypadkiem i choć na początku był mały ruch, to potem interes się rozkręcił. W najlepszych momentach w zieleniaku pracowało 6 osób. Dziś cztery razem z nim. Wszyscy na umowę o pracę.
Reklama | Czytaj dalej »
Halina Kalinowska, która pracuje w warzywniaku od 10 lat, obsługiwała dziś klientów ze łzami w oczach. - Znamy się dobrze ze stałymi klientami, no i ekipę mamy fajną. Dogadywaliśmy się ze wszystkimi handlującymi na placu. Super się tu pracowało – przyznaje i nawet warunki pracy w małej budce i z zadaszeniem w postaci namiotu nie były jej straszne. - Pracować trzeba wszędzie – dodaje. Pani Halina z zawodu jest sprzedawcą. Czy ma jaką ofertę pracy, jakiś pomysł? - Na razie nic – odpowiada w międzyczasie, kiedy obsługuje klientkę.
- Szkoda mi, zwłaszcza personelu. Panie są bardzo miłe. Mam tu blisko i jest duży wybór – zachwala klientka pani Danka. - Szkoda, że tak się stało, że znikają. Nie wiem, gdzie teraz będę chodzić po swieże warzywa i owoce. Jakoś trzeba będzie sobie radzić.
Państwo Bernadeta i Leszek Kłosowie byli stałymi klientami ryneczku, bo mieszkają w sąsiedztwie.
- Tu mamy dogodne dojście, blisko domu. Wszyscy tu kupowali z góry, z osiedla Kolejarz i pobliskich ulic oraz pół miasta, ale widać nikogo to nie interesuje... – zauważa pan Leszek. - Targowisko na Młodzieżowej jest daleko, a Angowicka tylko trzy razy w tygodniu i to do południa – dodaje. - A dla kogo te parkingi będą? - pyta. W pobliżu ma powstać pasaż handlowy, gdzie w planie są różne sklepiki, m.in. z pieczywem czy mięsny. Czy będą tu chodzić? - Niespecjalnie, przecież takich sklepów jest pełno – uważają Kłosowie.
- Będzie brakować tego zieleniaka, bo wcale nie ma ich za wiele w mieście. To niedobre posunięcie – uważa Ryszard Gałczyński z Charzyków. - Niedługo tylko w markecie będziemy kupować, a jak są zieleniaki, to markety też muszą patrzeć na taką konkurencję – dodaje stały klient bazarku. - Władza powinna swoich wspierać. A u nas ciągle jest brak myślenia o dobru wspólnym, a takim są w tym wypadku miejsca pracy – swoje poglądy wykłada podczas dyskusji z Markiem Kniterem. - Gdy ktoś zostawia u mnie złotówkę, to ja ją dalej wydaję tu na miejscu. Ten pieniądz zostaje w obiegu, a nie trafia do obcego kapitału – podkreśla przedsiębiorca, który zawiesza działalność i póki co jedyny plan, o którym mówi głośno, to urlop.
Pan Marek nie jest tu jedynym handlującym, ale jak wszyscy powtarzali zgodnie, nikt tutaj sobie w paradę nie wchodził. A na pożegnanie były nawet pamiątkowe zdjęcia. Kazimierz Kiedrowicz dwa razy w tygodniu przyjeżdża do Chojnic z Obkasu w gminie Kamień Krajeński. Płody rolne z własnego gospodarstwa sprzedaje od 2002 roku. Ma także swoją pasiekę. - Już tyle lat tu przyjeżdżam, że mam stałych klientów. Trzeba mieć po prostu dobry towar, żeby przyciągnąć. Nas ocenia klient – podaje receptę. Dziś sprzedawał głównie ziemniaki, ale też ogórki, wspomniany miód czy kwiaty. Na początku lata przywozi też truskawki. Teraz z własnym towarem będzie jeździł na Angowicką. - Nie mogę przecież zrezygnować. Uprzedziłem moich klientów – mówi. - Jacyś pewnie odejdą, ale może nowi przyjdą. Jestem dobrej myśli – dodaje. Decyzję o zlikwidowaniu targowiska na Piastowkim uważa za błędną. - Unia przecież daje pieniądze na rynki, gdzie są lokalne produkty – argumentuje. - A do tego miejsca pracy znikną...
Ziemniaki i miód u pana Kazika kupuje emerytka, pani Helena, która mieszka w sąsiedztwie. - Mam czas, to przejdę się dalej dla relaksu – śmieje się chojniczanka. - Z drugiej strony jestem coraz starsza. Szkoda, że bazar nie został pod ręką. Trzeba było to uzgodnić i zostawić stragany na placu Piastowskim – uważa. A o handlujących panach Marku i Henryku ma bardzo dobre zdanie. - Tacy uczciwi. Jak coś będzie nie tak, to nawet zwrot zaproponują – zachwala. Na obu stoiskach zaopatruje się też pani Grażyna z Chojnic. - Często przyjeżdżam z mężem. Są dobre ceny i towar, no i autem blisko. Gorzej w tym roku przez te budowy – przyznaje. O likwidacji targowiska nie wiedziała. - Jestem zaskoczona. Tu było fajnie, bo po południu po pracy można było podjechać...
