Rada miejska odrzuciła wnioski o referendum
Zarówno ten złożony przez inicjatorów referendum ws. likwidacji straży miejskiej z podpisami przeszło 3 tysięcy chojniczan, jak i przez radnych opozycji. Burmistrz działania te określił większym planem i już wieszczy następne referendalne zapędy ze strony swoich adwersarzy, tym razem dotyczące odwołania rady miejskiej i burmistrza. Przewodniczący rady nie udzielił głosu przedstawicielom komitetu zbierającego podpisy, zasłaniając się regulaminem. Jak się potem okazało, niesłusznie.
Zdziwienia nie było, bo już w zeszłym tygodniu krążyły informacje, że doraźna komisja powołana w celu weryfikacji podpisów, odrzuciła w całości kilkanaście kart. Wcześniej z powodu błędów w danych lub ich brakach wyrzucono przeszło tysiąc podpisów. Jej szef Edward Gabryś z oficjalnym komunikatem czekał jednak na sesję. Komisja bez zastrzeżeń zaakceptowała 3061 podpisów. - Reszta nie spełniła wymagów formalno – prawnych – poinformował radny Gabryś. Decydujące dla losów referendum było 166 podpisów na 17 kartach, które ostatecznie komisja uznała za nieważne. - Nie wiadomo, kto i kiedy poczynił dopiski – argumentował przewodniczący komisji referendalnej. Do tego, zdaniem komisji, inicjatorzy plebiscytu za późno podali do wiadomości, że taką akcję w ogóle prowadzą.
Reklama | Czytaj dalej »
Kamil Kaczmarek i Artur Eichenlaub, choć przyszli na sesję, nie mieli możliwości zająć głosu. Wnioskował o to radny Leszek Pepliński. Takiej potrzeby nie widział Antoni Szlanga, wszak w jego opinii wystarczyło, że panowie mogli obserwować pracę komisji. Mimo apelu burmistrza Arseniusza Finstera, by jednak udzielić gościom głosu, większość radnych była przeciw. - Panowie inicjatorzy są stroną. Dziwię się, że tak głosowano – skomentowała radna opozycji Marzenna Osowicka, która podobnie jak troje innych rajców, chciała wysłuchać racji drugiej strony. Na to usłyszała od przewodniczącego rady Mirosława Janowskiego, że trzeba się zapisać przed sesją, bo tak stanowi lokalne prawo. Debiutująca w roli radnej na koniec sesji poprosiła o wskazanie odpowiedniego paragrafu. - Nie ma takiego regulaminu. Przepraszam, chylę czoła – pokajał się Janowski. Dwóch przedstawicieli komitetu zdążyło już jednak wyjść. Ale i bez nich nie obyło się bez ostrej dyskusji. - Decyzja ma charakter także polityczny i w tym zakresie zapadła wcześniej – stwierdził Mariusz Brunka z Projektu Chojnicka Samorządność, który stoi na stanowisku, że mimo uchybień nie ulega wątpliwości, że inicjatywa miała znaczące poparcie wśród chojniczan i spowodowała ożywioną dyskusję. - Nie można z jednej strony ubolewać, że referendum nie będzie, skoro dysponuje się narzędziem – dlatego Brunka wniósł o powołanie komisji doraźnej, która przygotowałaby plebiscyt. Wniosek ten poparł tylko dwuosobowy klub PChS przy dwóch głosach wstrzymujących się (Leszek Pepliński i Joanna Warczak - PO) i chichocie radnych z klubu burmistrza – 17 przeciw.
Głosowanie poprzedziła jednak ożywiona dyskusja. Radnemu Peplińskiemu nie spodobało się, że projekt uchwały w sprawie odrzucenia wniosku o przeprowadzenie referendum radni dostali w trakcie obrad i to krótko przed jej głosowaniem, dlatego poprosił o przerwę, by w ogóle móc zapoznać się z treścią uzasadnienia.
- Jeśli decyzja zapadła wcześniej, to kto mi wydawał polecenia? – Marek Bona z klubu burmistrza ostro zareagował na insynuacje Brunki. Ten nie dał się zbić z tropu. - Funkcjonujecie w klubie, który nawet w nazwie ma lidera. Chojniczanie nie są tak naiwni...
Natomiast Andrzej Gąsiorowski inne słowa Brunki, dotyczące powtórki z rozrywki, odczytał jako zapowiedź kolejnego referendum, tym razem ws. odwołania rady. Taką mieli usłyszać członkowie komisji z ust Kamila Kaczmarka. - My jesteśmy zastraszani przed podjęciem decyzji. Tak nie wolno. Głosuję w zgodzie z własnym sumieniem i nie dam się zastraszyć – denerwował się Gąsiorowski. Od nacisków na radnych odżegnywał się Arseniusz Finster i namawiał PChS, by swój wniosek wycofał. - Dajmy szansę inicjatorom, by dokończyli dzieła i odwołali się do sądu. Są pewni, że wygrają. To jest większy plan. Oni nie chcą czekać do kolejnych wyborów, tylko odwołać radę i mnie – prorokował włodarz.
Radny Gąsiorowski dziwił się, dlaczego opozycyjny klub nie zgłosił gotowego projektu uchwały o referendum lokalnym. - Nie róbcie tego rękami komisji, a własnym projektem – nawoływał opozycję. W odpowiedzi Brunka tłumaczył, że chodzi o wypracowanie wspólnego stanowiska, które nie będzie budzić tyle emocji co teraz. Przypomniał też, że PChS nie był żadnym podmiotem w akcji zbierania podpisów.
Kolejnym argumentem, tym razem z ust sekretarza ratusza, był koszty. - Nikt nawet nie zapytał o to – dziwił się Robert Wajlonis. A według jego wyliczeń lokalny plebiscyt kosztowałby ok. 75 - 80 tys. zł. - No cóż, demokracja w ogóle kosztuje - rozłożył ręce Mariusz Brunka. - Zlekceważono opinię 3 tysięcy chojniczan. Jestem pełna podziwu dla obywatelskiej inicjatywy. Szkoda to zaprzepaścić, tym bardziej, że obywatele nie mają takiej wiedzy jak urzędnicy...
Podobne tematy:
Najnowsze:
REKLAMA:
- Komentarze Chojnice24 (36)
- Komentarze Facebook (...)
36 komentarzy
No właśnie Panie Robercie pół miliona złotych wydano z kasy miejskiej na projekt Bauturium, który trafił do kosza. Teraz zamierza się wydać 300 tysięcy złotych na PROJEKT "oklejenia" styropianem Chojnickiego Centrum Kultury. I ani komisja rewizyjna ani inna żadna nie zamierza się tym zająć.
Cóż znaczę te "grosze" nad którymi Pan tak ubolewa w porównaniu z takim marnotrawstwem publicznych pieniędzy. Co na ten temat ma do powiedzenie sumienie radnego Gąsiorowskiego?
Czyste... bo nie używane?
Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Dodaj komentarz
Komentarze publikowane są dopiero po sprawdzeniu przez moderatora!