Pani Hanna Kierszk z córką Magdaleną na pl. Piastowskim sprzedają plony ze swojego ogrodu i działek od dwóch lat. - Pieniądze tutaj zarobione wystarczają nam na paliwo i jedzenie - mówi kobieta. Za swoje stoisko uiszczają 2,20 zł opłaty targowej dziennie. - Stoimy około siedmiu godzin, mniej więcej od 7.30 do 14.00 - mówi pani Hania. Co zrobią po 14 sierpnia? - Staniemy na Angowickiej. Szkoda tego miejsca, bo zdążyliśmy się zgrać. Ludzie są uprzejmi, Szkoda, że się skończyło - ubolewa.
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (83)
- Komentarze Facebook (...)
83 komentarzy
Pani Hania może przecież dalej sprzedawać swoje produkty - miejsc nie brakuje. A to że, na placu Piastowskim nie będzie miejsca na handel wiadomo od 4 lat.
Pani Haniu pozdrawiam.
Pani Haniu jak zbraknie Wam na jedzenie proszę zwrócić się do tej "miłej" pani z komisji społecznej. Zaprosi Was raz w roku na wielkanocną strawę. Będą reporterzy, zdjęcia w gazetach, wywiady i bardzo miła atmosfera. I jeszcze czarną polewkę ugotuje nadworny kucharz Leszek ten od wiewiórek i jeży. Rozdawać ją będzie przed ratuszem.
Mamy kochaną władzę, a nawet bardzo. Najlepszego w całym kosmosie burmistrza. Jak coś obieca to obieca. W tym jest najlepszy.
"Podobny los dotknął Chojnicką rzeźnię miejską, będącą w gestii miasta przez
60 lat. Znana w latach trzydziestych z eksportu bekonów do Anglii. Do 1939
r. firma przynosiła miastu znaczące korzyści finansowe. Były one na
tyle duże, iż Rada Miejska niejednokrotnie zastanawiała się jak
zainwestować nadwyżki pieniężne. "
"Nie ma już także Chojnickiej Fabryki Mebli, wielu małych firm,
warsztatów filii spółdzielczych, punktów usługowych itp. Niby małe
niezauważalne wrosły się w pejzaż miasta. Dopiero po likwidacji
niektórzy zauważyli ich brak. Ktoś powie: taka kolej rzeczy, wszystko
się zmienia. Może to i dobrze. Jednak miejsce likwidowanych firm, to
likwidowane miejsca pracy. Nie zawsze tak jest, ale problem z roku na rok
narasta. Nowe miejsca pracy tworzą się znacznie wolniej niż wzrastające
bezrobocie. O skali tego zjawiska świadczy ponad 20 proc. bezrobocie w
powiecie chojnickim."
Na początku lat 90 zlikwidowano Polskie Normy, czyli zbiór przepisów
określających warunki dopuszczalności do sprzedaży produkty
żywnościowe. Określały one precyzyjnie skład i parametry jakościowe
produktów, co ciekawe za złamanie tych norm można było trafić nawet do
więzienia.
.
Dwa lata temu przebadano około 500 produktów dostępnych na rynku i to
nie tylko w tanich sklepach sieciowych. Wynik był zatrważający –
spośród 110 produktów wędliniarskich jedynie 4 spełniały wymagania
jakościowe obowiązujące do 1993 roku, spośród 22 produktów nazywanych
masłem nie było żadnego który mógłby być tak nazwanym według norm.
Generalnie mniej niż 10% będącej dzisiaj w sprzedaż żywności
dopuszczone byłoby wówczas do sprzedaży – 90% nie mogłoby według
ówczesnych standardów ze względu na skład i jakość uznane za
żywność.
.
Dla miłośników piwa info – obecnie żadne z piw produkowanych przez
grupę Żywiec, Kompanie Piwowarską itp. przy zastosowaniu ówczesnych
kryteriów nie mogłoby być nazwane piwem lecz jedynie napojami piwo podobnymi.”
......nic dodać nic ująć.
2) cukrownie pozamykano
3) kopalnie w likwidacji
4) młodzież wyjechała za granicę do pracy
5) banki w ponad 60% przejęte przez kapitał zagraniczny
6) media w 90% przejęte przez kapitał zagraniczny
7) rolnicy płacą kary za nadprodukcję
8) gaz mamy droższy niż Anglicy
9) w czasie upału brakuje energii, możliwe że za kilka lat będziemy ją kupować od Niemców, którzy wyprodukują ją z węgla wydobytego w swoich kopalniach otwartych w Polsce
10) patrzcie jaką fajną galerię i rynek nam wybudowali, nie chodzimy bo nas nie stać ale fajnie na pocztówkach wygląda.
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!